[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ciekawie to ujęłaś, Em-Cate.– Wskoczyłam na scenę.– Zależy mi przede wszystkim, choć nie tylko, na nowym kodzie do telefonu, żebym następnym razem mogła zadzwonić po taksówkę.Taryfa z podmieścia kosztowała mnie fortunę i jeszcze trochę.Odwróciła się do pozostałych, którzy byli wyraźnie zmieszani.Szczerze mówiąc, też byłam skonsternowana.Jeśli nie liczyć jej, Twilla i Sovaya, pozostałych słabo pamiętałam, a jednej kobiety nie kojarzyłam ani trochę.Zaczynałam się zastanawiać, czy „Teatrzyk sir Larry’ego” zwróci mi koszty przemodelowania.– Tak, Sovay, niezła kaszana! – powiedziała Em-Cate.– I wszystko przez ciebie! Twierdziłeś, że to tylko przejściowe i że jeśli zostanie wyjęta z kontekstu, więcej się to nie powtórzy.No i proszę, zjawia się na scenie i bezczelnie żąda swojej roli.Co ty na to, Sovay? Co mamy teraz zrobić, zorganizować dla niej przyjęcie powitalne?Raju, pomyślałam, czyżbym całkiem zeszła na psy? Zawaliłam przedstawienie i mnie wylali?– Em-Cate! – ostrzegł ją Sovay.Zmierzyła go jadowitym spojrzeniem.– Mówię ci, kaszana.Ciekawa jestem, jak z tego wybrniesz, Eisensteinie.– Einsteinie – mruknął Twill.Em-Cate szturchnęła go w bok.– Mówię o Eisensteinie, tym znanym reżyserze.Sovay myśli chyba, że jest równie dobry.– Stul pysk! – Przyglądał mi się z widoczną na twarzy udręką.Nagle uświadomiłam sobie, że obgryzam paznokcie.– Najwidoczniej przytrafiła mi się poważna awaria – powiedziałam.– Na razie tylko chcę wiedzieć, czemu pozwoliliście mi błąkać się po mieście, żyć nieswoim życiem, zamiast mnie ratować i leczyć? Domyślam się, że konkurencja nie przebiera w środkach.Udręka Sovaya jeszcze się powiększyła.Raju, pomyślałam, naprawdę zostałam wyrzucona.Wyrzucona i – tu zerknęłam na nieznaną mi kobietę – zastąpiona.Kobieta odwróciła wzrok, a ja spostrzegłam, że znów obgryzam paznokcie.Cóż to za odrażający nawyk! Może przeciek od postaci? Oto moje poronione szczęście: kiedy wreszcie zaczęłam od niej przejmować pewne rzeczy, okazało się, że to coś nieużytecznego, gorzej, wstrętnego!– Pamiętasz swój wczorajszy pobyt w „Skrytce Davy’ego Jonesa”? – zapytał mnie Sovay.– I to, że cię wywalili?– Wywalili, tak? – Prychnęłam gorzkim śmiechem i chwyciłam w garść końce swoich katastrofalnych włosów.– Z takim wyglądem nic dziwnego, że się do mnie doczepili.Ale że nikt z was, bardzo fajnych ludzi, nie raczył powiedzieć bramkarzom, że to kostium?Nastąpiła krótka, pełna napięcia cisza.– To było zamknięte przyjęcie – wyjaśniła Em-Cate z zadartym nosem.– Zorganizowane dla pewnych bardzo fajnych ludzi, nie dla nas.Są jeszcze tacy, którzy nie zaprzedają duszy, żeby do nich dołączyć.– Uspokój się! – rzekł Sovay.– Nie widzisz, że ona niczego nie kapuje? Dla niej to tylko puste słowa.– Do niej nigdy nic nie trafiało – odcięła się Em-Cate.– Zawsze latała za okazją, żeby się wybić, żeby wreszcie ktoś powiedział o niej coś dobrego.Gdy pojawiła się szansa, momentalnie prysła i przyłączyła się do pewnych bardzo.– Zamknij się, dobra?! – zgromił ją Sovay.Pewni bardzo fajni ludzie.Nagle wszystko zaczęło się układać w zrozumiałą całość.– Proszę cię.– Postąpiłam krok w jego stronę.Wyglądał tak, jakby się chciał przede mną cofnąć.Gdyby to zrobił, chyba bym się załamała.– Mam wrażenie, że ta postać wpędziła mnie w poważne tarapaty, ale nic nie pamiętam.Obudziłam się dziś rano w węźle wspomnień w podmieściu i zauważyłam, że uciekł mi gdzieś cały tydzień.Potem zobaczyłam swoją reklamę w Dataline.– Zniżyłam głos, co i tak zrekompensowała świetna akustyka.– Chyba reklamie agencji promotorskiej.Wydaje mi się, że coś zrobiłam, że podpisałam kontrakt czy coś takiego, gdy byłam postacią.I myślę, że postać naprawdę narozrabiała, bo jakiś zielony facet do spółki z jeszcze jednym porwali mnie, wrzucili do vana i zawieźli do.– Przestań – przerwał mi Sovay.Wyciągnęłam palce z ust i wytarłam je o szorty.– Przepraszam, jakoś same.– Chodzi o to, żebyś nic już nie mówiła.Po prostu milcz.Nie szukam kłopotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]