[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żadnej sile najemnej nie ujdzie na sucho mieszanie z błotem jego sztuki.- Ależ zgadzam się - paplała Emma.- Hemingway, O’Neill, Fitzgerald, Faulkner, Tennessee Williams, Steinbeck - to naprawdę wspaniali artyści.Shaw, Maugham, Boże drogi, Wilde - to przy nich płotki, salonowe błahostki w porównaniu z wielkimi Amerykanami.Anglicy ogromnie podziwiają waszych pisarzy.- Pochyliła się ku niemu, poprzez siedzącą obok Pat, z wyrazem niewolniczej służalczości na twarzy.- Może angielskie klasy średnie.Arystokracja nigdy o nich nie słyszała - rzekł sucho Latham.Emma wzdrygnęła się przed ciętym językiem Lathama jak przed smagnięciem szpicrutą.Był on jednym z niewielu Amerykanów, potrafiących tak rozprawić się z angielskim systemem klasowym.Naturalnie, niejednego zdołał się nauczyć w ekskluzywnych barach, gdyż jego komentarz w kwestiach pieniężnych był trafny.Angielska arystokracja niezwykle szczyciła się swym ubóstwem intelektualnym.Pisarstwo pozostawiali znienawidzonym klasom średnim.Gdy Gib-bona, autora „Zmierzchu” i „Upadku cesarstwa rzymskiego”, przedstawiono królowi, ten powiedział jedynie: „No i cóż tam, panie Gibbon, pisanina, pisanina bez końca”.Za jednym posunięciem, ze względu na swą erudycję, Emma została zaprezentowana jako pełnoprawna przedstawicielka burżuazji, a nie członkini arystokracji, za jaką chciała uchodzić.Amerykanie zazwyczaj nie orientują się w tych różnicach.Ten jeden akurat tak.Latham, jej szef, najpotężniejszy człowiek w jej świecie, mężczyzna, którego chciała poślubić, znał jej towarzyski sekret.Sól spadła na stare rany.- Wielkie dzięki, Pat - zasyczała półgłosem.Lecz Pat nie słuchała.Na salę zstąpiła cisza.Kurtyna szła w górę.Tony Valentino wpatrywał się w przeciwległy kraniec pokoju, gdzie za biurkiem siedziała kobieta.Skryta była w cieniu.Zniszczone blond włosy okalały drobne, ostre rysy, a czarna koronkowa sukienka, tak nieskazitelna i pruderyjna, maskowała rozwiązłość tej osoby.Wpatrywał się w mrok i serce mu zamarło, gdy ją ujrzał po raz pierwszy.Całe, przesycone tęsknotą życie nie przygotowało go na ten widok.Z jednej strony były marzenia, świat rozpaczliwych dziecięcych wyobrażeń, w którym z faktograficznej próżni stworzy] idealną kobietę.Lecz tu oto była rzeczywistość.Tu, w „przyzwoitym” wiktoriańskim gabinecie, pośród paprotek i mebli pokrytych nieskazitelnymi pokrowcami, siedziała kurwa, która była jego matką.- Czego ode mnie chcesz? - spytała szorstko.- Niczego nie chcę.- Było to największe i najbardziej groteskowe kłamstwo na świecie.Czego się chce od kobiety, która cię urodziłal I nie szło tu po prostu o „miłość”.Na uczuciowej pustyni nauczył się obchodzić bez miłości.Daje się bez niej przeżyć.Człowiek marynuje się w occie nienawiści i uczy się nie wierzyć.Knuje, planuje i czai się w mrocznych kryjówkach pośród mrocznych ludzi, którzy są twoi z krwi i kości, gdzie śmiech jest szyderstwem, a szczęście iluzją.Głód miłości jest śmiercią nadziei, lecz w beznadziei można żyć, gdyż daje ona dziką odwagę, nie ma nic do stracenia i nigdzie nie można upaść.- Więc dlaczego przyszedłeś? Dlaczego mnie śledzisz? Od jak dawna wiesz?Mówiła rozdrażnionym głosem.Nie była zachwycona widokiem syna, którego rzadko widziała.Domagała się informacji, które mogłaby wykorzystać.Nawet teraz jej potrzeby miały pierwszeństwo nad tym.czego chciał on - jak zawsze.- Dlaczego nas zostawiłaś? - wybuchnął, ale nie o to mu szło.- Dlaczego mnie zostawiłaś? - dodał.To było właściwe pytanie.Czekał na odpowiedź jak na cięcie toporem i wiedział, że nie przyniesie mu ona satysfakcji.Został porzucony.Tu tkwiło źródłc bólu.Był tak mały, tak bezbronny, tak niewinny, a jednak nawet w pierwszych godzinach i dniach tak dalece nie wzbudzał miłości, że kobieta, która go urodziła, gotowa była nawet zabić, byle od niegc uciec.Strzeliła do ojca, ponieważ usiłował ją zatrzymać.Ryzykowała morderstwo, byle się od niego uwolnić.Jakie piętno na nim spoczywało? Jaka przerażająca emanacja sygnalizowała, że nie ma w nim nic wartościowego? Na miłość boską, dlaczego nie można go kochać”; Tony czuł, jak do jego oka napływa łza, jak serce unosi mu się w piersi, ponieważ znał tę mękę.Od zawsze.Ojciec opuścił go przed laty.Nawet teraz ledwo mógł uwierzyć, że to nie była jego wina Musiała obciążać go jakaś wada, która odepchnęła ojca i skazała ukochaną matkę na życie w nędzy, na samotną walkę z wszelkimi przeciwnościami, by wychować go na człowieka.Łza spłynęła i pociekła mu po policzku, gdy zaczerpywał emocje ze zbiornika bólu.Lecz jednocześnie pięści o zbielałych kłykciach zacisnęły się u jego boków, gdyż zrobiło się teraz miejsce na inne uczucia.Pojawił się gniew.Bez względu na powód ucieczki dezerterzy są zdrajcami.Jako takich należy ich uważać za wrogów, nienawidzić i karać.Kai i Tony nauczyli się sztuki przeżycia w okrutnym świecie, lecz ich okaleczałe serca domagały się zemsty, tak jak inni pożądali szczęścia, bezpieczeństwa i rodzinnej miłości.Kai potrzebował obrazu matki, lecz już zaczynał odczuwać odrazę wobec faktu jej istnienia.Tony pragnął ojca, lecz część jego istoty marzyła o ojcobójstwie.- Zostawiłam cię, ponieważ stałeś mi na drodze do tego, czego chciałam.Uniosła podbródek i uśmiechnęła się przy tych słowach, ukazując siekacze ostre jak u rosomaka, jej oczy błyszczały w przyćmionym świetle.- Byłem tylko dzieckiem, mamo.Byłem tylko dzieckiem.W jego głosie dźwięczał ciężki wyrzut, a serce krajało mu się na myśl o bezbronnej istotce, którą wówczas był, o bezbronności, którą odczuwał nadal, głęboko skrytą pod szorstką powłoką.Lecz gdy mówił, zdał sobie sprawę, że jego słowa do niej nie docierają.W miejscu, gdzie powinno znajdować się jej serce, była pusta przestrzeń.Ta kobieta została psychicznie zniekształcona, skarłowaciała i spaczona, jakby członki miała powykręcane i zdeformowane jakąś straszliwą chorobą albo wypadkiem przy urodzeniu.Są na to słowa.Zło.Niegodziwość.Diabeł.Ale nie miały znaczenia, gdyż ciągle była jego matką.Nie odpowiedziała.Spuściła za to wzrok i badawczo przyglądała się wierzchom artretycznych dłoni, skórze upstrzonej brązowymi plamkami, rękom przedwcześnie postarzałym, o których ojciec mówił, że niegdyś były piękne.- I zostawiłaś nas dla tego? Jesteś zadowolona?Ruchem ręki wskazał tanią elegancję burdelu, odrażającą tandetność lupanaru, którą jego matka przedłożyła nad niego.Dawał jej szansę złożenia przeprosin.Długo potem, jak miłość przeminęła, po latach emocjonalnych tortur, chciał, by formalnie uznała, że stało się wielkie zło.Lecz ona nie umiała przepraszać, ponieważ jej smutek nie obejmował pozbawionych głębszej treści cieni, jakimi byli inni ludzie.Ogarniał tylko ją i rozkład, który stanowił spuściznę jej parszywego życia.Pochyliła się do przodu, opierając obie ręce o zieloną skórę biurka, niezbędnego kobiecie interesów.Jej twarz wychynęła z cieni, wścibiając się w umysł syna.- Tak, jestem zadowolona.Jestem bogata, jestem wolna i robię to, co chcę.Jestem wolna od zasmarkanych bachorów, które ciągle chcą czegoś nowego, i od twego świątobliwego ojca i jego samolubnej dobroci, jestem wolna od całej tej drętwej mowy i hipokryzji obleśnych świntuchów, którzy władają tym światem.Musisz wiedzieć, że ich tu widziałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]