[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogodna zazwyczaj Liz natychmiast się naburmuszyła.- Moi ludzie znają się na swojej robocie, Lee.Ta analiza nie jest taka znowu skomplikowana, ale jak powiedziałam, nie przeprowadza się jej już, bo wynik pozytywny nie zawsze prowadzi do jednoznacznych wniosków.istnieje zbyt wiele substancji, które w praktyce mogą go zafałszować.Lecz pozostałości po wystrzale z dziewięciomilimetrowca powinno być sporo, a badanie dało wynik negatywny.Moim zdaniem poziom ufności w tym przypadku jest bardzo wysoki.Jednak na wypadek, gdyby ci umknęło, co powiedziałam, powtórzę raz jeszcze, że pozostałości takich nie stwierdzono na gołych rękach.Niewykluczone, że strzelali w rękawiczkach.- Ale przy zwłokach nie znaleziono żadnych rękawiczek - zauważył Jackson.- Właśnie - podchwyciła Liz, spoglądając tryumfująco na Sawyera.Sawyer zignorował to.- Czy na tym dziewięciomilimetrowcu znaleziono jeszcze czyjeś odciski palców? - spytał.- Jeden odcisk kciuka, częściowo zatarty.Należał do Parkera, tego szofera.- Żadnych innych? - naciskał Sawyer.- Jesteś pewna - Liz milczała.Odpowiedź miała wypisaną na twarzy.- Rozumiem.Powiedziałaś, że odcisk Parkera był częściowo zatarty.A odciski Archer - Były wyraźne?- Z tego co pamiętam, dosyć wyraźne.Chociaż niektóre też trochę rozmazane.Mówię o kolbie, spuście i osłonie spustu.Te na lufie były bardzo wyraźne.- Na lufie? - mruknął pod nosem Sawyer.Spojrzał na Liz.- Przyszedł już raport z badań balistycznych - Bardzo jestem ciekaw trajektorii.- Autopsje jeszcze trwają.Niedługo spodziewam się wyników.Poprosiłam, żeby mi je natychmiast przysłali.Pewnie sami się z lobą skontaktują, ale na wszelki wypadek przedryndam do ciebie, jak tylko się czegoś dowiem.Naturalnie będziesz dociekał, czy nie popełnili żadnych błędów.- dorzuciła z nutką sarkazmu w głosie.Sawyer patrzył na nią przez chwilę.- Dzięki, Liz - powiedział w końcu i zatopiony w myślach, przygarbiony, oddalił się wolnym krokiem.Jackson został jeszcze przez chwilę w laboratorium.- Co go u licha gryzie, Ray? - zapytała Liz odprowadziwszy Sawyera wzrokiem.- Nigdy dotąd tak się nie zachowywał.Jackson milczał.W końcu wzruszył ramionami.- Chyba nie potrafię ci w tej chwili na to odpowiedzieć, Liz - powiedział, ruszając za partnerem do drzwi.- Sam nie wiem.ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZYJackson wsiadł do wozu i zerknął na swojego partnera.Sawyer siedział z rękami na kierownicy, wpatrzony w ciemność.- Hej, Lee, może byśmy tak wrzucili coś na ruszta? - zaproponował Jackson, a kiedy Sawyer nie zareagował, dorzucił: - Ja stawiam.Dobrze się zastanów.Taka okazja może się już nie powtórzyć.- Przyjacielskim gestem trącił kolegę w bok.Sawyer spojrzał wreszcie na niego.Przez wargi przemknął mu uśmiech.- Na ruszta, powiadasz - Uważasz pewnie, że ta sprawa za bardzo mnie wciągnęła, co?- Boję się tylko, że mi schudniesz - odparł Jackson.Sawyer roześmiał się i wrzucił bieg.Jackson zaatakował z zapałem swoje danie, za to Sawyer bawił się tylko kubkiem kawy.Bar sąsiadował z budynkiem centrali i z tego powodu cieszył się dużą popularnością wśród personelu FBI.Teraz też siedziało tu wielu znajomych.Jedni wpadli przekąsić co nieco przed powrotem do domu, inni posilić się przed służbą.Jackson spojrzał na Sawyera.- Pokazałeś tym z laboratorium, że sroce spod ogona nie wypadliśmy, ale Liz mogłeś odpuścić - powiedział.- Robiła tylko to, co do niej należy.- Odpuszczać to możesz swojemu dzieciakowi, kiedy za późno wróci do domu albo zarysuje ci karoserię - warknął Sawyer.- Każdemu, kto liczy na odpuszczanie, gorąco odradzałbym szukanie pracy w FBI.- Wiesz, o co mi chodzi.Liz jest w porządku.Twarz Sawyera złagodniała.- Wiem, Ray.Poślę jej kwiaty.- Znowu odwrócił wzrok.- To co dalej robimy? - spytał z pełnymi ustami Jackson.Sawyer spojrzał na niego.- Sam się zastanawiam.Zdarzało mi się już zmieniać taktykę w trakcie dochodzenia, ale nie aż do tego stopnia.- Nie wierzysz, że to Sidney Archer zabiła tych facetów, prawda?- Nie, nie wierzę.Zresztą z poszlak jasno wynika, że byłoby to fizycznie niemożliwe.- Ale nas okłamała, Lee.Pomagała mężowi.Nie możesz przymykać na to oczu.Sawyera znowu opadły wyrzuty sumienia.Nigdy dotąd nie ukrywał przed Jacksonem żadnych informacji.Zerknął na partnera i zadecydował, że pora mu powtórzyć, czego dowiedział się od Sidney.Kiedy to zrobił, Jacksona zamurowało.Sawyer popatrywał na niego niepewnie.- Bała się - wyjaśnił.- Nie wiedziała, co robić.Jestem przekonany, że najchętniej wyznałaby nam wszystko już na samym początku.Cholera, gdybyśmy chociaż wiedzieli, skąd dzwoniła.Może jej grozić poważne niebezpieczeństwo, Ray.- Uderzył pięścią w poduszkę otwartej dłoni.- Że też nam nie zaufała.Nie poszła na współpracę.Dochodzenie od razu ruszyłoby z kopyta, bez dwóch zdań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]