[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakim cudem tak wspaniale się trzyma, a w gazetach na jego temat nawet słowa nie było i tatuś nic o nim nie wie? Przecież gdyby wiedział, to na pewno wiedziałaby również Alicja.– Ani to wychowania, ani kultury! Łażą, tędy-owędy, na golasa, machają bezwstydnie nogami.Och, napłaczecie się przez nich, napłaczecie!.Zobaczycie.Dziad zaszlochał i nagle zaczął cienko i przeraźliwie lamentować:– Koniec świata! Sąd ostateczny! Nadchodzi Antychryst, kara za grzechy śmiertelne.„Ojejej, może zawołać kogoś? – zaniepokoiła się Alicja.– Pewnie cierpi na jakąś manię.Chory człowiek”.– A ty czemu w majtkach biegasz? – spytał raptem starzec półgłosem, ale ze złością.– Co to, matka spódnicy dla ciebie nie miała? Pewno hulanki jej w głowie, co? Hulanki?.Oj, te dziewuchy.albo w portkach, albo w majtkach.– Moja mama jest architektem – powiedziała Alicja.– No właśnie – zgodził się dziad.– Inne czasy nastały.Dawniej wyszedł sobie człowiek skoro świt, wzuł łapcie.Siadaj, dziewczynko, na ławce, posłuchasz bajki.Twój bułanek już kopytem grzebie.I wspinamy się za generałem Hurko, Panie, świeć nad jego duszą, tędy, rozumiesz, owędy, na wzgórze dwanaście osiemdziesiąt pięć, a tam już Turek okopuje się na pozycjach.I za cara.Dziad powtórzył kilkakrotnie „za cara” i nagle jak nie zaśpiewa gromko:Za cara, za ojczyznę, za wiaręWznieśmy gromkie hura, hura.Hurra-a-a-a!Alicja powoli cofała się alejką, by niezauważalnie zniknąć mu z oczu.Zastanawiała się, dokąd lepiej pobiec, gdzie szybciej znajdzie pomoc.Wtem zza zakrętu wyszła dziewczyna z rulonem rysunków pod pachą, prawdopodobnie studentka.Była w szortach, podkoszulku, bez peruki.Krótkie jasne włosy opadały jej na opalone czoło.Usłyszawszy pieśń dziada, przystanęła.– Och! – ucieszyła się Alicja.Podbiegła do dziewczyny i wymówiła głośnym szeptem:– Temu staruszkowi chyba brak piątej klepki.Plecie trzy po trzy.jakieś dziwne rzeczy.– Zobaczymy – powiedziała dziewczyna.Starzec spostrzegł ją i strasznie się rozzłościł.– Co godzina, to nowina! – wykrzyknął.– Jeszcze jedna bezwstydnica, tędy-owędy.A ty co tak się wysztafirowałaś?– Dzień dobry – rzekła dziewczyna.– Źle się pan czuje?– Niby dlaczego? Na co ty sobie pozwalasz? W życiu nie cierpiałem na nic, oprócz hemoroidów.Tak, tak.– Dziwnie ubrany – cicho powiedziała dziewczyna do Alicji.Dopiero teraz Alicja zwróciła na to uwagę.Jak mogła od razu tego nie spostrzec?Miał na sobie przykrótkie szare portki, brudne i wystrzępione u dołu, spod portek wyglądały wełniane skarpety obwiązane sznurkiem aż do kostek.Sznurek podtrzymywał dziwaczne łapcie, okropnie znajome, choć Alicja wcześniej nigdzie ich nie spotkała.Ależ tak, przecież to łapcie jakby żywcem wzięte z obrazka w książce z bajkami! Plecy starca okrywała stara marynarka z wywatowanymi ramionami, żeby wydawały się szersze.Na głowie nosił słomiany kapelusz, ten jednak Alicja zauważyła od razu.– On jest nie z naszej epoki – wyszeptała i sama przeraziła się swego odkrycia.Rzeczywiście, dziad był absolutnie nie z tej epoki.Wysławiał się dziwacznie i to jego ubranie.– Czekaj no – zmitygowała ją dziewczyna.– Gdzie pan mieszka? – spytała.– Jak będziesz za dużo wiedziała.– zaczął dziadek.Potem zamyślił się i dodał: – Sam już nie wiem.– Może odprowadzić pana do domu?– Mój dom za siedmioma górami, za siedmioma rzekami – odparł z przekonaniem, jak gdyby powtarzał znany wszystkim adres.– Lepiej mi powiedz, czy u was orzą pola?– Tak – odparła dziewczyna.– Pługami?– Pługów już nic ma.Orzą automaty i wszystko inne też one robią.– Tak właśnie myślałem.A jaki mamy rok?– Dwa tysiące osiemdziesiąty dziewiąty.– Od narodzenia Chrystusa?– Naszej ery – tłumaczyła dziewczyna.– A pan z którego jest roku? – spytała Alicja.– Przecież jest pan podróżnikiem w czasie, prawda?– Masz ci los, tędy-owędy! – mruknął dziad.– Podróżnik w czasie, mówisz? Lepiej mi powiedz, jak tam u was z mięsem? Po czemu mięso?– Mięso? – Alicja nie wiedziała, co odpowiedzieć.Z pomocą przyszła jej dziewczyna.– Mięso, dziadku, jest u nas bezpłatne – wyjaśniła.– I wszystkie inne produkty również.– Kłamiesz, tędy-owędy! Któż ci tak za darmo cielaka zarżnie?– Pan jeszcze sprzed rewolucji? – dopytywała się Alicja.– Ale jak pan tutaj trafił? Naszym wehikułem czasu?– A powiedz mi – ożywił się dziad – kto jest waszym głównodowodzącym generałem?– U nas nie ma generałów.– Znowu kłamiesz! To niemożliwe, żeby bez generała.Boże mój, kto to idzie!Alejką szedł, wspierając się na sękatym kiju, drugi dziad, identyczny jak pierwszy, tyle że miał nie słomiany, lecz filcowy kapelusz.Alicja tak się zdumiała, że aż schowała się za plecy dziewczyny.Raptem zza zakrętu wyszło jeszcze trzech starców, dwóch o kiju, jeden bez.Dwaj nosili słomkowe kapelusze, trzeci był z gołą głową, natomiast brodę miał znacznie dłuższą niż pozostali.Wszyscy zmierzali wolno w kierunku ławki.– Dzięki Ci, Boże! – odezwał się pierwszy dziad.– Bo tak to, tędy-owędy, nie ma do kogo gęby otworzyć!– To prawda – przytaknął jeden z nowo przybyłych.– A nie ma, nie ma, same jakieś figle-migle.I pogroził kijem dziewczynie i Alicji.To one były tymi figlami-miglami.– Musi być jakaś dziura w przeszłości – wyszeptała Alicja.– I wyłażą przez nią.Trzeba ich zatrzymać.Może ich przecież być ze sto tysięcy.– Tym tu nie zaszkodziłoby dać nauczkę kijem, kijem!– Racja, tędy-owędy! – wrzasnął drugi dziad.– My im zaraz! – krzyknął trzeci.– Byłem kiedyś stójkowym!Z tyłu nadchodziło jeszcze trzech staruchów.Droga ucieczki była odcięta.Wprawdzie z miejsca się żaden nie ruszył, ale hałasu narobili co niemiara.Alicja kurczowo uczepiła się ręki dziewczyny.W tym momencie rozległ się gong, a donośny głos wymówił:– Dalejże, Glebuszka, wyłącz prąd statystom.Bez prądu nie pójdą.Za krzewami coś syknęło i starcy znieruchomieli w takich pozach, w jakich zastał ich głos.Zza krzaków wyskoczyło kilku młodych mężczyzn.Po chwili wyszedł również stary znajomy ojca Alicji, operator Herman Szatrow
[ Pobierz całość w formacie PDF ]