[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Gdzie mi tam.– Otóż to.A zostawić kolegę w czasie katastrofy i samemu wykręcić się światową sławą, pan daruje.Jestem moskiewskim studentem, a nie Szarikowem.Filip Filipowicz dumnie uniósł ramiona i zrobił się podobny do pradawnego króla Francji.– Ech, Filipie Filipowiczu.– zawołał z goryczą Bormental – to znaczy że co? Teraz będzie pan czekał, aż uda się z tego chuligana zrobić człowieka?Filip Filipowicz powstrzymał go gestem ręki, nalał sobie koniaku, possał cytrynę i powiedział:– Iwanie Arnoldowiczu, czy ja według pana znam się na anatomii i fizjologii, powiedzmy, ludzkiego mózgu? Co pan sądzi na ten temat?– Filipie Filipowiczu, pan jeszcze pyta! – z ogromnym uczuciem odpowiedział Bormental i rozłożył ręce.– No dobrze.Bez fałszywej skromności.Ja też uważam, że w tej dziedzinie nie należę do ostatnich w Moskwie.– A ja uważam, że pan jest pierwszy nie tylko w Moskwie, ale i w Londynie, i w Oxfordzie! – gniewnie przerwał Bormental.– No dobrze, niech tak będzie.No więc, przyszły profesorze Bormental, to się nikomu nie uda.Koniec.Nawet nie ma nad czym się zastanawiać.Proszę się powołać na mnie, powiedzieć, że tak mówi Preobrażeński.Finita! Klim! – nagle triumfująco zawołał Filip Filipowicz i szafa odpowiedziała mu dźwięcznym brzęczeniem.– Klim – powtórzył.– A więc tak, doktorze Bormental, jest pan pierwszym uczniem mojej szkoły, a także, jak się dzisiaj przekonałem, moim przyjacielem.Tak więc panu jako przyjacielowi zdradzę w tajemnicy – rzecz jasna wiem, że nie wyda mnie pan na pośmiewisko – że stary osioł Preobrażeński naciął się na tej operacji jak student trzeciego roku.Co prawda dokonałem odkrycia, i sam pan wie jakiego – w tym miejscu Filip Filipowicz gorzko wskazał oburącz na zasłonięte okna, najwidoczniej mając na myśli Moskwę – ale jednak proszę, Iwanie Arnoldowiczu wziąć pod uwagę, że jedynym rezultatem tego odkrycia będzie to, że teraz wszyscy będziemy mieć tego Szarikowa, o, tutaj.– Preobrażeński poklepał się po stromym i skłonnym do apopleksji karku.– O to może być pan spokojny! Jeśliby ktokolwiek – kontynuował z masochistyczną przyjemnością Filip Filipowicz – położył mnie tu i wychłostał, przysięgam, zapłaciłbym mu z pięć czerwońców! „Od Sewilli do Grenady.” Niech mnie diabli wezmą.Przez pięć lat siedziałem, wydłubywałem przysadki z mózgów.Pan wie, jaką robotę odwaliłem: w głowie się nie mieści.A teraz oto powstaje pytanie: po co? Żeby pewnego pięknego dnia sympatyczne zwierzę przemienić w takiego łotra, że włos się jeży?– Rzeczywiście, w niesłychanego.– W pełni się z panem zgadzam.Oto, doktorze, co się dzieje, kiedy eksperyment zamiast iść ostrożnie i równolegle z naturą, forsuje problem i zrywa zasłony.No i mamy teraz Szarikowa z całym dobrodziejstwem inwentarza.– Filipie Filipowiczu, a gdyby mózg Spinozy?– Tak! – zaryczał Filip Filipowicz.– Tak! Jeśli tylko nieszczęsny pies nie zdechnie mi pod nożem, a widział pan, jaka to operacja.Krótko mówiąc, ja, Filip Preobrażeński, w życiu nie robiłem trudniejszej.Można wszczepić przysadkę Spinozy albo jakiegokolwiek innego czorta i przerobić psa na coś niebywałego.Pytanie tylko, po jakiego diabła? Niech mi pan wytłumaczy, proszę, po co sztucznie fabrykować Spinozę, kiedy zwykła baba może go urodzić w każdej chwili.Przecież madame Łomonosowa urodziła w Chołmogorach tego swojego wspaniałego.Ludzkość, doktorze, sama zatroszczy się o to w trybie ewolucji, uporczywie wyodrębniając z nikczemnej masy przeciętności dziesiątki niezwykłych geniuszy, którzy są chlubą naszej planety.Teraz pan rozumie, doktorze, czemu uznałem za nieprzydatne pańskie wnioski z historii choroby Szarika.Moje odkrycie, niech się nim diabli udławią, i nad którym się tak pan trzęsie, ma wartość dokładnie jednego złamanego szeląga.Tak, niech się pan ze mną nie spiera, Iwanie Arnoldowiczu, ja już to zrozumiałem.I nigdy nie rzucam słów na wiatr, świetnie pan o tym wie.Teoretycznie to bardzo ciekawe.No dobra! Fizjolodzy będą zachwyceni.Moskwa oszalała.No, a w praktyce? Kogo ma pan przed sobą? – Preobrażeński pokazał palcem na drzwi laboratorium, za którymi spoczywał Szarikow.– Niespotykany łobuz.– Ale kto to taki? Klim, Klim – zawołał profesor – Klim Czugunkin (Bormental otworzył usta), a więc, dwukrotnie karany, alkoholizm, „wszystko rozdzielić”, czapka i dwa czerwońce przepadły (tu Filip Filipowicz przypomniał sobie jubileuszową laskę i spurpurowiał), cham i świnia.No, tę laskę odzyskam.Słowem, przysadka to zamknięta komora określająca osobowość konkretnego człowieka.Konkretnego! „Od Sewilli do Grenady.” – okrutnie przewracając oczami krzyczał Filip Filipowicz – a nie ogólnoludzką.Przysadka to cały mózg w miniaturze, który mnie w ogóle nie interesuje i w ogóle pies z nim tańcował.Myślałem o czymś zupełnie innym, o eugenice, o poprawieniu ludzkiego gatunku.I właśnie na odmładzaniu się naciąłem.Czy pan naprawdę myśli, że ja to robię dla pieniędzy? Pomimo wszystko jestem przecież uczonym.– Jest pan wielkim uczonym, ot co! – oznajmił Bormental łykając koniak.Oczy nabiegły mu krwią.– Chciałem tylko przeprowadzić małe doświadczenie po tym, jak dwa lata temu otrzymałem z przysadki wyciąg hormonów płciowych.A co wyszło zamiast tego? O mój Boże! A tych hormonów w przysadce, o Chryste.Doktorze, przede mną kompletna beznadziejność, przysięgam, zagubiłem się.Bormental zakasał nagle rękawy, oczy zbiegły mu się u nasady nosa i powiedział:– W takim razie, drogi nauczycielu, jeśli pan nie chce, ja sam na własne ryzyko nakarmię go arszenikiem.Do diabła z ojcem, byłym sędzią śledczym.Przecież koniec końców, to jest pana własne eksperymentalne stworzenie.Filip Filipowicz przygasł, zwiotczał, opadł w fotel i powiedział:– Nie, ja na to nie pozwolę, mój drogi chłopcze.Mam sześćdziesiąt lat i mogę udzielić panu rady.Niech pan nigdy nie popełnia przestępstwa, niezależnie od tego, przeciwko komu byłoby ono skierowane.Dożyje pan starości, mając czyste ręce.– Na litość, Filipie Filipowiczu, jeśli nad nim jeszcze trochę popracuje ten Szwonder, to co z niego wyrośnie? Mój Boże, teraz dopiero zaczynam rozumieć, co może wyniknąć z tego Szarikowa!– Aha! Teraz pan zrozumiał? A ja zrozumiałem dziesięć dni po operacji.No więc Szwonder jest największym durniem ze wszystkich.Nie pojmuje, że Szarikow jest znacznie niebezpieczniejszy dla niego niż dla mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]