[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobromir nic nie odrzekł, ale pomyślał, że Mieszko walkęze swymi braćmi tylko odracza.Tego i król był świadomy, niemniej z ulgą znalazł sięw siodle, gdy na czele nadwornego hufca ruszył w ślad zawojskiem.Skarbek jednak prowadził je tak szybko, żeMieszko połączył się z nim dopiero trzeciego dnia na po-stoju nad Zbąszyńskim Jeziorem i razem już ruszyli dalej.Gdy oznajmił mu swe zarządzenie w sprawie braci, woje-woda również nip nie odpowiedział.Zaczął mówić o wy-prawie: znaczniejszy podjazd wysłał przodem z rozkazemdla pieszych wojsk, by nie czekając na jego nadejście prze-prawiły się za Sprewę i posuwały w dół rzeki gotując podrodze zasadzki, ludność osad przestrzec polecił, by przednadciągającą wojną chroniła się wraz z dobytkiem w nie-dostępne komysze, pozbawiając zarazem cesarskie wojskazaopatrzenia.Żniwa były skończone, najazdu każdej chwilinależało oczekiwać.Pogodne i suche lato wyssało bagna nad Hawelą i Sprewą,brodów na rzekach przybyło.Zgromadzone w obozie podLiske niemieckie wojska czekały już tylko na przybyciecesarza, który bawił w Magdeburgu, uradzając z arcybisku-pem Hunfriedem nad włączeniem polskiego Kościoła domagdeburskiej archidiecezji.Obydwaj pewni byli, że tymrazem wyprawa przyniesie rozstrzygnięcie, którego wy-walczyć nie zdołał poprzednik Konrada i usunie opłakaneskutki lekkomyślności Ottona III.Zabrakło już Chrobrego,Rycheza zapewniała cesarza, że Miesżko nie cieszy się mi-rem w kraju, a wyznaczenie przez niego następcą syna mi-łośnicy jest przyczyną, że wielu możnowładców zdołał dlasiebie pozyskać Otto.Wyższe zaś duchowieństwo, przeważ-nie niemieckiego pochodzenia, niechętnie przyjęło ustano-wienie gnieźnieńskim arcybiskupem Dożęty z polskiego ro-du Wieniawów, tak więc podporządkowanie Magdeburgowinie natrafi na sprzeciw.Cesarz zamierzał skierować uderzenie na Poznań, w prze-konaniu, że zajęcie tego grodu złamie opór, a poplecznicyBezpryma i Ottona staną po ich stronie i obalą Mieszka.Gdy jednak z końcem sierpnia przybył do Liske, zamiastkrólewiczów zastał wiadomość, że Miesżko uwięził obydwubraci, a stronników ich, którzy wraz z nimi pojmani zo-stali, wydęto do nogi.Co więcej, Lutycy, którzy znająckraj i polskie sposoby wojowania służyć mieli za przewod-ników, nie stawili się, brakło też czeskiego lennika, a wśródWeletów znowu powstało wrzenie i zachodziła obawa, żezagrożą tyłom wojsk cesarskich.Mimo to na zwołanej naradzie wojennej zdania były po-dzielone.Ci z lenników, którzy po raz pierwszy brali udziałw wyprawie na Polskę, ufni w wyższość uzbrojenia, obsta-wali przy uderzeniu na Poznań.Sam cesarz wahał się.Spra-wy na zachodzie państwa wciąż jeszcze wymagały jegoobecności, nierychło po raz wtóry będzie mógł zgromadzićsiły wystarczające, by skłonić do uległości sąsiada, któryuznać nie chce nadrzędnej władzy cesarstwa.Niemniejchciał sprawę wszechstronnie rozważyć i udzielił głosu łu-życkiemu margrafowi Zygfrydowi.Stary wojownik wstał i przez chwilę gładził siwą brodę,jakby się namyślał, czy wspominał, za młodu bowiem brałudział w walkach z Chrobrym.Zaczął:— Jawne już, że nie liczyć nam na Bezprymowych czyOttonowych stronników, jeno na własne siły.Prawią tu po-niektórzy, że starczy ich, bo jeden konny rycerz za dziesięciupieszych knechtów stanie.Iście łacniej dobrać się do gołejskóry niźli okrytej pancerzem i prawda, że pieszy przed kon-nym nie ubieży.Jeno zanim nieprzyjaciela ścigać przydzie,pokonać go trzeba.Nie wiem zali Miesżko mir ma u swoichlubo nie, ale to wiem, że wojennego doświadczenia mu niebrak, nie da nam pola w otwartej walce, gdy wie, że namw niej nie dostoi.— Nie da nam pola, tedy kraj zajmiem bez walki — za-śmiał się ktoś, ale margraf pokiwał głową:— Nikto doświadczenia nie nabył z opowieści, jako i pły-wać nie nauczył się, jeno w wodzie.Ale to każden zrozumie,że nijak walczyć z wrogiem, którego nie widać; że człekżreć musi, by z sił nie opadł, a spać nie w ostatku.A żemnie się już do uszu nalało, tedy jeno opowiem, jak namuchodzić przyszło, gdy poprzednik miłościwego pana z Chro-brym się zmagał, nim niesławny pokój z nim zawrzeć byłzmuszony, nie jeno niezależność jego uznając od cesarstwa,ale w rzeczy samej marchie łużycką i miśnieńską w jego po-zostawiając władaniu.Po dziś dzień polska załoga w Bu-dziszynie stoi.— Nie siłą ów wąż i lis zwyciężał jeno chytrością —wpadł Zygfrydowi w słowo arcybiskup.— A wstyd przy-pomnieć, że nie w ostatku złotem.Za poręką kupionychprzez niego stronników w Bogu spoczywający cesarz Hen-ryk uwolnić kazał tegoż Mieszka, pojmanego przez Oidrzy-cha, w zamian za przyrzeczenie posłuchu.Oto jak go i ro-dzic, i syn dotrzymują! Skoro Mieszko karku ugiąć nie chce,złamać go należy.— Po to zwołałem wyprawę — przerwał cesarz — alezwólcie mówić margrafowi.— Jeszcze nie wyruszyła, a prawić nam chce o odwro-cie — wtrącił Hildiward, biskup naumburski.— Nie tajnenikomu, że jego syn zbiegł do Mieszka.Zygfrydowi krew uderzyła do głowy.Odparł gwałtownie:— Ni słowa więcej nie powiem, gdy się mnie o zdradępomawia.Radziej wiedzieć chciałbym, czemu to wasz mar-graf na wyprawę nie stanął.Bo dziewierzem jest Miesz-kowym?— Bo niemocny.To wy na wiernego lennika podejrzenierzucacie, by je od siebie odwrócić.— Pax! — uciął cesarz.— Doświadczenia margrafowinikt nie ujmie, a wysłucham każdego, nim postanowię.— Nie chce wielebny Hildiward z mego doświadczeniakorzystać — ze złością podjął margraf — tedy mu jeno ży-czę, by sam doświadczył tego co ja: nocy na słocie bez ognia,ni szaty wysuszyć, ni zasnąć.A zmrużyć oko — wrzawa, zdasię, że wróg już następuje.Trafi się osada — pusta, strawytyle, ile koni dorznąć trzeba do pochodu niezdatnych.Ktozasię od konia odpadnie nie jeno zbroję, ale często i orężcisnąć musi, by sił starczyło własnymi nogami błoto misić,bo przyzostać to śmierć.Biskup zbierał się widocznie do drwiącej odpowiedzi, aletym razem sam Konrad przerwał:— Wierę, że tak bywało w odwrocie, gdy jesień wojskazaskoczyła, ale ninie jeszcze lato i nie o odwrocie radzićmamy.Bagna podesAły, gdy pod Lubuszą się przeprawim,za Odrą sucha wyżyna, jak słyszę.Jeśli nawet Mieszko wie,co się gotuje, radziej pod Krosnem nas się spodziewa, bozawżdy tamtędy wyprawy szły.— Bo z Krosna bliżej do Poznania niźli z Lubuszy — od-parł margraf — ale nie jeno przeto, jeno że przez Odręłacniej się przeprawić, w górnym biegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]