[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Panie i panowie, podano do stołu - zakomunikował komicznie Jacek, stając na dziobie łodzi z garnkiem w ręku, w białej, wysokiej czapce, zrobionej z gazety.- Brydż czy grzyby? - chciał wiedzieć Maciek, gdy kończyli obfite porcje makaronu z sosem.- Brydż - natychmiast zdecydował Wojtek.- Szkoda czasu na grzyby.Dziewczynom zrzedła mina.- A my co? Mamy iść spać? - spytała rozżalona Weronika.- Wy - do garów.Ktoś to musi pomyć.Ja gotowałem, wy sprzątacie - odezwał się Jacek, jak zwykle oszczędny w słowach.- Smażone na maśle kurki, maślaki, borowiki - rozmarzył się nagle Kuba.- A może zróbmy tak: najpierw krótkie grzybobranie, potem długi brydż?Nagle zaczęli mówić wszyscy naraz.Każdy miał inny pomysł na koniec dnia.- W takim razie ja idę pływać.Idzie ktoś ze mną? - Wojtek bez żalu zrezygnował ze swojego pierwotnego pomysłu, zrzucił bluzę i nie czekając na odpowiedź, pobiegł do wody.- Jasne - zapaliła się Weronika.- Ja idę.Matylda, chodź, popływamy.- I już zaczęła się wdrapywać na pokład, żeby przebrać się w strój kąpielowy.W wodzie dołączył do nich Jacek.Był świetnym pływakiem.- Kuba z Maćkiem wybrali grzyby - powiedział, wynurzając się tuż obok dziewczyn.- Będziecie miały zajęcie, gdy siądziemy do kart, bo nie mam wątpliwości, że przyniosą torbę grzybów.Po tych kilku dniach deszczu na pewno jest ich mnóstwo.Woda dawała cudowną ochłodę po całodziennym upale.Wysuszone słońcem i wysmagane wiatrem ciała chłonęły wilgoć niczym gąbka.Trochę pływali, ale głównie pluskali się jak dzieci.- Szkoda, że poszli - wysapała Weronika do Matyldy, gdy już stały na pokładzie i wycierały się do sucha.„Żałuje, że Kuba nie widział, jak pływa”, pomyślała zgryźliwie Matylda.Ale i ona sama trochę żałowała, bo żadna z jej koleżanek nie pływała tak piękną, krytą żabką.Nie zaszkodziłoby, gdyby i Maciek to zobaczył.Szkoda im było, że Wojtek zabronił skoków z pokładu do wody.Powiedział: jutro poskaczemy, ale na pełnym jeziorze.Tutaj dno może być niebezpieczne.Trzeba przyznać, miał autorytet.Nikt, nawet jego brat, nie próbował dyskutować.Rozdział XIII- Gdzie oni są, do licha - marudził Wojtek, gdy przebrani w suche ciuchy siedzieli na pokładzie i popijali drinki ze swoich kubeczków.Weronika była trochę zła, że nie dostała piwa, ale Wojtek wyjaśnił jej krótko, że obiecał pani Marii dbać o nie jak o własne siostry, a niepełnoletniej siostrze nie dałby alkoholu.Dostały za to schłodzoną w zęzie5 pepsi z dwoma plasterkami cytryny.Ostatecznie, może być.Nawet Matylda nie protestowała, choć Weronika znała jej zdanie na temat coli i pepsi, i teorię dotyczącą zgubnego wpływu tych napojów na zęby.Matylda miała hopla na punkcie zębów, nie używała ani mocnej herbaty, ani kawy, ani niczego, co mogłoby źle wpłynąć na nieskazitelną biel jej uśmiechu.Weronika podśmiewała się z koleżanki, bo to było jej zdaniem trochę przesadzone.Ale w skrytości ducha podziwiała upór i konsekwencję Matyldy - cechy, których sama nie miała.Patrzyła teraz spod przymrużonych powiek, jak Matylda delikatnie pociągała przez rurkę brunatny napój.- Kurczę, jak zaraz nie wrócą, to siadamy z dziewczynami do remika - Wojtek był wyraźnie zły.- Czemu do remika? Nie chcesz już grać w brydża? - zapytała niewinnie Weronika.- Chcę, nawet bardzo chcę, ale.- Wojtek odwrócił się gwałtownie w jej stronę.- To znaczy, że wy gracie?- Trochę - powiedziała skromnie Matylda.Byli przy trzecim robrze6, kiedy wrócili Kuba z Maćkiem.- O nie, panowie, teraz czekajcie - zgrzytnął zębami Wojtek.- Niech was szlag!Gdyby nie wasze koleżanki (tu Weronika spłonęła rumieńcem), to musiałbym uznać, że dzień jest zmarnowany.Powiedziały, że grają „trochę”.Kurczę, mogliście nas uprzedzić.Musimy się odegrać, nie ma mowy.Maciek z Kubą śmiali się zdumieni, bo sami nie wiedzieli przecież, że dziewczyny grają w brydża.Przez prawie trzy tygodnie wspólnego pobytu we dworze, zdarzyło się tak wiele i wszyscy mieli tak wypełnione dni, że nikomu nie przyszło do głowy zabijać czas kartami.- Gdzie wyście byli tak długo? - chciał wiedzieć Jacek, patrząc na mizerne efekty grzybobrania: parę kurek, koźlarzy, ani jednego prawdziwka.- Chyba mieli tu gdzieś umówioną randkę - zakpiła Matylda, zbierając ze stołu ostatnią lewę7 wygranego szlemika8.Zdziwiła się gwałtowną reakcją Maćka:- Jaką randkę, co ci przyszło do głowy - powiedział podniesionym tonem.-Robiliśmy rekonesans.Tu w pobliżu jest fajny ośrodek żeglarski, zamówiliśmy na rano śniadanie dla wszystkich.Kosztuje grosze, a na miejscu są prysznice i prawdziwe toalety.Jeszcze przynieśliśmy grzyby, a tu taka wdzięczność.- Dobrze, ja tylko żartowałam - powiedziała zdziwiona jego nieoczekiwanym wybuchem Matylda.- Zmieniamy się, Weronika.Niech grają, a my oczyścimy te grzyby i pośpiewamy wam, chcecie?- Tak - powiedział krótko Jacek.- Losujemy, kto z kim? - zwrócił się do Kuby.Lewa - inaczej wziątka; karty, które zabiera rozgrywający.Szlemik - wzięcie przez rozgrywającego dwunastu lew na trzynaście kart, biorących udział w grze.- Ja wchodzę za Matyldę - oznajmił Maciek.- Nieźle, kobieto, dziękuję - potrząsnął jej ręką, spoglądając na kartkę z wynikami.- Nie ma mowy, gramy od początku - Wojtek był naprawdę zły: nie dość, że został zmuszony do wcześniejszego zwinięcia żagli, to na dodatek ucierpiał jego honor.- Przegrał z babami.I to z takimi małolatami! - chichrała się Weronika, skrobiąc bez przyjemności przyniesione grzyby.- Matylda, czy oni chcą je dzisiaj zjeść?- No chyba tak, bo do jutra wszystkie zrobaczywieją.Ale sama widzisz, jak tego mało.Będzie dla każdego najwyżej po łyżce.Się wysilili, nie ma co - zakpiła.A potem były już tak zmęczone, że nawet nie sięgnęły po gitarę.Każda weszła do swojego śpiwora.Usnęły od razu.Nie słyszały nawet chłopców, wracających na pokład.Na obstalowane w stołówce śniadanie zdążyli w ostatniej chwili.Wojtek był wyjątkowo małomówny i mimo porannej kąpieli ciągle jakiś zaspany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]