[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóre wskazywa³y urwitom jako wrogów ichtowarzyszy; w u³amku knota wybucha³y i gas³y bratobójcze walki.Kolejne siedemtrupów.Zaczê³y erodowaæ letalnatory; poniewa¿ na razie nie pokaza³ siê anijeden prawdziwy, materialny wróg, wszystkie obiekty rozpoznawane przezmageoalgorytmy letalnatorów jako ¿ywe by³y cia³ami imperialnych urwitów i w niete¿ uderzy³y.Nastêpnych dwunastu urwitów skona³o wiêc od nag³ego spopieleniaw ich ¿y³ach krwi, zamro¿enia mózgu, rozpuszczenia w osoczu toksycznej dawkihormonów, zgnicia w¹troby i serca.W chwili gdy do bitwy w³¹czy³ siê ¯elazny Genera³, przy ¿yciu pozostaliwy³¹cznie ci urwici, którzy nocowali we wnêtrzu „Jana IV".Jednak w owej chwiliszpice konstruktów intruzyjnych siêga³y ju¿ ostatniej pow³oki czarów statku inawet zamkniêtym w nim ¿o³nierzom nale¿a³o liczyæ czas do œmierci na u³amkiknota; miecz jest zawsze silniejszy od tarczy.Genera³ pierwsz¹ sw¹ myœl¹ uaktywni³ ca³oœæ zartefakceñ swego cia³a.Rêkastanowi³a bowiem jedynie najbardziej widoczny element dokonanegoprzekszta³cenia organizmu.To, co widzieli ludzie, nawet szkoleni urwici,nawet Zakraca: hrabia Kardle i B³adyga w polowym mundurze genera³a Armii Zero- nie by³o niczym wiêcej jak wysuniêt¹ ponad lustro wody g³ow¹ smoka, mêtnymodbiciem potwora w p³yn¹cej wodzie.Czasami coœ tam miga³o pod powierzchni¹,jakieœ wielkie, ciemne kszta³ty - lecz zaraz zapominali, usuwali z pamiêci, bodo niczego nie by³o to podobne, nie da³o siê nazwaæ, nie da³o siê porównaæ,kaleczy³o wyobraŸniê; poprzestawali na legendzie: nieœmiertelny ¯elaznyGenera³, archetyp urwity.A on istnia³ naprawdê.Ugi¹³ czas i przestrzeñ.Wszed³ w chronosferê maksymalnego przyspieszenia.Tuponownie ugi¹³ czas i przestrzeñ i otworzy³ drug¹ chronosferê.Powtórzy³ tojeszcze czterokrotnie.W koñcu, zamkniêty w temporalnej cebuli, tak wyprzedzi³resztê œwiata, ¿e od uderzeñ pojedynczych promieni œwiat³a pêka³a mu skóra.Zda³ siê wiêc w ekranowaniu zewnêtrza na algorytmy ciê¿kich kl¹tw rêki iotworzy³ im wejœcia do swego ¿ywodiamentowego tetradonu.By³ to poczwórnynieskoñczony szereg ¿ywych diamentów, sprzê¿onych fazowo co jeden wymiarwy¿ej.Koñczy³ siê i zaczyna³ w „koœciach" palców lewej d³oni Genera³a;oprócz kciuka, którego rola by³a inna.Nieaktywny tetradon, jako uk³adzamkniêty, by³ nie do wykrycia.Aktywny — powodowa³ implozje kwazarów,eksplozje pulsarów.Genera³ zacisn¹³ lew¹ d³oñ w piêœæ.„Jan IV" zwin¹³ siê w torus, zawirowa³,zmniejszy³ do ziarnka piasku i znikn¹³.Genera³ rozwar³ lew¹ d³oñ.Zdmuchnê³opierwsz¹ warstwê cebuli temporalnej oraz wszystkie inne czary chronalne ientropijne.Zacisn¹³ d³oñ po raz drugi.Okolica, a¿ do horyzontu, odbi³a siêpó³sferycznie na ciele ¯arnego i przeskoczy³a na drug¹ stronê.Tysi¹ce tonziemi, powietrza, wody, roœlin.Zgniót³ je w swej rêce.Docisn¹³ kciukiem:po³knê³a je czarna dziura j¹dra galaktyki.Sta³ teraz na dnie wielkiego krateru zniszczenia, czarnej misy wnêtrzaplanety, brutalnie oskalpowanej ze swej biosfery.Jeszcze osypywa³ siê ¿wir,wali³y ska³y, p³yn¹³ piasek, grzmia³a lawa.Promienie wschodz¹cego s³oñca ztrudem przebija³y siê przez wisz¹cy w powietrzu kurz i py³.Gdyby nie huragan,wzbudzony wybiciem nag³ej dziury ciœnieniowej, nie dojrza³by nieba.Przezdymnik widzia³ zimny p³omieñ pulsuj¹cego bosk¹ czêstotliwoœci¹ tetradonu,jaœniejszy od krzywej pioruna, od nagiej gwiazdy.Nim pierwsza z prze³amanych ska³ dosiêg³a w swym upadku dna krateru - takwolno, tak wolno spada³y -Genera³ rozpostar³ siê na ca³¹ planetê, zamykaj¹c j¹tym samym w lustrzanym odwróceniu swej temporalnej cebuli.By³ teraz czasemczasu, zegarem zegarów.W jego d³oni obraca³o siê robacz¹ œlamazarnoœci¹ ¿ycieplanety.Widzia³ wszystko.Gigadymnik rozpisywa³ mu przed oczyma linie mocy.Genera³ spojrza³ i zacisn¹³ d³oñ.Planeta implodowa³a.Zanim jeszcze obra³ doreszty sw¹ temporaln¹ cebulê, czarna dziura wyparowa³a.Genera³ rozwar³ piêœæ.Wyplu³o „Jana IV".Zwin¹³ siê do jego wnêtrza.Gouldewrzasn¹³ na jego widok.- Arr!! Co.?!Genera³ czym prêdzej przywróci³ sta³¹ iluzjê swej postaci.- Aa, to ty.- odetchn¹³ pu³kownik.- Bo¿e drogi, ¯arny, co tu siê.- Wiem.Ilu w œrodku?- Jesteœmy w pró¿ni! - krzycza³ kinetyk z fotela pierwszego pilota.-Autohermetyzacja! Kraffc purpurowy! Schodzimy pod? Panie pu³kowniku.?!Schodzimy pod?- Potwierdzam.I Kosz/Piasek do oporu.– Wydawszy rozkazy Goulde odwróci³ siê zpowrotem do Genera³a.-Co tu siê, do ciê¿kiej.Bilokowa³ siê do kopu³y kinetyków Zakraca.- ¯yje pan, Generale! - odetchn¹³ adiutant.- Kryszta³y popêka³y i.- Jedenastu — oznajmi³ ¯arny.- Co?- Policzy³em.Mamy jedenastu urwitów na pok³adzie, ³¹cznie z nami.Tyluocala³o.- Panie pu³kowniku, ta planeta implodowa³a! - krzykn¹³ ktoœ z zewn¹trzpomieszczenia, byæ mo¿e przez czar foniczny.- Jaka planeta? - odruchowo odwarkn¹³ mu zdezorientowany Goulde, macaj¹c pokieszeniach za fajk¹.- Zdrada - rzek³ ¯elazny Genera³.- Nic innego.Zastanówcie siê.Oni czekali na nas.- Kto? Przecie¿ kollapsowa³ pan ten glob, Generale.- Ni ¿ywy duch.- mrucza³ Goulde.- To prawda, zdrada oczywista; ale terazszlag trafi³ wszystkie dowody i nic nie wskóramy.- Nie ¿ywy, to martwy - rzek³ Genera³ i otworzy³ ramiona do inwokacji.Pozostali natychmiast zamknêli umys³y.¯arny rozci¹ga³ sieæ swych myœli, wabi¹cw pu³apkê duchy.- Jesteœmy wystarczaj¹co blisko - mówi³ równoczeœnie - i nieminê³o jeszcze tyle czasu, by zd¹¿yli zatraciæ swe osobowoœci.- Ale to niebezpieczne - wtr¹ci³ Zakraca.- Bo jeœli to jednak nie byli ludziei jeœli nie by³a to zdrada.Lecz oto ju¿ zmaterializowa³ siê pomiêdzy rêkoma ¯arnego chor¹¿y lurga.- Nie ty - szepn¹³ mu Genera³.- OdejdŸ, zapomnij, odejdŸ.- Boli, boli, boliboliboli.-jêcza³ Iurga.¯arny klasn¹³ i widmo zniknê³o.Potem ponownie roz³o¿y³ ramiona i powtórzy³wezwanie.D³ugo czekali.Wreszcie zakot³owa³y siê cienie i skrzep³y w sylwetkêcz³owieka.Twarz - jego twarz nie nale¿a³a do ¿adnego ze zmar³ych urwitówImperium.By³eœ urwit¹ Ptaka? –Ja jestem.By³em, tak.- Ptak was tu wys³a³?- Czekaliœmy.by³y rozkazy.Zabiæ wszystkich; ¿eby œlad nie pozosta³ iœwiadek nie umkn¹³.Wykonywaliœmy.rozkazy.¯eby was Bóg pokara³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]