[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej głowę i ramię przeszył ból.Potrzebowała dłuższej chwili, by przypomnieć sobie, gdzie jest i co się zdarzyło.Uświadomiła sobie, że samochód stoczył się z urwiska i wpadł do morza.Kiedy tonął, słyszała przeraźliwy krzyk staruszków.Przypomniała sobie, że obok niej siedział Floryd.Zawołała go po imieniu, ale nie odpowiedział.Zawołała jeszcze raz.- Nie żyje - usłyszała głos Kleina.- Wszyscy nie żyją.- O mój Boże - szepnęła.Nie patrzyła na jego twarz, lecz na czekoladową plamę na prochowcu.- Zapomnij o nich - powiedział.- Zapomnieć?- Jest o wiele ważniejsza sprawa, pani Jape.Musi pani wstać i to szybko.Ostre brzmienie głosu Kleina poderwało Vanessę na nogi.- Czy to ranek? - zapytała, gdyż w pokoju nie było okien.Zdała sobie sprawę, że znajdują się w buduarze.- Tak, to ranek - odpowiedział zniecierpliwiony.- Teraz proszę iść za mną.Chcę pani coś pokazać.- Otworzył drzwi i wyszli na korytarz.Zewsząd dochodziły głosy rozgorączkowanych ludzi.- Co się dzieje?- Ostrzegają przed Apokalipsą - odpowiedział i zaprowadził ją do pokoju, w którym widziała monitory.Teraz wszystkie były włączone, a każdy przedstawiał co innego: gabinety ministrów wojny, prezydentów i premierów różnych państw.- Przez dwa dni była pani nieprzytomna - poinformował ją Klein, jakby w tej chwili miało to jakieś znaczenie.Wciąż dokuczał jej ból głowy.Czytała napisy w rogach monitorów: Waszyngton, Hamburg, Sydney, Rio de Janeiro.Wszyscy czekali na straszną wiadomość.- Są narzędziami w naszych rękach - powiedział z satysfakcją.- Wystarczy, że przekażemy wiadomość o Apokalipsie, a każdy z nich naciśnie guzik i, nieświadomie, uruchomi program zagłady Ziemi.- Ale co ja mam z tym wspólnego? - zapytała przerażona.- Nie jestem strategiem.- Nie był nim ani Gomm, ani pozostali, a teraz sytuacja wymyka się spod kontroli.- Więc to, co opowiadał mi Gomm, jest prawdą?.- Tak.Kiedy tu przyjechałem, połowa ekipy już nie żyła.A reszta przestała interesować się zadaniem.- Gomm mówił, że mieli władzę - wtrąciła.- Tak.- Rządzili światem?- W pewnym sensie - odpowiedział Klein.- Co pan przez to rozumie?Spojrzał na monitory.Jego oczy napełniły się łzami.- Nie wyjaśnił? Bawili się, pani Jape.Kiedy praca zaczynała ich nudzić, grali w monety.- Nie.- Organizowali wyścigi żab.To była ich ulubiona zabawa.- Ale rząd.- protestowała -.nie, to nie może być prawda.- Myśli pani, że martwili się o to? Dopóki pokazywali się publicznie, miało to dla nich jakieś znaczenie, ale teraz?.Musieliśmy ich tu więzić, inaczej już dawno nastąpiłby koniec.- Nie mogę w to uwierzyć.- Ja też nie mogłem, dopóki nie zobaczyłem tego na własne oczy.- To straszne! - Nagle stracili całą jej sympatię.Nie mogła zrozumieć, skąd w takich miłych starszych ludziach wzięło się tyle okrucieństwa i bezwzględności.Jak to się stało, że wykształceni (Gomm był przecież profesorem), inteligentni ludzie wykazali się taką nieodpowiedzialnością? Ogarnęła ją czarna rozpacz.Kiedy wyszli na podwórze, było już ciemno.Vanessa odetchnęła świeżym powietrzem.Klein wyjaśnił, że może skompletować nową ekipę, ale zajmie mu to kilka tygodni.Tymczasem Ziemia mogła przestać istnieć.Ktoś musiał kierować tymi bezmyślnymi kreaturami, które widziała na monitorach.- Goldberg nadal żyje - powiedział Klein.- Będzie kontynuował grę.Ale do tego potrzeba dwóch osób.- Więc dlaczego nie dołączysz do niego?- Ponieważ nienawidzi mnie.Nienawidzi nas wszystkich.Powiedział, że zaakceptuje tylko ciebie.Goldberg siedział w cieniu laurowych drzewek i grał sam ze sobą.Był krótkowidzem, więc każdą kartę musiał zbliżać do oczu, by cokolwiek zobaczyć.Zanim obejrzał je do końca, nie pamiętał już, co było na początku.- Zgodziła się - oznajmił Klein.Goldberg nie zareagował.- Powiedziałem, że zgodziła się.- Jestem ślepy, a nie głuchy.- odpowiedział i dalej oglądał karty.Wreszcie spojrzał na Vanessę.- Mówiłem, że to się źle skończy.- powiedział miękko.Wiedziała, jak bardzo czuł się samotny.- Od początku uważałem, że powinniśmy tu zostać.Nie ma szans na ucieczkę.- Wzruszył ramionami.- Zresztą dokąd uciekać? - Świat zmienił się.Wiem, bo to my go zmieniliśmy.- Nie był taki zły - stwierdziła.- Świat?- Sposób, w jaki umarli.- Aha.- Byli szczęśliwi.do ostatniej chwili.- Gomm był taki sentymentalny - westchnął Goldberg.- Nigdy nie lubiliśmy go zbytnio.Wielka żaba wyskoczyła na ścieżkę.Oczy staruszka uchwyciły ruch.- Kto to? - zapytał.- To tylko żaba - wyjaśniła, z obrzydzeniem odtrącając ją nogą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]