[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaleźli się w niewielkim pokoju, magazynie antykwariusza.Ten sam zapach, co na dole, panował wśród zawieszonych płótnami ścian i ten sam nastrój spokojnej zadumy ogarniał ludzi, którzy tu wchodzili.- Proszę, niech pan siada i mówi, co się stało.- Obertyński energicznym gestem wskazał przybyszowi fotel.Wichniewicz jednak nie skorzystał z zaproszenia.Podszedł do okna, uchylił je nieco i zwięźle zdał raport z realizacji powierzonego mu zadania.Obertyński słuchał w skupieniu, a kiedy Wichniewicz skończył, powiedział ciężkim głosem:- Mówi pan, że ona ma niemiecki paszport.- Tak.I urodziła się w Wiedniu.Jedno jest tylko zastanawiające - nie ma węgierskiej wizy.- Jest pan pewny?- Oczywiście.Molnar dobrze przyjrzał się jej paszportowi.- To jest zupełnie logiczne.Przecież nie mogła brać wizy, skoro nielegalnie przekroczyła granicę.No i dlatego nie meldowała się w Biurze Ewidencji Cudzoziemców.- Dziwna sprawa - powiedział w zamyśleniu Wichniewicz.- Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego.Niech pan dobrze zanalizuje fakty.Co my o niej wiemy?- Obertyński nerwowym krokiem zaczął przemierzać pokój od okna do drzwi i z powrotem.Czasem tylko zatrzymywał się przed Wichniewiczem i żywymi gestami akcentował swe wywody.- Co wiemy? Piękna, elegancka kobieta kontaktuje się z kurierem, który podejmuje się przeprowadzić ją przez zieloną granicę do Budapesztu.Po drodze, na granicy słowacko-węgierskiej zdarza się coś, co ich rozdziela.Trudno bowiem wierzyć w jej wersję opowiadania.- Trudno również jej zaprzeczyć - wtrącił Wichniewicz.- A czy ona panu powiedziała, w jaki sposób dostała się do Budapesztu?- Tak.Mówiła, że nad ranem spotkała w lesie gajowego, który za ofiarowany mu pierścionek wykupił jej bilet z jakiejś przygranicznej stacji.- A do kogo skierowała się w Budapeszcie?- Należy przypuszczać, że do Hausnera.- O, właśnie - uśmiechnął się cierpko Obertyński.- Do pana Hausnera, urzędnika niemieckiego biura podróży.- Molnar twierdzi, że to Węgier.- To nie ma dla nas znaczenia.Mało to Szwabów na Węgrzech? Jedźmy dalej.W Budapeszcie Krystyna Hemerling gorączkowo szuka kontaktu z nami.Udaje się do doktora Bako.- Przepraszam, panie pułkowniku, ale skąd ona mogła wiedzieć, że Bako jest z nami związany?- A, tego, niestety, nie mogę panu powiedzieć.W każdym razie cała pańska relacja potwierdza to, że chce się z nami skontaktować.- Tak, tylko nie wiemy, w jakim celu.Obertyński zatrzymał się gwałtownie i z politowaniem pokiwał głową:- Panie Antku, mnie się zdaje, że pan jest pod jej urokiem i chce jej pan bronić.Niech pan się dobrze zastanowi, w jakim celu Krystyna Hemerling, mając niemiecki paszport i mogąc przyjechać do Budapesztu luksusowym ekspresem przez Wiedeń, nagle decyduje się na ciężkie przejście przez zieloną? Czy to pana nie zastanawia?- Tak, ale tu jest dużo niejasności.Przecież mając niemiecki paszport mogłaby z łatwością wystarać się przez niemiecki konsulat o węgierską wizę i zameldować się w Budapeszcie.- W takim razie proszę mi powiedzieć, dlaczego chodziła do Polskiego Komitetu i chciała się zarejestrować jako uchodźczyni?Wichniewicz wzruszył ramionami.- No, proszę - podjął Obertyński.- Ładnie byśmy wyglądali.Mielibyśmy na karku człowieka z polskimi papierami i niemieckim paszportem w kieszeni.- Więc co pan chce zrobić? - zapytał ostro Wichniewicz.Obertyński nie odpowiedział.Opuścił głowę, przejechał palcami przez siwiejące włosy i ruszył wolnym krokiem ku oknu.Naraz zatrzymał się.- Pan myśli, że to łatwa decyzja.Jestem przekonany, że skoro ona - jak pan wspomniał - znała Władka, skłoniła go do tego, by ją przeprowadził przez zieloną do Budapesztu.- Nie wierzę, żeby Władek tak lekkomyślnie postąpił.Znamy go dobrze.Należałoby czekać na Jędrka Bukowego.Może on po drodze zebrał jakieś informacje.- Czekać, czekać - w głosie Obertyńskiego zabrzmiało zniecierpliwienie.- Pan doskonale wie, w jakiej jesteśmy sytuacji.Wszystko wali nam się na głowę.Mówiłem już panu, że od kilku dni nie mamy połączenia radiowego z Warszawą.Teraz aresztowali Bako.Jak go dobrze przycisną, zacznie śpiewać i wszyscy jesteśmy na widelcu.- Twarz jego zachmurzyła się, a głos jeszcze bardziej zmarkotniał.- A dzisiaj dostałem wiadomość, że zlikwidowano naszą całą placówkę w Bukareszcie.Siedzą Szretyński, Golęba i inni.Poczekajmy jeszcze trochę, dajmy jej wolną rękę, a spotkamy się w węgierskim kontrwywiadzie, a potem w twierdzy w Siklos.Wichniewicz opadł na fotel.- Przepraszam, ale o tym nie wiedziałem.- To właśnie komunikuję panu.I czy panu nie przyszło na myśl, że właśnie w tym samym czasie, kiedy pani Krystyna Hemerling wybrała się na wycieczkę do Budapesztu, wokół nas sypią się drzazgi?- Ja też się nad tym zastanawiałem - powiedział Wichniewicz.- Tylko.- umilkł i chwilę spoglądał na swą dłoń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]