[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czesc, na której sie znajdowali, wytrzymala,ale Geralt zorientowal sie nagle, ze biegna juz pod góre, pod raptowniestromiejaca stromizne.Yennefer zaklela dyszac.- Padnij, Yen! Trzymaj sie!Resztka mostku zgrzytnela, chrupnela i opuscila sie jak pochylnia.Upadli,wczepiajac palce w szczeliny miedzy balami.Yennefer nie utrzymala sie.Pisnelapo dziewczecemu i pojechala w dól.Geralt, uczepiony jedna reka, wyciagnalsztylet, wrazil ostrze miedzy bale, oburacz uchwycil sie rekojesci.Stawy wjego lokciach zatrzeszczaly, gdy Yennefer szarpnela nim, zawisajac na pasie ipochwie miecza, przerzuconego przez plecy.Most chrupnal znowu i pochylil siejeszczebardziej, prawie do pionu.- Yen - wystekal wiedzmin.- Zrób cos.Cholera,rzuc zaklecie! - Jak? - uslyszal jej gniewne, stlumione warkniecie.- Przeciezwisze! - Zwolnij jedna reke! - Nie moge.- Hej! - wrzasnal z góry Jaskier.-Trzymacie sie? Hej! Geralt nie uznal za celowe potwierdzac.- Dajcie line! -darl sie Jaskier.- Predko, psiakrew! Obok trubadura pojawili sie Rebacze,krasnoludy i Gyllenstiern.Geralt uslyszal ciche slowa Boholta.- Poczekaj,spiewaku.Ona zaraz odpadnie.Wtedy wyciagniemy wiedzmina.Yennefer zasyczalajak zmija wijac sie na plecach Geralta.Pas bolesnie wpil mu sie w piers.-Yen? Mozesz zlapac oparcie? Nogami? Mozesz cos zrobic nogami? - Tak - jeknela.- Pomajtac.Geralt spojrzal w dól, na rzeke, kotlujaca sie wsród ostrychglazów, o które obijaly sie, wirujac, nieliczne belki mostu, kon i trup wjaskrawych barwach Caingorn.Za glazami, w szmaragdowym, przejrzystym odmecie,zobaczyl wrzecionowate cielska wielkich pstragów, leniwie poruszajacych sie wpradzie.- Trzymasz sie, Yen? - Jeszcze.tak.- Podciagnij sie.Musiszzlapac oparcie.- Nie.moge.- Dajcie line! - wrzeszczal Jaskier.- Cowyscie, poglupieli? Spadna obydwoje! - Moze i dobrze? - zastanowil sieniewidoczny Gyllenstiern.Most zatrzeszczal i obsunal sie jeszcze bardziej.Geralt zaczal tracic czucie w palcach, zacisnietych na rekojesci sztyletu.-Yen.- Zamknij sie.i przestan wiercic.- Yen? - Nie mów tak do mnie.-Wytrzymasz? - Nie - powiedziala zimno.Nie walczyla juz, wisiala mu na plecachmartwym, bezwladnym ciezarem.- Yen? - Zamknij sie.- Yen.Wybacz mi.- Nie.Nigdy.Cos pelzlo w dól, po balach.Szybko.Jak waz.Emanujaca zimna poswiatalina, wyginajac sie i zwijajac, jak zywa, namacala ruchliwym koncem karkGeralta, przesunela sie pod pachami, zamotala w luzny wezel.Czarodziejka, podnim, jeknela, wciagajac powietrze.Byl pewien, ze zaszlocha.Mylil sie.-Uwaga! - krzyknal z góry Jaskier.- Wyciagamy was! Niszczuka! Kennet! W góreich! Ciagnijcie! Szarpniecie, bolesny, duszacy ucisk naprezonej liny.Yenneferwestchnela ciezko.Pojechali w góre, szybko, szorujac brzuchami o szurpatedyle.Na górze Yennefer wstala pierwsza.VII- Z calego taboru - rzekl Gyllenstiern - ocalilismy jeden furgon, królu, nieliczac wozu Rebaczy.Z oddzialu zostalo siedmiu luczników.Po tamtej stronieprzepasci nie ma juz drogi, jest tylko piarg i gladka sciana, jak dalekopozwala widziec zalom.Nie wiadomo, czy ocalal ktokolwiek z tych, co zostali,gdy most sie zawalil.Niedamir nie odpowiedzial.Eyck z Denesle, wyprostowany,stanal przed królem, utkwiwszy w nim blyszczace, zgoraczkowane oczy.- Sciganas gniew bogów - powiedzial wznoszac rece.- Zgrzeszylismy, królu Niedamirze.To byla swieta wyprawa, wyprawa przeciw zlu.Bo smok to zlo, tak, kazdy smok towcielone zlo.Ja zla nie mijam obojetnie, ja rozgniatam je pod stopa.Unicestwiam.Tak, jak kaza bogowie i Swieta Ksiega.- Co on plecie? -zmarszczyl sie Boholt.- Nie wiem - rzekl Geralt, poprawiajac uprzaz klaczy.-Nie pojalem ni slowa.- Badzcie cicho - powiedzial Jaskier.- Staram sie tozapamietac, moze da sie wykorzystac, gdy sie dobierze rymy.- Mówi SwietaKsiega - rozwrzeszczal sie na dobre Eyck - ze wynijdzie z otchlani waz, smokobrzydly, siedem glów i dziesiec rogów majacy! A na grzbiecie jego zasiadzieniewiasta w purpurach i szkarlatach, a puchar zloty bedzie w jej dloni, a naczole jej wypisany bedzie znak wszelkiego i ostatecznego kurewstwa! - Znam ja!- ucieszyl sie Jaskier
[ Pobierz całość w formacie PDF ]