[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego ja mam byc gorszy? Dlaczego odmawia mi sie tego prawa? Co mam zrobic,zeby móc zyc w tym miescie? Zamienic sie w elfke o sarnich oczach, jedwabistychwlosach i dlugich nogach? Co? W czym jest elfka lepsza ode mnie? W tym, ze nawidok elfki przebieracie nogami, a na mój widok chce sie wam rzygac? Wypchacsie kazcie takim argumentem.Ja i tak przezyje.Wiem jak.Jako wilk biegalem,wylem i gryzlem sie z innymi o samice.Jako mieszkaniec Novigradu bedehandlowal, plótl koszyki z wikliny, zebral lub kradl, jako jeden z was bederobil to, co zwykle robi jeden z was.Kto wie, moze sie nawet ozenie?Wiedzmin milczal.- Tak, jak powiedzialem - kontynuowal spokojnie Tellico.- Wychodze.A ty,Geralt, nie bedziesz próbowal mnie zatrzymac, nie ruszysz sie nawet.Bo ja,Geralt, przez chwile znalem twoje mysli.W tym takze te, do których nie chceszsie przyznac, które ukrywasz nawet przed soba.Bo zeby mnie zatrzymac,musialbys mnie zabic.A ciebie przeciez mysl o zabiciu mnie z zimna krwianapawa wstretem.Prawda?Wiedzmin milczal.Tellico ponownie poprawil rzemien lutni, odwrócil sie i ruszyl ku wyjsciu.Szedl smialo, ale Geralt widzial, ze kurczy kark i garbi ramiona w oczekiwaniuna swist klingi.Wsunal miecz do pochwy.Doppler zatrzymal sie w pól kroku,obejrzal.- Bywaj, Geralt - powiedzial.- Dziekuje ci.- Bywaj, Dudu - odpowiedzial wiedzmin.- Powodzenia.Doppler odwrócil sie i ruszyl w strone ludnego bazaru, raznym, wesolym,rozkolysanym krokiem Jaskra.Tak jak Jaskier wymachiwal ostro lewa reka i takjak Jaskier szczerzyl zeby do mijanych dziewek.Geralt powoli ruszyl za nim.Powoli.Tellico w marszu chwycil lutnie, zwolniwszy kroku wzial dwa akordy, po czymzrecznie wybrzeczal na strunach znana Geraltowi melodie.Odwróciwszy sie lekko,zaspiewal.Zupelnie jak Jaskier.Wróci wiosna, deszcz splynie na drogiCieplem slonca serca sie ogrzejaTak byc musi, bo ciagle tli sie w nas ten ogienWieczny ogien, który jest nadzieja- Powtórz to Jaskrowi, jesli zapamietasz - zawolal.- I powiedz mu, ze "Zima"to kiepski tytul.Ta ballada powinna sie nazywac "Wieczny Ogien".Bywaj,wiedzminie!- Hej! - rozleglo sie nagle.- Bazancie!Tellico odwrócil sie zaskoczony.Zza straganu wylonila sie Vespula, gwaltowniefalujac biustem, mierzac go zlowrózbnym spojrzeniem.- Za dziewkami sie ogladasz, oszuscie? - zasyczala, falujac coraz bardziejpodniecajaco.- Pioseneczki spiewasz, lajdaku?Tellico zdjal kapelusik i uklonil sie, usmiechajac szeroko charakterystycznymJaskrowym usmiechem.- Vespula, moja droga - powiedzial przymilnie.- Jakem rad, ze cie widze.Wybacz mi, moja slodka.Winien ci jestem.- A jestes, jestes - przerwala Vespula glosno.- A to, co jestes mi winien,teraz zaplacisz! Masz!Ogromna miedziana patelnia rozblysla w sloncu i z glebokim, donosnym brzekiemwyrznela w glowe dopplera.Tellico z nieopisanie glupim grymasem, zastyglym natwarzy, zachwial sie i padl, rozkrzyzowawszy rece, a jego fizjonomia zaczelasie nagle zmieniac, rozplywac i tracic podobienstwo do czegokolwiek.Widzac to,wiedzmin skoczyl ku niemu, w biegu zrywajac ze straganu wielki kilim.Rozscielajac kilim na ziemi, dwoma kopniakami wturlal nan dopplera i szybko,acz ciasno zrolowal.Usiadlszy na pakunku, wytarl czolo rekawem.Vespula, sciskajac patelnie,patrzyla na niego zlowrogo, a tlum gestnial dookola.- Jest chory - rzekl wiedzmin i usmiechnal sie wymuszenie.- To dla jego dobra.Nie róbcie scisku, dobrzy ludzie, biedakowi trzeba powietrza.- Slyszeliscie? - spytal spokojnie, ale dzwiecznie Chappelle, przepychajac sienagle przez tlum.- Prosze nie robic tu zbiegowiska! Prosze sie rozejsc!Zbiegowiska sa zabronione.Karane grzywna!Tlum w mgnieniu oka rozpierzchnal sie na boki, po to tylko, by ujawnic Jaskra,nadchodzacego szparkim krokiem, przy dzwiekach lutni.Na jego widok Vespulawrzasnela przerazliwie, rzucila patelnie i biegiem puscila sie przez plac.- Co sie jej stalo? - spytal Jaskier.- Zobaczyla diabla?Geralt wstal z pakunku, który zaczal sie slabo ruszac.Chappelle zblizyl siepowoli.Byl sam, jego strazy osobistej nigdzie nie bylo widac.- Nie podchodzilbym - rzekl cicho Geralt.- Jesli bylbym wami, panie Chappelle,to nie podchodzilbym.- Powiadasz? - Chappelle zacisnal waskie wargi, patrzac na niego zimno.- Gdybym byl wami, panie Chappelle, udalbym, ze niczego nie widzialem.- Tak, to pewne - rzekl Chappelle.- Ale ty nie jestes mna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl