[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaskier natomiast os³upia³.Geraltzagryz³ wargi.- Który miesi¹c? - Odmówi³a mi, i to w doœæ niegrzecznej formie, podaniajakiejkolwiek daty, w tym i daty ostatniej miesi¹czki.Ale ja siê na tym znam.To bêdzie dziesi¹ty tydzieñ.- Poniechaj wiêc patetycznych odwo³añ do odpowiedzialnoœci bezpoœredniej -powiedzia³ posêpnie Geralt.To ¿aden z nas.Jeœli mia³eœ pod tym wzglêdemjakiekolwiek w¹tpliwoœci, niniejszym je rozwiewam.Mia³eœ jednak bezwzglêdn¹racjê, mówi¹c o odpowiedzialnoœci zbiorowej.Ona jest teraz z nami.Naglewszyscy awansowaliœmy do roli mê¿Ã³w i ojców.S³uchamy w napiêciu, co powiemedyk.- Porz¹dne, regularne od¿ywianie siê - zacz¹³ wyliczanie Regis.- ¯adnychstresów.Zdrowy sen.A nied³ugo koniec z jazd¹ konn¹.Wszyscy milczeli d³ugo.- Zrozumieliœmy - rzek³ wreszcie Jaskier.- Mamy problem, panowie mê¿owie iojcowie.- Wiêkszy, ni¿ myœlicie - powiedzia³ wampir.- Lub mniejszy.Wszystko zale¿y odpunktu widzenia.- Nie rozumiem.- A powinieneœ - mrukn¹³ Cahir.- Za¿¹da³a - podj¹³ po ma³ej chwili Regis - bym przyrz¹dzi³ i da³ jej pewiensilnie i radykalnie dzia³aj¹cy.medykament.Uwa¿a to za remedium na k³opot.Jest zdecydowana.- Da³eœ? Regis uœmiechn¹³ siê.- Bez porozumienia z innymi ojcami? - Lek, o który ona prosi - odezwa³ siêcicho Cahir nie jest cudownym panaceum.Mam trzy siostry, wiem, co mówiê.Ona,zdaje siê, myœli, ¿e z wieczora wypije odwar, a nazajutrz ruszy z nami w dalsz¹drogê.Nic z tego.Przez jakieœ dziesiêæ dni nie ma co nawet marzyæ o tym, by zdo³a³a usiedzieæ nakoniu.Zanim podasz jej ten lek, Regis, musisz jej o tym powiedzieæ.A podaæmedykament mo¿esz jej dopiero wtedy, gdy znajdziemy dla niej ³Ã³¿ko.Czyste ³Ã³¿ko.- Zrozumia³em - kiwn¹³ g³ow¹ Regis.- Jeden g³os za.A ty, Geralt? - Co,ja? - Moi panowie - wampir powiód³ po nich swymi ciemnymioczami.- Nie udawajcie, ¿e nie rozumiecie.- W Ñilfgaardzie - powiedzia³ Cahir, czerwieniej¹c i opuszczaj¹c g³owê - otakich sprawach decyduje wy³¹cznie kobieta.Nikt nie ma prawa wp³ywaæ na jejdecyzjê.Regis powiedzia³, ¿e Milva jest zdecydowana na.medykament.Tylko dlatego,wy³¹cznie dlatego zacz¹³em niechc¹cy myœleæ o tym jako o fakcie dokonanym.I oskutkach tego faktu.Ale ja jestem cudzoziemcem, nie znaj¹cym.Nie powinienemsiê w ogóle odzywaæ.Przepraszam was.- Za co? - zdziwi³ siê trubadur.- Czy ty nas masz za dzikusów, Nilfgaardczyku?Za prymitywne plemiona, stosuj¹ce siê do jakichœ szamañskich tabu? Tooczywiste, ¿e tylko kobieta mo¿e podj¹æ tak¹ decyzjê, to jej niezbywalne prawo.Jeœli Milva decyduje siê na.- Zamknij siê, Jaskier - warkn¹³ wiedŸmin.- Zamknij siê, bardzo ciê proszê.- Uwa¿asz inaczej? - uniós³ siê poeta.- Chcia³byœ jej zakazaæ albo.- Zamknij siê, do cholery, bo nie rêczê za siebie! Regis, ty, jak mi siê zdaje,przeprowadzasz wœród nas coœ w rodzaju plebiscytu.Po co? To ty jesteœmedykiem.Œrodek, o który ona prosi.Tak, œrodek, s³owo medykament jakoœ minie le¿y.Tylko ty mo¿esz jej ten œrodek przyrz¹dziæ i daæ.I zrobisz to, gdypoprosi ponownie.Nie odmówisz.- Œrodek ju¿ przyrz¹dzi³em - Regis pokaza³ wszystkim maleñk¹ buteleczkê zciemnego szk³a.- Jeœli poprosi ponownie, nie odmówiê.Jeœli poprosi ponownie.- O co wiêc chodzi? O nasz¹ jednomyœlnoœæ? O powszechn¹ akceptacjê? Tegooczekujesz? - Dobrze wiesz, o co chodzi - rzek³ wampir.- Doskonale czujesz, conale¿y zrobiæ.Ale poniewa¿ pytasz, odpowiem.Tak, Geralt, o to w³aœnie chodzi.Tak, to w³aœnie nale¿y zrobiæ.Nie, to nie ja tego oczekujê.- Czy mo¿esz mówiæ jaœniej? - Nie, Jaskier - odrzek³ wampir.- Jaœniej ju¿ niemogê.Tym bardziej, ¿e nie ma potrzeby.Prawda, Geralt? - Prawda - wiedŸminopar³ czo³o na z³¹czonych d³oniach.- Tak, psiakrew, prawda.Ale dlaczegopatrzysz na mnie? Ja mam to zrobiæ? Ja tego nie umiem.Nie potrafiê.Kompletnie nie nadajê siê do tej roli.Kompletnie, rozumiecie? - Nie -zaprzeczy³ Jaskier.- Kompletnie nie rozumiemy.Cahir? Czy ty rozumiesz?Nilfgaardczyk spojrza³ na Regisa, potem na Geralta.- Chyba tak - powiedzia³ wolno.- Tak s¹dzê.- Aha - kiwn¹³ g³ow¹ trubadur.- Aha.Geralt zrozumia³ w lot, Cahir s¹dzi, ¿erozumie.Ja w oczywisty sposób wymagam oœwiecenia, ale najpierw rozkazuje misiê milczeæ, potem s³yszê, ¿e nie ma potrzeby, bym rozumia³.Dziêkujê.Dwadzieœcia lat w s³u¿bie poezji, dostatecznie d³ugo, by wiedzieæ, ¿es¹ rzeczy, które albo rozumie siê w lot, nawet bez s³Ã³w; albo nigdy siê ich niezrozumie.Wampir uœmiechn¹³ siê.- Nie znam nikogo - powiedzia³ - kto potrafi³by piêkniej to uj¹æ.Œciemnia³o zupe³nie.WiedŸmin wsta³.Raz kozie œmieræ, pomyœla³.Nie ucieknê przed tym.Nie ma co d³u¿ej zwlekaæ.Trzeba to zrobiæ.Trzeba i koniec.Milva siedzia³a samotnie obok maleñkiego ogniska, które rozpali³a w lesie, wwykrocie, z dala od drwalskiego sza³asu, w którym nocowa³a reszta kompanii.Niedrgnê³a, s³ysz¹c jego kroki.Zupe³nie, jakby siê go spodziewa³a.Posunê³a siêtylko, robi¹c mu miejsce na zwalonym pniaku.- No i co? - rzek³a ostro, nie czekaj¹c, a¿ on powie cokolwiek.- Narobi³o siê,hê? Nie odpowiedzia³.- Aniœ przypuszcza³, gdyœmy wyruszali, co? Gdyœ miê do kompanii bra³? Duma³eœsobie, co z tego, ¿e chamka, ¿e g³upia wsiowa dziewucha? Pozwoli³eœ jechaæ.Pogadaæ, duma³eœ, w drodze z ni¹ o m¹droœciach nie pogadasz, ale mo¿e siêprzydaæ.Ona zdrowa, krzepka rzepa, z ³uku szyje, rzyci w siodle nie odparzy, aniebezpiecznie siê zrobi, nie zesmrodzi siê w gacie, bêdzie z niej po¿ytek.Apokaza³o siê, ¿e nie po¿ytek, jeno zawada.K³oda u nogi.Rozebra³o g³upi¹dziewkê iœcie na dziewczyñsk¹ mod³ê! - Dlaczego pojecha³aœ ze mn¹? - spyta³cicho.- Dlaczego nie zosta³aœ w Brokilonie? Przecie¿ wiedzia³aœ.- Wiedzia³am - przerwa³a szybko.- Przecie wœród driad by³am, a one w migpoznaj¹, co dziewce jest, nie zataisz przed nimi.Prêdzej siê pozna³y, niŸli jasama.Alem nie spodziewa³a siê, ¿e mnie tak rych³o s³aboœæ dopadnie.Duma³am,bêdzie okazja, wypijê sporyszu albo innego odwaru, ani siê spostrze¿esz, aniwymiarkujesz.- To nie takie proste.- Wiem.Wampir mi to rzek³.Za d³ugo zw³Ã³czy³am, medytowa³am, waha³am siê.Teraz g³adko nie pójdzie.- Nie to mia³em na myœli.- Zaraza - powiedzia³a po chwili.- Podumaj tylko.Jaskra w odwodzie mia³am!Bom baczy³a, ¿e on min¹ nadrabia, ale przecie miêtki, s³aby, do trudu nienawyk³y, tylko patrzeæ, jak dalej iœæ nie zdo³a i mus go bêdzie ostawiæ.Duma³am, bêdzie Ÿle, wrócê z Jaskrem.Atu rcasz: Jaskier chwat, a ja.G³os za³ama³ jej siê nagle.Geralt obj¹³ j¹.I z miejsca wiedzia³, ¿e by³ togest, na który czeka³a, którego ogromnie potrzebowa³a.Szorstkoœæ i twardoœæbrokiloñskiej ³uczniczki znik³y momentalnie, zosta³a dr¿¹ca, delikatna miêkkoœæprzera¿onej dziewczyny.Ale jednak to ona przerwa³a przed³u¿aj¹ce siêmilczenie.- Takeœ mi i wtedy rzek³.W Brokilonie.¯e potrzebowa³a bêdê.ramienia.¯ew noc bêdê krzyczeæ, w ciemnoœæ.Jesteœ tu, czujê twoje ramiê podle mego.Akrzyczeæ wci¹¿ siê chce.Jejku, jej.Czemu dr¿ysz? - Nic.Wspomnienie.- Co ze mn¹ bêdzie? Nie odpowiedzia³.Pytanie nie by³o skierowane do niego.- Tatko mi raz pokaza³.U nas nad rzek¹ taka czarna osa ¿yje, co w ¿yw¹g¹sienicê jaja sk³ada.Z jaj oœlêta siê lêgn¹, g¹sienicê za ¿ywo zjadaj¹.Odœrodka.Teraz we mnie takie coœ siedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]