[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walka ustała.– Tellarinie! – zawołałam i pobiegłam przed siebie.Wstał, ocierając brud z twarzy, a potem spojrzał na mnie ze zdziwieniem, kiedy wyłoniłam się z cienia.Dostrzegłam krew na jego ostrzu.Stał nieruchomo, przestraszony albo zaskoczony.– Breda? Co tu robisz?– Dlaczego on cię zaatakował?! – krzyknęłam.Avalles leżał skurczony na ziemi w ciemnej, rosnącej kałuży.– Przecież był twoim przyjacielem!W odpowiedzi pochylił się i pocałował mnie, a potem odwrócił i podszedł do swego pana, który wciąż klęczał na ziemi.Mój ukochany oparł kolano na jego plecach i chwyciwszy go z tyłu za włosy, odciągnął głowę Sulisa, aż ujrzeliśmy jego lśniącą od łez twarz.– Nie chciałem zabijać Avallesa – wyjaśnił mój żołnierz, zwracając się na poły do mnie, na poły do Lorda.– Ale on nalegał, żeby przyjść tutaj.Bał się, że zdobędę większe względy jego wuja, jeśli nie będzie go w pobliżu.– Pokręcił głową.– Szkoda.Tylko ciebie miałem zabić, Sulisie, i długo czekałem na równie dogodną okazję.Mimo niewygodnej pozycji ojczym uśmiechnął się pełnym bólu grymasem.– Kto z Sancellan cię przysłał?– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Masz mnóstwo wrogów w Nabbanie, Sulisie Apostato.Heretyk z ciebie i schizmatyk, jesteś niebezpieczny.Powinieneś wiedzieć, że nie pozwolą ci budować władzy na tym pustkowiu.– Nie przybyłem tutaj, by budować władzę – jęknął ojczym.– Przybyłem, żeby znaleźć odpowiedzi na moje pytania.– Tellarinie! – Usiłowałam zrozumieć coś, czego nie potrafiłam ogarnąć.– Co ty robisz?!– To nie ma nic wspólnego z nami, Bredo.– Znowu mówił spokojniejszym głosem.– Czy ty.? – Nie mogłam tego z siebie wydusić.Łzy przesłoniły mi komnatę, tak samo jak wcześniej przesłonił ją Czarny Ogień.– Czy.udawałeś tylko, że mnie kochasz? Czy wszystko po to, żebyś mógł go zabić?– Nie! Nie potrzebowałem twojej pomocy, dziewczyno.I tak zdobyłem już jego zaufanie.– Mocniej chwycił mojego ojczyma, aż przestraszyłam się, że zaraz złamie mu kark.– To, co nas łączy, jest dobre i prawdziwe, Bredo.Zabiorę cię do Nabbanu.Teraz będę bogaty, a ty zostaniesz mą żoną.Będziesz mieszkała w prawdziwym mieście, a nie na jakiejś kupie diabelskich kamieni.– Kochasz mnie? Naprawdę mnie kochasz? – Bardzo chciałam mu wierzyć.– W takim razie wypuść mojego ojczyma, Tellarinie!Zmarszczył brwi.– Nie mogę.Otrzymałem to zadanie, zanim jeszcze cię poznałem, i muszę je wypełnić.On jest szalony, Bredo! Sama widziałaś horror tej nocy.Widziałaś demona, którego przywołał zakazanymi czarami, więc wiesz, że nie może dłużej żyć.– Proszę, nie zabijaj go! Błagam cię!Uciszył mnie, unosząc dłoń.– Przysięgłem memu panu w Nabbanie.Muszę wypełnić to jedno zadanie, a potem będziemy wolni.Zaklinałam go na miłość, lecz pozostał nieugięty.Zagubiona, nie potrafiąc dłużej sprzeczać się z człowiekiem, który dał mi tyle radości, zwróciłam się do wiedźmy.Liczyłam na jej pomoc, zobaczyłam jednak, że Valada zniknęła.Odeszła na wolność, zostawiając nas, byśmy się pozabijali, jeśli taka była nasza wola.Wydawało mi się nawet, że dostrzegłam jakiś ruch, lecz była to jeszcze jedna zjawa, która unosiła się bezszelestnie na swych skrzydłach.Lord Sulis milczał.Nie próbował uwolnić się z uścisku Tellarina, czekał biernie na śmierć niczym stary byk na zarżnięcie.Zobaczywszy, jak skóra na jego karku naciąga się mocno, kiedy przełyka ślinę, rozpłakałam się.Podeszłam bliżej, gdy mój ukochany przyłożył mu nóż do gardła.Sulis spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.Wyraz oczu nie zdradził żadnej z jego myśli, które ukrył głęboko.– Powiedz mi raz jeszcze, że mnie kochasz – poprosiłam, stając u boku Tellarina.Kiedy spojrzałam na przestraszoną i triumfującą zarazem twarz mego żołnierza, mimowolnie pomyślałam o Wielkiej Twierdzy, miejscu zbudowanym na morderstwie, w którego zepsutym wnętrzu staliśmy.Przez chwilę zdawało mi się, że wróciły głosy duchów, kiedy przez moją głowę przewalił się okropny huk.– Powiedz mi to raz jeszcze – błagałam go.– Proszę.Mój ukochany nie odsunął ostrza od gardła Sulisa, lecz odparł:– Oczywiście, że cię kocham, Bredo.Pobierzemy się i będziesz miała u stóp cały Nabban.Nigdy już nie będziesz sama i nigdy już nie będzie ci zimno.– Kiedy pochylił się do przodu, poczułam pod palcami, jak napinają się jego wspaniałe mięśnie.Zawahał się, usłyszawszy brzęk szklanej kulki, która spadła na kamień.– Co.? – zapytał i wyprostował się nagle, przyciskając dłoń do miejsca w pasie, gdzie ukłuł go pazur.Zatoczyłam się do tyłu i upadłam, zalewając się łzami.Za sobą słyszałam charczący oddech Tellarina, potem jego nóż zagrzechotał o kamienną podłogę.Nie miałam dość sił, by spojrzeć na niego, ale nigdy nie zapomnę tego chrapliwego oddechu.Teraz, kiedy jestem już starą kobietą, wiem, że ta tajemnicza twierdza będzie miejscem, gdzie umrę.Gdy dokonam żywota, pochowają mnie pewnie obok mej matki i Lorda Sulisa.Po owej długiej nocy spędzonej pod zamkiem Król Czapla, jak Lud znad Jeziora nazywał mojego ojczyma, znowu był taki jak dawniej.Jeszcze przez wiele lat panował w Wielkiej Twierdzy i z czasem nawet mój zazdrosny, awanturniczy lud docenił w nim władcę, choć królewskie rządy nie przetrwały tak długo jak sam Sulis.Mój ślad na tym świecie będzie jeszcze mniejszy.Nigdy nie wyszłam za mąż, a mój brat Aelfric spadł z konia i zmarł, nie pozostawiając po sobie potomków.Dlatego więc – choć Lud znad Jeziora wciąż kłóci się o to, kto powinien nieść sztandar i włócznię Wielkiego Tana – nie poprowadzi ich już nikt z mojego rodu.Nie sądzę też, aby po mojej śmierci pozostał ktoś w wielkim zamku, który odbudował Lord Sulis; niewielu już pozostało w całym naszym gospodarstwie, a ci, którzy jeszcze tu mieszkają, są tutaj z miłości do mnie.Kiedy odejdę, nie będzie nawet komu doglądać grobów.Nie potrafię powiedzieć, dlaczego wybrałam na dom to ponure miejsce ani dlaczego przedłożyłam życie mojego ojczyma nad żywot pięknego, podstępnego Tellarina.Może dlatego, że bałam się budować na krwi coś, co powinno stanąć na czymś lepszym.Może dlatego, że miłość nie potrafi rachować, dokonuje wyboru, a potem oddaje się bez reszty.Bez względu na powody, dokonałam wyboru.Po tym, jak wyniósł mnie z wnętrzności zamku, ojczym prawie nigdy nie wspominał o tamtej strasznej nocy.Do końca swoich dni pozostał niedostępny, pogrążony w cieniu, czasami jednak zdawało mi się, że wyczuwam w nim spokój, jakiego wcześniej w nim nie było.Nie potrafiłam powiedzieć, skąd ta odmiana.Kiedy już legł na łożu śmierci, a jego oddech słabł z każdym dniem, siedziałam przy nim niemal cały czas i opowiadałam o wszystkim, co działo się w Wielkiej Twierdzy – o odbudowie, która jeszcze się nie skończyła, o poddanych i ich zwierzętach – jakby miał wstać w każdej chwili i zabrać się do pracy, chociaż oboje wiedzieliśmy, że tak się nie stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl