[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaraz złapiesz właściwy rytm.Jęknęła z rozpaczą, lecz wiedziała, że miał rację i muszą udawać jak najlepiej.- Ty chyba wcale nie jesteś aż tak ciężko ranny - zauważyła.- Są rzeczy, które każdego faceta przywrócą do życia - mruknął i aż zadygotał, kiedy rzeczywiście złapała rytm.- Ale przysięgam, że wszystko mnie boli, ledwo stoję na nogach, a podtrzymuje mnie tylko ten mur i żarliwa nadzieja, że doprowadzisz do końca to, co zaczęłaś.- Nie ma mowy!- No wiesz? Co za szkoda!Nie chciała, by droczył się z nią w takiej sytuacji, niezależnie z jakiego powodu.Był jeden sposób, by powstrzymać go od dalszych żartów.Wprawnym ruchem brody przesunęła sobie siatkę w czadorze na wysokość warg, chwyciła Wade’a za włosy, poderwała jego głowę do góry i przycisnęła usta do jego ust.Były ciepłe i gładkie, ich dotyk miał w sobie taką słodycz, że Chloe nigdy nie podejrzewała, że może istnieć coś podobnego.Wadę bez chwili wahania odpowiedział na pocałunek, a dzieląca ich siatka z cienkich sznureczków jednocześnie stanowiła przeszkodę i bodziec podsycający podniecenie.Całowali się coraz żarliwiej, Wadę wsuwał czubek języka pomiędzy oka siatki, próbując poznać Chloe, na ile było to możliwe.Pragnęła zerwać z siebie czador, ściągnąć z nich wszystko, by nic ich nie dzieliło.Eksplozja tłumionych przez tyle lat pragnień oszołomiła ją zupełnie, więc Chloe zapomniała, gdzie się znajduje i czemu zaczęli to robić.To, co się z nią działo, było zarazem cudowne i przerażające.I było to najlepsze, co mogło jej się w tym momencie przydarzyć, ponieważ nie istniało skuteczniejsze lekarstwo na zaznaną przemoc, rozpacz i grozę.W całym swoim dotychczasowym życiu nie zetknęła się z potężniejszą silą niż ta, której właśnie doświadczała, a która okazała się jedyną, jakiej Chloe nie potrafiła się oprzeć.ROZDZIAŁ SZÓSTYSamochód ruszył, światła przesunęły się po parkanie, oddalając się od nich coraz bardziej.Wadę przywołał na pomoc całą swoją siłę woli, podniósł głowę, przerywając pocałunek, łagodnie puścił kolano Chloe, oparł ręce na jej ramionach i odsunął ją od siebie, a potem oderwał plecy od muru i wyprostował się, starając się opanować drżenie nóg oraz nie zwracać uwagi na bardzo poważne uczucie dyskomfortu na wysokości rozporka.Chloe cofnęła się, opuściła czador i wygładziła go takim gestem, jakim niektóre kobiety poprawiają włosy po namiętnym pocałunku.Nie patrzyła na Wade’a, czemu się wcale nie dziwił.Dziwił się za to, że mu nie przyłożyła, przecież na końcu go poniosło.Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zapomniał się w podobny sposób, lecz to zestawienie naprawdę okazało się ponad jego siły - nietknięta przez mężczyznę kobieta udająca prostytutkę.Chloe nawet nie do końca wiedziała, jak to zrobić, działała intuicyjnie, nie mając pojęcia, jaki to efekt na nim wywiera.Nie mogła mu zaaplikować lepszego lekarstwa na ból fizyczny i na gniew na samego siebie.W jego obecności znowu zginęła kobieta, a on nie zdołał temu przeszkodzić, gdyż nie spodziewał się, że wyda na nią wyrok śmierci ktoś z najbliższych.W objęciach Chloe na kilka chwil zapomniał o wszystkim, pragnął w niej zatonąć, nic innego nie istniało.Tak jak poprzednio oparła jego rękę na swoim barku, bez słowa otoczyła go ramieniem, a Wadę zdał się na nią całkowicie i dał się jej prowadzić tam, gdzie chciała.Niedługo potem skręcili i zatrzymali się przy małej furtce w glinianym murze pobielonym wapnem.Chloe przyklękła, przez chwilę szukała czegoś pod kopczykiem kamieni obrośniętych bluszczem i wyjęła spod niego klucz.Chwilę później znaleźli się w sporym ogrodzie, otaczającym jasny parterowy dom.Jego okna były zupełnie ciemne.Znaleźli ścieżkę przy samej ścianie domu, ruszyli nią w stronę tylnego wejścia, mijając po drodze altankę z ustawionymi jak do popołudniowej angielskiej herbatki meblami ogrodowymi.Nagle spod krzewów coś wyskoczyło, Wadę obrócił się gwałtownie, nim zdążył się zorientować, że to tylko jakieś nieduże zwierzę.Rana na brzuchu zapiekła go żywym ogniem.- Mangusta - rzuciła beznamiętnie Chloe, która nawet nie drgnęła.Zastanowił się, czy rzeczywiście miała nerwy jak postronki, czy też raczej znajdowała się w szoku po ostatnich przejściach.Raczej to drugie, bo przecież byli świadkami prawdziwego koszmaru.Znów ujrzał błysk kindżału, krew.Nie przewidział podobnego scenariusza, nie przyszło mu do głowy, by nawet taki fanatyk jak Ahmad mógł bez namysłu zabić własną siostrę, i to na oczach rodziny.Wadę z trudem odepchnął od siebie te myśli.Na podobne roztrząsania przyjdzie czas później, teraz musiał się skupić i uważać na to, co się dzieje.- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Chloe, zauważając wyraz jego twarzy.- Jasne.- Już prawie jesteśmy na miejscu.- Nie ma sprawy - rzucił lekkim tonem.- Prowadź.- Widzę, że musi cię bardzo boleć.Źle zrozumiała jego grymas, lecz jej troska wzruszyła Wade’a.- Nic mi nie jest.- Uważaj, bo uwierzę.A gdyby to Chloe zginęła zamiast swej przyrodniej siostry, gdyby to ona zapłaciła za jego brak przezorności? Boże, gdyby to córka Johna została zamordowana z jego winy, nigdyjuż nie doszedłby do siebie.Błysk kindżału, krew.Nie myśl o tym, przykazał sobie surowo.- Pukamy, czy stoimy tak całą noc? - spytał bardziej szorstkim tonem, niż zamierzał.Od kilku chwil stali w ciemności przy tylnych drzwiach domu, panowała cisza, nic się nie działo.- Wiem, że pewnie chcesz jak najszybciej się położyć, ale musimy zaczekać.Tu jest stróż, robi obchód, zaraz nas znajdzie - wyjaśniła Chloe.Rzeczywiście, zaraz potem rozległo się chrząknięcie, zapłonęła latarka, a jej żółtawe światło wydobyło z mroku pobrużdżoną twarz, zmierzwioną siwą brodę oraz ubranie, którego właściciel chyba nie zdejmował do spania, w dodatku od dłuższego czasu.Za to karabin był tak wypolerowany, że aż lśnił.Latarka zaświeciła im w oczy, padło pytanie, zadane tak szybko i niewyraźnie, że Wadę nic nie zrozumiał.Chloe odpowiedziała uprzejmym tonem.- A, nasza Amerykanka - odparł stróż znacznie cieplej.- Witaj ponownie w progach tego domu.I ty witaj, niewierny.Wadę domyślił się, że starzec musiał o nim słyszeć i nie poprawiło mu to humoru.Im mniej osób wiedziało o czymkolwiek, tym lepiej.Chloe w kilku zdaniach wyjaśniła, jakiej pomocy potrzebują.Stróż zastanawiał się przez chwilę, po czym dał znak, by poszli za nim i zaprowadził ich przez jakieś pomieszczenia do urządzonego z przepychem dużego dziennego pokoju.Na środku szemrała fontanna, woda falowała łagodnie w płytkim zbiorniku zdobionym mozaiką, dookoła stały wyściełane meble, na podłodze leżał wspaniały dywan z Buchary.Stary człowiek zgiął się w ukłonie, zaprosił gestem, by usiedli i zostawił ich samych.Wadę, ignorując otaczające ich luksusy, spojrzał na Chloe i pytająco uniósł brwi.- Czekamy.- Na co?- Na to, co nastąpi.W świecie islamu cierpliwość jest jedną z podstawowych cnót.- Opadła na najbliższą otomanę.- Ty też usiądź, inaczej zaraz się przewrócisz.Przysiadł na samym brzegu miękkiej sofy, w którą najchętniej by się zapadł, ale wolał nie rozgaszczać się zanadto w miejscu, które może będzie musiał szybko opuścić, jeśli coś pójdzie nie po ich myśli.Nie podobało mu się, że szmer fontanny tłumi inne odgłosy, wolałby wyraźnie słyszeć, co dzieje się dookoła.Czy zrobiono to specjalnie? Tkwił więc na brzeżku kanapy, bacznie nadstawiając uszu.Upływały długie minuty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]