[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nic.To uczulenie na słońce.* * *Adam nie pokazywał się już drugi dzień.Majka była na przemian zrozpaczona i zadowolona.Nie chciała, żeby oglądał ją oszpeconą, litował się nad jej nieudanym życiem.Ale tak bardzo pragnęła go zobaczyć, usłyszeć głos.Tylko jemu się zwierzyła, a on potraktował ją zwyczajnie, bez złośliwości, bez idiotycznych zapewnień, że wszystko dobrze się skończy.Katowała się myślami, że mężczyzna więcej nie przyjdzie, doprowadzała się do łez i czerpała z tych emocji jakąś przewrotną przyjemność.Wreszcie usłyszała pukanie do drzwi.– Cześć, mała.Zjechało do mnie paru kumpli, robimy imprezę.Dołączysz?– No, nie wiem.– przeciągnęła Majka.Nie chciała, by sobie pomyślał, że jej zależy.– Mam czas dopiero wieczorem.– Okej.Wpadnę po ciebie o ósmej.– Lewy kącik ust powędrował nieznacznie w górę.Całe popołudnie spędziła przed lustrem.Próbowała zatuszować pudrem i szminką obrzydliwe strupy, upinała włosy, przymierzała jedną kieckę po drugiej.Właściwie wszystkie są jednakowe, doszła do wniosku, czarne, długie.Niech to szlag! Dlaczego inne dziewczyny mogą pokazywać ramiona i opalone nogi, a ja muszę być blada jak trup? I mieć płaskie piersi? Magda nosi trójkę.Szlag, szlag!Wreszcie włożyła sukienkę z wysoką stójką, a włosy rozpuściła.Siadła na stołku w kuchni, skąd widziała szosę, i słuchała narzekań Madejowej.– Kto to widział, żeby cukier tak podrożał? Buraków skup nie przyjmuje, bo magazyny zapchane, a w sklepie kilo po cztery złote.A chleb? Toż to trociny nie chleb, suche, przesolone.Matka chlebuś potrafiła upiec.W całym domu pachniało i przez tydzień świeży był.Czemu Marysia tak w okno spogląda? Może na deszcz się zbiera? Nie? Zboże całkiem wyschło, same puste kłosy.A to co?Pod domem hałaśliwie zatrzymał się motocykl, zahuczał klakson.Majka gwałtownie odsunęła się od szyby.– On po Marysię przyjechał? – zdziwiła się gospodyni.– Niech panna uważa, nie wiadomo, co mu do głowy może strzelić.Chłopy wszystkie jednakie.– Wrócę późno – rzuciła dziewczyna i wybiegła na dwór.Włożyła kask, siadła z tyłu i objęła Adama.– A cóż jemu do takiej siksy? – wymamrotała pod nosem Madejowa, kręcąc głową.* * *Stojąca na wzgórzu willa była piękna.Zbudowana z surowych kamieni, z tarasem ozdobionym kwiatami w donicach.Na podjeździe stał zakurzony jeep.W przejrzystej wodzie basenu odbijały się ostatnie błyski zachodzącego słońca.Na leżakach wylegiwała się trójka opalonych mężczyzn w wieku Adama i długonoga kobieta ubrana w skąpe bikini.Majce na jej widok zrobiło się smutno.Zawsze chciała tak wyglądać – z pełnym biustem, skórą opaloną na ciemny brąz i blond włosami, a nie jak blady i chuderlawy strach na wróble.– To jest Majka – przedstawił ją Adam.– Iwona, chudzielec ma na imię Michał, długowłosy Wojtek, i Kuba.– Cześć – mruknęła dziewczyna.Miała ochotę zapaść się pod ziemię, bo wszyscy jak na komendę zmierzyli ją taksującymi spojrzeniami.Już żałowała swojego przyjazdu.Lepiej było zostać w domu z Madejową niż poddać się takiej ocenie.Tym bardziej że gospodarz, dokonawszy prezentacji, zniknął w domu.– Siadaj, napij się – zlitowała się Iwona i podsunęła Majce puszkę piwa.– Mieszkasz tutaj?– Jestem na wakacjach – wymamrotała dziewczyna i przysiadła pod parasolem.Nie chciała ryzykować pojawienia się nowych strupów.– Mama odziedziczyła tu dom po dziadku.Michał wskoczył do basenu.Bryzgi wody ochlapały rozebraną Iwonę i zapiętą po szyję Majkę.– Nie kąpiecie się?! – zawołał.Długonoga kobieta wsunęła się do wody z syrenią gracją.Majka burknęła:– Nie.Z każdą chwilą czuła się gorzej.Towarzystwo najwyraźniej znało się od dawna; pewnie razem studiowali, bo rozmawiali o zaliczeniach, imprezach, werniksie i jakiejś Ance, która zdobyła wyróżnienie w zagranicznym konkursie.Na Majkę nikt nie zwracał uwagi, nie próbował wciągnąć w rozmowę.Zresztą o czym miałaby gadać z tymi dorosłymi ludźmi? O zawalonych testach do liceum, Piotrku z osiedla, w którym się podkochiwała od podstawówki, rozpadzie rodziny? Spalającym ją niepokoju i buncie przeciwko wszystkim i wszystkiemu, szczególnie rodzicom? Oboje tak bardzo ją zawiedli, że nie dociekała, po czyjej stronie leży wina, nie chciała słuchać żalów i oskarżeń, nie zamierzała zaprzyjaźnić się z narzeczoną ojca, podobną do Iwony – młodą, piękną i pewną siebie – ani być powiernicą matki.Żal i upokorzenie sprawiły, że Majka zerwała się z leżaka, gotowa uciec.Do domu miała kawał drogi, ale wolała samotnie błąkać się po wertepach niż czuć się śmieszna i niepotrzebna.Bez słowa przekroczyła rozsunięte szklane drzwi.W środku panował mrok.Nie potrafiła znaleźć wyjścia, więc skierowała się w stronę światła.Trafiła do kuchni.Blat zastawiono puszkami, słoikami i pojemnikami.Adam rozmawiał przez telefon.Na widok gościa skończył rozmowę i odłożył słuchawkę.– Przyszłaś pomóc? Łap się za koreczki, ja pokroję chleb.Nachmurzoną dziewczynę ogarnęła błogość.Adam był taki fajny, bezpośredni.I pocałował ją przecież, pocałował.Odetchnęła głęboko i zaczęła nadziewać na szpikulce korniszony, papryczkę i oliwki.– Jak tam mój portret? – spytała przymilnie.– Jeszcze nie jest gotowy.Cierpliwości, mała.Wzięli tace i wrócili na taras do rozleniwionego towarzystwa.Kanapki i przekąski zniknęły w jednej chwili.Kiedy się ściemniło, Adam włączył muzykę i zapalił świece.Postawione na stolikach i podłodze wyznaczały świetlisty prostokąt tarasu.Zrobiło się nastrojowo i przytulnie.Spłoszone papierosowym dymem komary trzymały się z daleka, ćmy krążyły wokół płomieni, przez niezbyt głośne dźwięki przebijało się ćwierkanie świerszczy i rechot żab.Skryta w półmroku Majka wreszcie poczuła się swobodniej, bo zniknęło uczucie, że wszyscy się na nią gapią.Teraz sama mogła ocenić towarzystwo.Kuba, w koszuli z kołnierzykiem, okrągłych okularkach na nosie i równo przystrzyżoną grzywką, przypominał kujona.Mówił najgłośniej ze wszystkich i sypał dowcipami.Jakby dla kontrastu, Wojtek prawie się nie odzywał, palił tylko papierosa za papierosem.Długie jasne włosy miał zaplecione w warkocz związany kolorową frotką, pod nosem równie jasny wąsik.W wyciągniętym podkoszulku, bermudach i sandałach wydawał się rozluźniony, może senny.Kiedy wstał, żeby sięgnąć po piwo, okazało się, że ma prawie dwa metry wzrostu.Michał nawet w zarzuconym na ramiona swetrze wyglądał na niedożywionego, chociaż pochłonął większość poczęstunku i dorobione nadprogramowo kanapki.Ubrana w kusą sukienkę Iwona skubała pomarańczę.Świadomie lub nie, eksponowała wszystkie swoje atuty: długie nogi, idealną figurę, włosy opadające miękką falą.Majka wolałaby wierzyć, że dziewczyna jest równie ładna jak głupia, ale, słuchając jej ciętych ripost, pozbyła się złudzeń.W duchu przyznawała, że odstaje od towarzystwa, nie tylko wiekiem.Mimo że ich ubrania nie wyglądały świeżo, z pewnością nie pochodziły z bazaru, ale z drogich markowych sklepów, tak samo jak zegarki, telefony i bransoletka z białego złota na nodze Iwony.Majka miała na sobie kieckę z lumpeksu i „supermodny” naszyjnik kupiony razem z gazetą.Mimo to imponowało jej, że siedzi z zamożnymi studentami na nocnej imprezie przy basenie i chichocze z dowcipów Kuby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl