[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Około północy wzięła kilka pastylek i włączyła telewizor.Tym co natychmiast ujrzała, był widok akrobatów spadochronowych z rozłożonymi rękami i nogami, którzy okrążali się nawzajem w przestworzach.Ich pomarańczowe kombinezony trzepotały w powietrzu wskutek pędu powietrza.Przybliżyli się do siebie, jeden drugiemu położył na ramieniu ubraną w rękawiczkę dłoń.Ziemia, niczym mapa, znajdowała się daleko pod nimi.Spiker oznajmił, iż nie wiadomo, co właśnie się wydarzyło, bądź jakie urazy żywili do siebie, ale w owej chwili jeden zdzielił drugiego po twarzy.Następnie został przez niego schwycony.Po chwili ten drugi złapał pierwszego.Wkrótce koziołkowali w przestrzeni; jeden ściskał drugiego za szyję w geście miłości bądź gniewu, ich ręce siłowały się ze sobą w powietrzu, a może tańczyły, jedna powstrzymywała drugą przed otworzeniem spadochronu.Spiker poinformował, że tysiące widzów na ziemi oglądają to z przerażeniem.I rzeczywiście, teraz Pat usłyszała ich, wrzawę, która brzmiała jak pełne nabożnego lęku zadowolenie, podczas gdy obaj spadochroniarze – uwięzieni, jak oznajmił spiker, w śmiertelnym pojedynku – mknęli ku powierzchni ziemi.Umieszczona w helikopterze kamera zgubiła ich.Przejęła ich kamera z ziemi, niczym wierzgający czterema nogami jeden byt, i podążała za nimi niemal do samej ziemi; gdy ni z tego ni z owego przed obiektywem wyrośli ludzie i przesłonili obraz, dało się jedynie słyszeć krzyk tłumu, a ktoś stojący przy samej kamerze rzucił: O cholera.Pat Paynton widziała już takie sytuacje, widziała je parę razy.Już dawno zaczęto umieszczać je w telenowelach.Nacisnęła pilota.Demoniczni czarni mężczyźni w ponadrozmiarowych ubraniach i czarnych okularach, poruszający się do porywającego rytmu i dźgający palcami wskazującymi w jej kierunku, przestraszyli ją.Ponownie nacisnęła pilota.Policjanci na ulicy – zdała sobie sprawę, że jest to jej miasto – narzucali płachtę na zwłoki zastrzelonego człowieka.Ciemna plama na zaśmieconej ulicy.Pat pomyślała o Lloydzie.Zdawało jej się, że daleko, na drugim końcu ulicy przemknął wykonujący zadanie elmer, po czym zniknął za rogiem.Znów pilot.Ów kojący program, na którym Pat często oglądała konferencje prasowe i przemówienia, wybudzając się czasem z półsnu, by zobaczyć, że obrady się skończyły lub dopiero co rozpoczęły, ważni ludzie wyszli bądź jeszcze nie przybyli, plecy tłoczących się reporterów oraz członków rządu, którzy rozmawiali niskimi głosami.Właśnie w tej chwili jakiś senator o siwych włosach i obliczu przepełnionym przejmującym smutkiem, przemawiał w Senacie:–Przepraszam pana – oznajmił.– Chciałbym odwołać słowo nadęty.Nie powinienem był wyrazić się w ten sposób.Za pomocą tego słowa chciałem powiedzieć: arogancki, bezduszny, samolubny, zarozumiały; złośliwie rozkoszujący się porażką swoich przeciwników i tych, którzy zostali poszkodowani za sprawą pańskiego sukcesu.Ale nie powinienem był powiedzieć nadęty.Odwołuję nadętego.Ponownie nacisnęła pilota, a tych dwóch akrobatów powietrznych ponownie spadało ku ziemi.Co z nami jest nie tak, zastanowiła się Pat Poynton.Wstała, ściskając w dłoni czarne urządzenie – znów dopadła ją fala nudności.Co z nami jest nie tak? Poczuła się, jakby tonęła w nie dającym się powstrzymać nurcie zimnego błota; nie chciała już tu dłużej przebywać pośród tych sprzętów.Wiedziała, że nie należy do tego miejsca i w gruncie rzeczy nigdy doń nie należała.Jej pobyt tutaj stanowił swego rodzaju okropną, potworną pomyłkę.–Karta Dobrej Woli?Odwróciła się, by spojrzeć na tego olbrzyma, poszarzałego w tej chwili za sprawą światła odbiornika telewizyjnego.Wyciągał ku niej niewielką kartę czy też tabliczkę.Potem wszystko w porządku z miłością.Nie było najmniejszego powodu, żeby tego nie zrobić.–Dobrze – powiedziała.– W porządku.Podsunął kartę bliżej i uniósł ją do góry.Teraz zdawało się, że nie jest ona czymś, co ze sobą nosi, lecz stanowi część jego ciała.Przycisnęła kciukiem kwadracik obok słowa TAK.Tabliczka wygięła się nieco pod naciskiem, niczym jeden z tych zmyślnych guziczków w nowych urządzeniach, które, kiedy je dotknąć, ustępują pod palcem jak żywe.Jej głos być może także został zarejestrowany.Elmer nie poruszył się, nie wyraził też zadowolenia czy wdzięczności, nic prócz bezmyślnej radości na obliczu, widocznej od początku.Pat ponownie usiadła na sofie i wyłączyła telewizor.Z oparcia ściągnęła afgan (robótka jej matki) i owinęła się nim.Odczuwała spokojną euforię, jaka towarzyszy dokonaniu czegoś nieodwołalnego, choć dokładnie nie wiedziała, co właściwie zrobiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl