[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie pani jest?- W drodze - powiedziałam usiłując mówić tak, żeby się nie domyślił, że biegnę - a biegłam na parking, żeby otworzyć minibus.Na szczęście stał na miejscu i był nietknięty.- To niech się pani pospieszy - warknął doktor Morthman.- Są tu dziennikarze.Będzie im musiała pani wytłumaczyć, jak to się stało, że pozwoliła pani obcym odlecieć! - Otworzyłam boczne drzwi minibusu.Był pusty.Och, nie! - To pani odpowiada za to całe zamieszanie - stwierdził doktor Morthman.- Jeżeli będą jakieś międzynarodowe reperkusje.- Przyjadę tak szybko, jak będę mogła - powiedziałam.Rozłączyłam się i odwróciłam, żeby przejść na miejsce kierowcy.I wpadłam niemal na Altairczyków, którzy najwidoczniej przez cały czas stali za mną.- Nie straszcie mnie tak - powiedziałam.- A teraz chodźmy.- Poprowadziłam ich szybko do centrum koncertowego i korytarzem obok zamkniętych drzwi sali widowiskowej; dzięki Bogu słychać było przemówienia, a nie śpiew.Potem skierowaliśmy się do pomieszczenia wskazanego przez Calvina.Salka była pusta.Stał w niej tylko stół, o którym wspominał Calvin i który szybko przesunęłam pod drzwi, a potem przechyliłam i wepchnęłam jego krawędź pod klamkę.Przystawiwszy ucho do drzwi nasłuchiwałam chwilkę, ale Calvin miał rację.Nie usłyszałam żadnego dźwięku, a musieli już zacząć występ.I co teraz.Cztery godziny do startu.Musiałam wykorzystać każdą chwilę, ale w pomieszczeniu nie było nic, co mogłoby mi się przydać - żadnego pianina, odtwarzacza kompaktów czy adaptera.Pomyślałam, że powinniśmy skorzystać z szatni jego uczennic - one przynajmniej miały iPody, albo coś w tym rodzaju.Ale nawet gdybym puszczała Altairczykom setki śpiewanych przez chóry kolęd i gdyby oni reagowali na wszystkie klękając, siadając, wstając, bijąc pokłony czy idąc za wigilijną gwiazdą, nie przybliżyłoby mnie to o krok do rozwiązania problemu, po co do nas przybyli, ani dlaczego postanowili odlecieć.Ani nawet dlaczego uznali głośny śpiew i stepowanie chóru z „42nd Street” za bezpośrednie polecenie.Cicha noc, święta noc.Nawet gdyby wiedzieli, co znaczą słowa „spać”, „usiąść” „obrócić się” albo „mrugać”.Calvin wysnuł przypuszczenie, że Altairczycy słyszą wyłącznie słowa śpiewane przez więcej niż jeden głos, ale musiał się mylić.Ktoś, kto słyszy jakieś słowo po raz pierwszy, nie ma pojęcia, co ono znaczy, a obcy nigdy wcześniej nie słyszeli „usiądźcie wszyscy wraz”, dopóki nie zaśpiewano tego w pasażu.Żeby wiedzieć, co znaczą te słowa, musieliby usłyszeć je gdzieś wcześniej, a mogli je usłyszeć wyłącznie mówione.Co oznaczało, że mowę słyszą równie dobrze, jak śpiew.Pomyślałam, że mogli je gdzieś przeczytać.Przypomniałam sobie Kamień z Rosetty, który im pokazywano i wszystkie te słowniki, jakie doktor Short podtykał im pod nosy.Ale gdyby nawet nauczyli się czytać po angielsku, nie mogliby nauczyć się wymowy.Jedynym sposobem byłoby usłyszenie danego słowa.Co oznaczało, że słyszeli i rozumieli każde słowo, jakie do nich mówiliśmy podczas minionych dziewięciu miesięcy.Włącznie z moją i Calvina rozmową o tym, że mogliby pozabijać dzieci i zniszczyć planetę.Nic dziwnego, że zechcieli odlecieć.Ale jeżeli nas rozumieli, oznaczało to tylko dwie rzeczy: nie chcieli z nami rozmawiać, albo nie mogli wydawać dźwięków.Czyżby ich siadanie, wstawanie i inne zachowania były próbami porozumiewania się w języku znaków?Nie, i to nie mogło być sednem sprawy.Równie dobrze mogliby zareagować na słowo „siadajcie” mówione do nich kilka miesięcy wcześniej.A jeżeli próbowali jakoś się z nami porozumieć, czy nie daliby mnie i Calvinowi w nocy jakiegoś znaku, że jesteśmy na złej, lub dobrej drodze, zamiast gapić się na nas tymi swoimi „wcale nas to nie bawi” spojrzeniami? I nie wierzyłam, żeby te ich miny były przypadkowe.Poznaję dezaprobatę, gdy ją widzę.Zbyt wiele razy widziałam ją na twarzy cioteczki Judith, żeby nie.Cioteczka Judith! Wyjęłam z torebki komórkę i zadzwoniłam do mojej siostry Tracy.- Opowiedz mi wszystko, co wiesz o cioci Judith - zażądałam, gdy się odezwała.- A co, czy coś jej się stało? - zapytała jakby z niepokojem w głosie.- Gdy z nią rozmawiałam w zeszłym tygodniu była.- W zeszłym tygodniu? - zapytałam.- Chcesz powiedzieć, że cioteczka Judith jeszcze żyje?- No, żyła jak najbardziej, gdy w zeszłym tygodniu jadłyśmy razem lunch.- Lunch? - Czy mówiły o tej samej osobie? O siostruni tatki? O Gorgonie?- Owszem, tylko że ona wcale nie jest Gorgoną.Gdy poznasz ją bliżej, okazuje się całkiem miłą osobą.- Cioteczka Judith - stwierdziłam.- Ta, która zawsze na wszystkich i wszystko patrzyła z dezaprobatą.- Ta sama, choć od wielu lat tak już na mnie nie patrzy.Jak powiedziałam, gdy pozna się ją bliżej.- A jak ci się to udało?- Podziękowałam jej za prezent urodzinowy.- I co? - zapytałam.- Przecież nie mogło tylko o to chodzić.Mama zawsze nam kazała pięknie jej dziękować za każdy prezent, jaki od niej dostawałyśmy.- Owszem, ale to nie była właściwa forma podziękowań.Jedyną właściwą jest własnoręcznie napisana kartka z podziękowaniami - powiedziała Tracy najwyraźniej kogoś cytując.- W szkole średniej musiałyśmy napisać listowne podziękowania dla kogokolwiek.Cioteczka akurat przysłała mi jednodolarowy banknot, jak co roku, więc napisałam do niej i następnego dnia zadzwoniła do mnie i zrobiła mi długi wykład o tym, jak ważne są dobre maniery i jak okropne jest to, że nikt już nie przestrzega podstawowych wymogów etykiety i jak jej było miło, gdy mogła stwierdzić, że choć jedna młoda osoba wie, jak się zachować.Zapytała też, czy nie zechciałabym z nią obejrzeć musicalu Nędznicy.Kupiłam podręcznik dobrych manier Emily Post i od tej pory doskonale nam się układa.Gdy pobieraliśmy się z Evanem, przysłała mi nawet w prezencie ślubnym srebrny wisiorek z Silver Fish Jevelry.- Za coś ty jej posłała podziękowania? - zapytałam odruchowo.Ciocia Judith nie lubiła nas, bo byłyśmy nudne i niezamężne.Czy przypadkiem Altairczycy nie patrzyli na nas z dezaprobatą, bo czekali na jakiś ekwiwalent ręcznie pisanej kartki z podziękowaniami?Jeżeli tak było w istocie, to mieliśmy przerąbane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]