[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja tylko odpowiadam na pańskie pytania.- Co z kośćmi?- Oczywiście skonfiskowane i zabezpieczone.Indonezyjczycy zamknęli wykopaliska.Mimo wszystko, to ich jaskinia.- Co z moimi próbkami DNA, które były w hotelu?- Zostały skonfiskowane i zniszczone.Paul usiadł bez słowa.- Jak trafił pan na ulicę? - zapytał garnitur.- Na nogach.- Jak to się stało, że był pan nagi?- Uznałem, że to jedyny sposób, żeby pozwolili mi żyć.Jedyny sposób, żeby udowodnić, że nie mam próbek.Wykrwawiałem się.Wiedziałem, że będą następni.- Jest pan inteligentnym człowiekiem, panie Carlson.Więc uznał pan, że zostawi im próbki?- Tak - odparł Paul.Mężczyzna w garniturze wstał i wyszedł z pokoju.- Zasadniczo - dopowiedział Paul.***Po drodze na lotnisko Paul poprosił taksówkarza, żeby się zatrzymał.Zapłacił i wysiadł.Złapał autobus do Bengali, a stamtąd wziął taksówkę do Rea.W Rea wsiadł do busa, a kiedy ten wytoczył się na drogę, wrzasnął:- Stop!Kierowca uderzył w barierki.- Przepraszam - powiedział Paul.- Zapomniałem czegoś.Wysiadł z busa i na piechotę wrócił do miasta.Nie jechał za nim żaden samochód.W mieście wszedł w jedną z bocznych uliczek i znalazł doniczkę z dziwną, różową rośliną.Zaczął kopać w ziemi.Stara kobieta krzyczała coś na niego.Wyciągnął pieniądze.- Za roślinę - powiedział.- Jestem miłośnikiem kwiatów.Mogła nie rozumieć angielskiego, ale rozumiała pieniądze.Szedł z rośliną pod pachą.James miał rację co do pewnych rzeczy.Mylił się co do innych.Nie setki Adamów, nie.Tylko dwóch.Całe australoidalne stworzenie jak jakiś świat równoległy.Poznasz Boga przez Jego stworzenia.Ale dlaczego Bóg miałby stworzyć dwóch Adamów? To nad tym Paul się głowił.Odpowiedź brzmiała - nie stworzył.Dwóch Adamów.Dwóch bogów.Jeden po każdej stronie Linii Wallace’a.Paul wyobrażał sobie, że to zaczęło się jak zawody.Linia narysowana na piasku, żeby zobaczyć, czyje stworzenia zdobędą przewagę.Paul rozumiał brzemię dźwigane przez Abrahama, bycie świadkiem narodzin religii.Kiedy szedł uliczkami zanurzył palce w ziemi.Wyczuł pojemniczek i wyciągnął go.Pojemniczek, którego na oczy nie zobaczy żaden zespół oceniający.Już on o to zadba.Minął kobietę siedzącą w drzwiach, starą kobietę z pięknymi, pełnymi ustami.Pomyślał o kościach w jaskini i o dziwnych ludziach, którzy kiedyś pojawili się na tej wyspie.Podał jej kwiat.- Dla ciebie - powiedział.Złapał taksówkę.- Na lotnisko.Kiedy stary samochód tłukł się po zakurzonych drogach Paul zdjął opaskę z oka.Zobaczył, że taksówkarz spojrzał na niego w lusterku wstecznym i zaraz odwrócił wzrok.- Widzisz, kłamali - powiedział do niego.- O niewiarygodnej złożoności oka.Och, są sposoby.Kierowca ustawił głośniej radio i wbił wzrok w drogę przed sobą.Paul skrzywił się zdejmując opatrunek z oka, ściągając długie pasma gazy - w czaszce eksplodował mu ból.- Prorok to człowiek, który potężnie czuje - powiedział, po czym wsunął pojemnik z próbką w pusty oczodół.Przełożyła Martyna PlisenkoAleksiej KaługinSyndrom ŁazarzaJest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać.[Ewangelia wg św.Jana, 21.25]Żywym nie dane jest wiedzieć, czym jest śmierć, a martwym zrozumienie tego nie jest już potrzebne.W śmierci nie ma cierpienia.Tak, jak nie przynosi ona również ze sobą zbawienia od cierpienia.W śmierci nie ma niczego.Dlatego, że śmierć jest nicością.Ale zupełnie nie w tym znaczeniu, w jakim pojmują to żywi.Nicość, do której drzwi otwiera śmierć, niemożliwa jest do opisania słowami, ponieważ TAM nie istnieją ani słowa, ani obrazy, ani ruch.Ludziom, stojącym przy łożu śmierci przyjaciela albo członka rodziny, wydaje się, że widzą proces umierania.W rzeczywistości śmierć jest jednym, nieskończenie krótkim mgnieniem, w trakcie którego nie jest możliwe poczucie lub uświadomienie sobie czegokolwiek.Śmierć - to nie przejście do nowego życia, lecz linia rozgraniczająca, przekroczyć której nikomu i nigdy się nie uda, gdyż w momencie śmierci nawet sam czas przemienia się w nicość.W chwili śmierci człowiek okazuje się być w punkcie finałowym, do którego zmierza wszechświat - po nim już nigdy niczego nie będzie.Ledwie zetknąwszy się z nim, myśli, uczucia, pragnienia, którymi żył człowiek, w jednym mgnieniu zmieniają się w ABSOLUTNĄ NICOŚĆ.Dzieje się tak ze wszystkimi.Tak było i ze mną.O tym, że umarłem, nie wiedziałem dopóty, dopóki nie usłyszałem skierowanych do mnie słów:- Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!Nie mogłem pojąć, skąd dobiegały te słowa, nie wiedziałem bowiem, gdzie się znajduję.Ale głos, który je wypowiedział, był na tyle stanowczy, i taka w nim brzmiała władcza siła, że, wbrew chęci i woli, podjąłem próbę podniesienia się.Zrobienie tego okazało się być niewiarygodnie trudne - nie czułem własnego ciała.Ale za to wiedziałem teraz, że byłem żywy, chociaż na razie nie rozumiałem, jak to się mogło stać, gdyż razem ze świadomością własnego istnienia wróciły do mnie wspomnienia.Przypomniałem sobie o strasznych bólach brzucha, męczących mnie przez jedenaście dni.Dwunastego dnia położyłem się i już nie zdołałem się podnieść.Siostry, Marta i Maria, starały się ulżyć mym cierpieniom, jak tylko mogły.Ale nic już nie mogło mi pomóc.Pod wieczór, na godzinę przed zachodem słońca, umarłem.I oto znów czułem się żywym.Ale przecież to nie mogło się zdarzyć.Znów spróbowałem podnieść się na nogi.Tym razem udało mi się, ale prawie nie mogłem się ruszać z powodu pęt, krępujących me nogi i ręce.Oczy moje były odkryte, widziałem jednak tylko zamglone światło i nic więcej.Ale za to mogłem słyszeć.I słuch mój wychwytywał przytłumione głosy ludzi.Pokonując opór pęt, ruszyłem powoli w kierunku, z którego dobiegały te głosy.Szedłem i światło robiło się coraz jaśniejsze.Ale nadal niczego nie widziałem.Czułem strach, ponieważ nie wiedziałem, gdzie się znajduję i co się ze mną dzieje.Byłem martwy.Nie powinienem widzieć jakiegokolwiek światła, nie powinienem słyszeć żadnych głosów, i tym bardziej nie powinienem się poruszać.I nagle głosy, które w miarę mojego posuwania się do przodu stawały się coraz wyraźniejsze, umilkły jednocześnie.Cisza była na tyle głęboka, że wydało mi się, jakbym znów zapadł w wieczne milczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]