[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze wzrokiem wbitym w mapę wypowiadał następne słowa jasno i precyzyjnie, jakby ćwiczył już kiedyś swą spowiedź.- Kiedyś, w 1962 roku, przyszedł dzień otrzeźwienia i wielcy tego świata zorientowali się, że już go prawie zniszczyli.Nawet im niezbyt przypadła do gustu wizja Ziemi zamieszkałej wyłącznie przez karaluchy.Jeśli mamy zapobiec anihilacji, zdecydowali, górę muszą wziąć nasze szlachetne instynkty.I zebrali się na tajnym spotkaniu w Genewie.Nigdy przedtem nie odbyło się takie spotkanie wielkich umysłów.Przywódcy Politbiur i Parlamentów, Kongresów, Senatów, władcy Ziemi, podczas jednej gigantycznej debaty.Zdecydowali, że w przyszłości sprawy polityki powinny być nadzorowane przez specjalny komitet, w skład którego wejdą ludzie o niewątpliwym autorytecie i inteligencji, na przykład tacy jak ja; mężczyźni i kobiety, na których kaprysy polityki i polityków nie mają żadnego wpływu i którzy mogą określić jakieś zasady zapobiegające masowemu samobójstwu.Komitet miał się składać z ludzi przodujących na polu intelektualnym, z najlepszych z najlepszych, naukowców i moralistów; ich zbiorowa mądrość miała sprowadzić na Ziemię nowy Złoty Wiek.W każdym razie taka była teoria.Vanessa słuchała w milczeniu.Nie zadała ani jednego z tysiąca pytań, które przyszły jej do głowy już po wysłuchaniu tej krótkiej przemowy.- Przez pewien czas nawet się nam udawało - mówił dalej Gomm.- Było nas tylko trzynaścioro; w końcu trzeba się było jakoś dogadywać.Rosjanin, kilku Europejczyków jak ja, oczywiście droga Yoniyoko, Nowozelandczyk, paru Amerykanów.Całkiem potężna z nas była banda, dwóch laureatów Nobla, wliczając mnie.Teraz Vanessa przypomniała sobie Gomma, a przynajmniej uświadomiła sobie, kiedy po raz ostatni widziała jego twarz.Obydwoje byli wtedy znacznie młodsi.Szkoła, jego teorie, które wkuwała na pamięć.-.naszym zadaniem było, mówiąc najkrócej, kształtowanie zrozumienia między istniejącymi potęgami, pomoc przy opracowywaniu humanitarnych struktur ekonomicznych i kształtowaniu kulturowej specyfiki powstających narodów.To wszystko, oczywiście, ogólniki, ale wtedy brzmiały one wspaniale.Okazało się, że niemal od początku mieliśmy przede wszystkim problemy terytorialne.- Terytorialne?Gomm szerokim gestem wskazał na mapę.- Pomagaliśmy dzielić świat.Regulowaliśmy przebieg małych wojen, żeby nie stały się wielkimi wojnami.Powstrzymywaliśmy dyktatorów przed zbytnim samouwielbieniem.Staliśmy się śmieciarzami świata, czyściliśmy brud by nie zaległ zbyt grubą warstwą.Wielka odpowiedzialność, lecz z radością nieśliśmy ją na naszych barkach.Na początku sprawiało nam sporą przyjemność to, że w trzynaścioro kształtujemy historię świata, że o naszym istnieniu wiedzą tylko najwyższe kręgi rządowe.To, pomyślała Vanessa, największy w historii kompleks Napoleona.Gomm niewątpliwie jest szaleńcem, lecz jakież to bohaterskie szaleństwo! I w gruncie rzeczy nieszkodliwe.Dlaczego musieli go zamknąć? Przecież z pewnością nie jest groźny.- To chyba nie w porządku - powiedziała - że tak was tu zamknęli.- Cóż, zrobili to oczywiście dla naszego własnego bezpieczeństwa.Wyobraź sobie ten chaos, gdyby dowiedziała się o nas jakaś grupa terrorystyczna i zorganizowała zamach.Przecież rządziliśmy światem.Nie miało być tak, ale, jak powiedziałem, wszystkie systemy degenerują się.W miarę upływu czasu wielcy, wiedząc, że zawsze możemy podjąć za nich najważniejsze decyzje, coraz częściej zajmowali się przyjemnościami związanymi z pełnieniem wysokich urzędów, a coraz rzadziej myśleniem.W ciągu pięciu lat zmieniliśmy się z doradców we władców zastępczych.Zaczęliśmy żonglować narodami.- Ale zabawa - stwierdziła Vanessa.- Być może, na krótką chwilę - odpowiedział jej Gomm.- Ale zaszczyty szybko bledną.Po jakichś dziesięciu latach zaczęliśmy odczuwać skutki ciśnienia.Połowa komitetu już nie żyła.Buchanan, Nowozelandczyk, miał syfilis i nic o tym nie wiedział.Droga Yoniyoko była stara, Bernheimer i Sourbutts także.Wszyscy się starzejemy i Klein obiecuje nam bez przerwy, że zdobędzie ludzi na zastępstwo, ale to nikogo nie obchodzi.Wszyscy mają to w nosie! Jesteśmy po prostu funkcjonariuszami - Gomm zaczął się denerwować.- Jak długo przekazujemy im polecenia, wszystko jest w porządku.No i - głos opadł mu do szeptu - chcemy się wycofać.Czy to moment względnej normalności, zastanowiła się Vanessa.Czy to ukryty w mózgu Gomma rozsądek próbuje zniszczyć iluzje o dominacji światowej? Jeśli tak, może mogłaby pomóc?- Chcecie uciec? - zapytała.Gomm skinął głową.- Przed śmiercią chcę jeszcze raz zobaczyć dom.Dla tego komitetu, Vanesso, zrezygnowałem z tylu rzeczy, że omal nie przyprawiło mnie to o szaleństwo.Ach, pomyślała Vanessa, on wie.- Czy nie zabrzmi to zbyt samolubnie jeśli powiem, że życie wydaje mi się zbyt wielkim poświęceniem dla sprawy światowego pokoju?Vanessa uśmiechnęła się z jego pretensji do władzy, ale milczała.- Jeśli tak, niech sobie brzmi! Nie żałuję! Chcę uciec! Chcę.- Bądź cicho - poradziła mu.Gomm przypomniał sobie gdzie jest i skinął głową.- Przed śmiercią chcę jeszcze zaznać odrobiny wolności.Wszyscy tego chcemy.I myśleliśmy, wiesz, że mogłabyś nam pomóc - Gomm podniósł wzrok.- Co się stało? - zapytał.- Stało?- Dlaczego tak na mnie patrzysz?- Jesteś chory, Harvey.Chyba niegroźnie, ale.- Zaraz, chwilę.Co ja ci według ciebie opowiedziałem? Tyle kłopotów.- Harvey, twoja historyjka bardzo mi się podobała.- Historyjka? Co masz na myśli? - Gomm stawał się opryskliwy.- Ach.rozumiem.Nie wierzysz mi, prawda? No właśnie! Zdradziłem ci największy sekret świata, a ty mi nie wierzysz!- Nie mówię, że kłamiesz.- A więc to tak! Myślisz, że zwariowałem? - Gomm eksplodował.Echo jego głosu poniosło się nad prostokątnym światem.Niemal natychmiast w szeregu budynków odezwały się inne głosy, którym szybko zawtórował stukot kroków.- Popatrz, co zrobiłaś!- Ja? - zdumiała się Vanessa.- Mamy kłopoty.- Słuchaj, Harvey, to nie znaczy.- Za późno się teraz wycofywać.Zostań gdzie jesteś.ja sobie pobiegam.Odwrócę ich uwagę.Już miał uciekać gdy nagle obrócił się do Vanessy, złapał ją za rękę i podniósł jej dłoń do ust.- Jeśli jestem szalony - powiedział - to ty doprowadziłaś mnie do szaleństwa.I zwiał.Krótkie nóżki przeniosły go przez dziedziniec ze zdumiewającą szybkością.Nie zdążył jednak dobiec nawet do wawrzynów, gdy pojawili się strażnicy \ i krzykiem rozkazali mu stanąć.Nie usłuchał ich i jeden ze strażników wystrzelił.Kule przeorały ocean u stóp Gomma.- W porządku - wrzasnął Gomm, stając i podnosząc do góry ręce.- Mea culpa! Wstrzymano ogień.Strażnicy rozdzielili się, a przed szereg wystąpił ich dowódca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]