[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Constance głęboko odetchnęła i zamknęła oczy, wiedząc, że czeka ją długa, długa podróż.Drogi były suche, a morze spokojne, toteż dopłynęli do Southampton przed spodziewanym terminem.- Czy chciałaby pani odpocząć i trochę się odświeżyć?Głos Josepha Smitha zaskoczył ją.Do tej pory jechali wiele godzin, nie zamieniwszy nawet jednego słowa.Gdyby Constance nie wiedziała, jak się sprawy mają, mogłaby pomyśleć, że jej towarzysz słabo mówi po angielsku, jego ojczystym językiem jest rosyjski albo włoski, a on przybrał niemal komicznie pospolite nazwisko, żeby wydawać się Brytyjczykiem.Coś podobnego widziała w dzieciństwie, w Richmond.Tuż przed wojną sprowadziła się do miasta niemiecka rodzina.Wszystkie dzieci urodziły się w Stanach Zjednoczonych, 19więc mówiły po angielsku bez obcego akcentu.Natomiast rodzice przyjechali pod nazwiskiem Jones, John i Mary, chociaż wymawiali swoje nazwisko „Johans” i często trzeba było odzywać się do nich po kilka razy, by wywołać jakąkolwiek reakcję.Po wybuchu wojny przenieśli się na Północ, a Constance czasem próbowała odgadnąć, jak potoczyły się losy tej rodziny, małżonków, którzy wydawali się całkiem zagubieni, i ich trojga dzieci.- Panno Lloyd?Podskoczyła na siedzeniu.Joseph Smith wydawał się lekko poirytowany.- Pytałem, czy pani miałaby ochotę na odpoczynek i coś odświeżającego?- Dziękuję, panie Smith.To bardzo dobry pomysł.U Whitestone’ów odbyła się gorąca dyskusja na temat tego, czy kucharka powinna zapakować dla Constance kanapki na podróż, a jeśli tak, to czy przygotować również dodatkową porcję dla pana Smitha.W końcu Harriet z kucharką doszły do zgodnego wniosku, że nigdy nie słyszały, żeby człowiek ze szlacheckim tytułem wyjmował kanapki w podróży, ponieważ zaś Constance miała otrzymać tytuł po mężu, nie powinna nic przeżuwać, a tym bardziej obsypywać okruchami nowej sukni.Ostatecznie rozwiązała dylemat kwestia napoju.Harriet uznała bowiem, że bez względu na to, w jakim naczyniu Constance weźmie herbatę, wodę czy jabłecznik, będzie to wyglądało tak, jakby popijała brandy albo wino.Spoglądając na współtowarzysza podróży, Constance stwierdziła jednak, że wzięcie brandy albo wina - albo nawet whisky - wcale nie byłoby złym pomysłem.Joseph Smith się nie uśmiechał.Jeśli nie liczyć nad wyraz krótkiego momentu, który spędzili w salonie z Harriet Whitestone, wydawał się dość niedostępny.Był zatopiony w myślach, sprawiał takie wrażenie, jakby bez końca rozważał coś, co nie miało nic wspólnego z mijanymi przez nich krajobrazami.Powóz, wyglądający raczej na wynajęty niż należący do księcia, przystanął przed zajazdem.To było coś, co Constance bardzo się w Anglii podobało, zaciszne zajazdy i oberże.W Ameryce nie było przy drogach tylu miejsc, gdzie można się zatrzymać i wypocząć.Naturalnie dla niej Ameryka ograniczała się do Południa, gdzie podczas wojny nie było czasu na budowanie zacisznych oberży.Constance przypuszczała jednak, że Ameryka Północna jest po prostu zbyt wielkim i zbyt krótko znanym kontynentem, by mogła mieć zajazdy, jakimi szczyciła się Anglia.Chciała powiedzieć coś na ten temat i z na wpół otwartymi ustami odwróciła się do swego towarzysza.Patrzył na nią.Ale w chwili, gdy pochwyciła jego wzrok, odwrócił się do okna.Wydało jej się głupie, że chciała mu opowiedzieć o swoim upodobaniu do angielskich zajazdów, wszak nie powinna błahostką odwracać jego uwagi od nurtującego go problemu.Po chwili Joseph Smith stał już przed drzwiami powozu i polecił otworzyć dla niej drzwi.Schodki natychmiast znalazły się na miejscu, a on spokojnie czekał.Nie patrząc mu w oczy, Constance zaczęła schodzić na ziemię bardzo uważając, by ominąć błoto.Delikatnie ujął ją za rękę i pomógł jej znaleźć odpowiednie miejsce do stąpnięcia.20- Dziękuję panu - bąknęła, wciąż uciekając przed jego wzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]