[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prostactwo takiego rozwiązania rzuca się w oczy.Przemyślanego aktu zemsty nie dokonuje się w miejscu, które przypomina do złudzenia przystanek autobusowy.Kręci się tam tak wiele osób…Wreszcie skąd te ślady palców Filipa Bendina na rękojeści noża? Duplessis nie umie wyjaśnić, w jaki sposób papierosy znalazły się w jego kieszeni, a czy Bendin będzie umiał wyjaśnić, w jaki sposób zostawił ślady palców na narzędziu zbrodni?Bendin jest bezprzykładnie przystojny.Jego uroda jest niemal obrażająca.Gdyby był starszy o kilka lat, mężczyźni odczuwaliby do niego fizyczną nienawiść.Jednakże do tego czasu ma szansę zbrzydnąć.Jego piękno ma dwadzieścia lat, a temu wiekowi można bardzo wiele wybaczyć.Filip Bendin nie wiedział, kogo kocha pierwszą miłością.Należy przypuszczać, że Maria Van potrafiła docenić tę niewiedzę kochanka.Był dla niej źródłem Lety, wodą zapomnienia grzechów.W jego ramionach obmywała się z przeszłości.Może nawet kochała go szczerze… A może tylko umiejętnie wykorzystywała jego namiętność, aby z niej czerpać pełnymi rękoma?Bendin jest zamożnym chłopcem.Otworzył dla Marii Van niedostępne dotąd możliwości.Mogła bywać u Johna, legendarnego Johna z ulicy Bonaparte, gdzie zbiera się śmietanka paryska.Mogła mieć kosztowne futra, biżuterię, najnowszy model samochodu.Są to rozważania bezprzedmiotowe.Maria Van mogła to wszystko mieć, ale nic nie miała.Zadowalała się czystą, bezinteresowną miłością ślicznego chłopca i nie przyjmowała od niego nic poza pieszczotami.Bendin czekał na nią w pokoju, dziesięć kroków od łazienki.Siedział w fotelu i marzył.Przeżył najstraszniejszą noc w swoim krótkim życiu i należy go żałować.Jednocześnie jednak jest najbardziej podejrzany.Tylko jego palce zostawiły trwały ślad na rękojeści noża.Jak się to stało? Odpowiedź na to pytanie wskaże mordercę.Może mordercą jest Antoni Hayes, olbrzym o twarzy dobrodusznego gangstera?Antoni Hayes manifestował owego wieczoru swoje szczególne przywiązanie do czystości ciała.Uporczywie powracał do łazienki, aby wreszcie zastać w niej liczne towarzystwo, zgromadzone wokół zwłok.Nie tylko baronowa Groeck krążyła obok tych drzwi.Krążył tam człowiek, który ją trzykrotnie widział — Antoni Hayes.Pozornie można przyjąć, że ten wielki mężczyzna dba o higienę ciała.Czemu jednak przypisać fakt, że będąc zwolennikiem gruntownych kąpieli myje się w pokoju ubrany w wizytowy garnitur? Bendin twierdzi, że Hayes wszedł do pokoju Marii Van w wizytowym garniturze.Do chwili obecnej nie konfrontowano zeznań składanych oddzielnie.Taka konfrontacja może przynieść obfite żniwo.Wszyscy są potencjalnymi mordercami.Baronowa Groeck mogła wbić nóż w pierś Marii Van z tysiąca powodów.Uczyniła to za trzecim pojawieniem się w polu widzenia Antoniego Hayesa.Baronowa Groeck ma obsesję przemijania.Nienawiść do czasu.Pan Duplessis jest wprawdzie daleki od fanatyzmu, ale czy tylko w fanatyzmie można odnaleźć klucz do zbrodni? Miłość starców jest okrutna.Filip jest jedynym aktorem zdarzenia obciążonym w sposób rzeczowy, materialny.Pozostał jego ślad, który oskarża.Należałoby to podkreślić, gdyby nie wiele gorzkich doświadczeń świadczących dobitnie, że nic tak nie wprowadza w błąd jak materialne dowody.Antoni Hayes również jest wielką niewiadomą, ale na pewno nie budzi sympatii.Tak czy inaczej ma skłonności do drobiazgowego odtwarzania zdarzeń tylko wówczas, gdy bezpośrednio w nich nie uczestniczy.Natomiast szczegóły dotyczące jego osoby wzbudzają szereg wątpliwości.Pozostaje więc pani Perret, osoba zajęta robieniem na drutach.Madame Perret nie wyróżnia się niczym szczególnym.Poza tym, że ona jedna była na parterze wówczas, gdy na piętrze dokonano morderstwa.Ten fakt, choć brzmi to raczej paradoksalnie, skłania do zastanowienia.Rzecz oczywista, że tylko w miernych powieściach sensacyjnych mordercą okazuje się ten, na którego wcale nie padało podejrzenie.Pani Perret pozostaje poza podejrzeniem, ale dla spokoju sumienia należy rozważyć wszelkie drogi, jakimi mogła się wymknąć z tego kręgu.Dopiero wówczas sprawa pani Perret będzie ostatecznie zakończona.Pani Perret wydaje się interesująca właśnie dlatego, że pozbawiona jest wszelkich cech kontrowersyjnych.Wszyscy dobrze o niej mówią.Ludzie, o których wszyscy dobrze mówią, są szalenie niebezpieczni.Madame Perret ma twarz łagodną i myślącą.Stara się być ujmująca w obejściu.Zapewne wiele w życiu cierpiała i uroda, której blask jeszcze jest widoczny, nie oszczędziła jej dramatów.Może wyżej stawiała swoją godność nad wygody życia.Jeśli tak właśnie było — to Maria Van miała wszelkie powody, aby nie znosić pani Perret.Gdyby to pani Perret była dzisiaj trupem, narzędzia zbrodni należałoby szukać w pokoju Marii Van.Jednakże stało się zgoła odwrotnie.Nie pozostaje nic innego, jak postąpić trzy kroki naprzód i znaleźć się w salonie, gdzie rozegra się dalszy ciąg tego pasjonującego dramatu.Willburn spojrzał w stronę Garneta.Garnet spojrzał na swoje żółte buty.Po drugiej stronie oszklonych drzwi pan Duplessis poczęstował papierosem pana Hayesa, baronowa Groeck odwróciła kartkę Czarodziejskiej góry, pani Perret uniosła nieco głowę i uśmiechnęła się do starego profesora, Bendin siedział ciągle bez ruchu, oszołomiony, smutny, z wyrazem spokojnego szaleństwa w oczach.Zegar wybił godzinę jedenastą, a na ulicy Laos rozległ się pisk hamulców samochodowych.Willburn postąpił krok naprzód i Garnet obdarzył go spojrzeniem pełnym wdzięczności.Pchnął oszklone drzwi.Rozdział 3Baronowa Groeck uniosła głowę znad książki.Jej oczy były jasnobłękitne, może nieco wyblakłe, wilgotne.Garnet nie lubił takich oczu.Pan Duplessis nagłym ruchem zgasił papierosa w kryształowej popielniczce i wyprostował się, czujny, gotowy do starcia.Antoni Hayes uczynił nieokreślony ruch ręką, pani Perret uśmiechnęła się blado, a Bendin spojrzał na Garneta osowiałym wzrokiem.— Dzień dobry — powiedział Garnet — proszę nam wybaczyć najście.— Jest pan mile widziany, komisarzu — odrzekła pani Perret.— Nadinspektor Willburn z Londynu — oświadczył Garnet i lekko skłonił głowę w stronę Willburna, który stał w pełnym świetle i mrużył oczy.— Prosiliśmy nadinspektora Willburna, aby uczestniczył wraz z nami w tej sprawie…Willburn pomyślał, że francuskie maniery są co najmniej drażniące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]