[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mia³em nadziejê, ¿e dolne poziomy, choæ stanowiæ mog³y konstrukcjê komórkow¹,s¹ jednak przynajmniej w pewnym stopniu dro¿ne.Aby to sprawdziæ, musia³em wjakiœ sposób wnikn¹æ w g³¹b, pod naskórek miasta.Wydawa³o mi siê, ¿e jedn¹ zmo¿liwych dróg na ni¿sze poziomy powinny byæ szyby prowadz¹ce do stacji koleipodziemnej.Zje¿d¿a³em teraz w dó³ kolejnymi ci¹gami eskalatorów, ogl¹daj¹c starannieœciany szybu.Mimo pow³oki tworzywa sztucznego, jakby plastykowego tynku,którym zosta³y niezbyt zreszt¹ starannie pokryte, widaæ by³o, ¿e s¹ to œcianydawnych budowli.W miarê zag³êbiania siê mog³em przeœledziæ - jak na skarpiegeologicznej odkrywki - kolejne warstwy zabudowy i dziel¹ce je stropy.Znalaz³em - na dwóch poziomach, odleg³ych o jakieœ dwadzieœcia metrów - œladyzasklepionych przejœæ, prawdopodobnie dawnych tuneli wyjœciowych dla pasa¿erówkolei podziemnej.Mnie jednak¿e interesowa³ poziom gruntu.Pamiêta³em, ¿e przedmoim odlotem istnia³y dwa poziomy tuneli metra.Tu tak¿e natrafi³em na dwa,lecz nie wiadomo, czy wy¿szy nie przebiega³ ju¿ nad poziomem gruntu.W miarêprzesuwania siê w³aœciwego miasta ku górze - komunikacja podziemna mog³arównie¿ wkraczaæ na wy¿sze, opuszczone przez mieszkañców poziomy.Wyszed³em na peron górnej linii kolei, biegn¹cej prostopadle do kierunku, zktórego przyby³em do miasta.Mia³em niejasne wra¿enie, ¿e udaj¹c siê w prawo t¹w³aœnie lini¹, powinienem zbli¿yæ siê do rzeki.Bo przecie¿ ona musi gdzieœistnieæ, nie mogli jej zupe³nie zlikwidowaæ, jest niezbêdna dla funkcjonowaniamiasta.Jeœli odnajdê j¹, ukryt¹ gdzieœ na dnie miasta, pos³u¿y mi jako bazaodniesienia dla zorientowania siê w topografii.Tymczasem jednak by³em zbyt zmêczony, by tej jeszcze nocy kontynuowaæposzukiwania.Zawróci³em w kierunku schodów.Id¹c peronem dostrzeg³em we wnêceœciany, przy automacie z napojami, dwa rude szczury.Jeden naciska³ nosemprzycisk, drugi podstawia³ pyszczek pod strumyk wyp³ywaj¹cej cieczy.Na mójwidok zje¿y³y siê, jeden pisn¹³ ostrzegawczo i oba smyrgnê³y w kierunkuschodów.Nim dotar³em do ich podnó¿a, oba zwierzaki by³y ju¿ u szczytu,wdrapuj¹c siê b³yskawicznie na kolejne stopnie.Schody ruszy³y dopiero wówczas,gdy siê do nich zbli¿y³em.Widocznie automat nie reagowa³ na szczury.Ulica by³a pusta, tylko pod œcian¹ po drugiej stronie sta³ wci¹¿ ten sam robot.Pozna³em go po uszkodzonej pow³oce.Spojrza³em w kierunku trawnika.Zw³okch³opca ju¿ nie by³o.Jakaœ automatyczna maszyna doprowadzi³a do porz¹dkutrawnik rozgrzebany przez robota.- Robot! - zawo³a³em w stronê androida.- S³ucham - odpowiedzia³ i podszed³ do mnie.- Czym mogê s³u¿yæ?- Gdzie dostanê coœ do zjedzenia?- Zaprowadzê do magazynu.To blisko.Ruszy³ wzd³u¿ ulicy, a ja poszed³em za nim.Wskaza³ mi drzwi obszernego sklepu.Otworzy³y siê przede mn¹.Wzi¹³em z pierwszej z brzegu pó³ki opakowan¹ w barwnyplastyk paczuszkê i wyszed³em na ulicê.Robot czeka³ przy drzwiach.- Gdzie móg³bym siê przespaæ? - spyta³em.- W tym domu s¹ wolne pokoje - wskaza³ najbli¿sze wejœcie do budynku.- ¯yczêdobrej nocy.- Dziêkujê - powiedzia³em odruchowo.Ten robot by³ - o ironio! - jedyn¹ "osob¹", zachowuj¹c¹ siê jak.cz³owiek wtym dziwnym mieœcie.Wszed³em do ma³ej sieni, w której natychmiast zap³onê³a sufitowa lampa.Otwartedrzwi windy ukazywa³y przestronne wnêtrze z szeregiem przycisków na œcianie.Wszed³em i na chybi³ trafi³ nacisn¹³em jeden z nich.Drzwi zamknê³y siê, windaruszy³a.Wysiad³em na pierwszym piêtrze.W obie strony ci¹gn¹³ siê korytarz.Stan¹³em nawprost najbli¿szych drzwi.Rozsunê³y siê przede mn¹, ukazuj¹c jasno oœwietloneniewielkie pomieszczenie.By³o prawie puste.Oprócz niskiej le¿anki, stolika zwideofonem i dwóch krzese³ nie by³o tu nic wiêcej.Za zas³onk¹, we wnêce, by³zainstalowany podajnik napojów z zapasem plastykowych kubków oraz klapazas³aniaj¹ca wlot zsypu na odpadki.Za ma³ymi drzwiczkami obok znajdowa³a siêkabina sanitarna z natryskiem.Drzwi mo¿na by³o zamkn¹æ od wewn¹trz, wiecpostanowi³em pozostaæ tu do rana.Zjad³em zawartoœæ paczuszki, któr¹ zabra³emze sklepu na dole.By³o to nawet niez³e, choæ o nieznanym smaku.Napój zautomatu te¿ da³ siê piæ.Wyk¹pa³em siê i po³o¿y³em spaæ.Le¿¹c ju¿ przy zgaszonym œwietle, us³ysza³emczyjeœ kroki i podniesione g³osy na korytarzu, ale nie chcia³o mi siê wstaæ iwyjrzeæ.Siêgn¹³em do wy³¹cznika wideofonu i poprosi³em o podanie dok³adnego czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]