[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dziesiêæ dni albo dwa tygodnie? To kupa czasu w miasteczku,które ma tylko jedn¹ taksówkê.W takich sytuacjach korzysta siê z us³ug ludziod wynajmu samochodów.Mog³a zwróciæ siê do Avisu, Hertza czy National, ¿ebypodstawili jej wóz tutaj albo do Cambera.A wiêc gdzie jest ten wynajêtysamochód? Wci¹¿ do tego wracam.Przed domem powinien staæ jakiœ pojazd.Dobrzemówiê?- Nie s¹dzê, ¿eby to mia³o znaczenie - burkn¹³ Vic.- I prawdopodobnie nie ma.Wkrótce znajdziemy jakieœ proste wyjaœnienie ipowiemy: "Aj waj, jak mo¿na by³o na to nie wpaœæ?".Ale ta zagadka dziwnie mniefascynuje.to by³ zawór iglicowy? Jest pan pewien?- Owszem.Masen pokrêci³ g³ow¹.- To po co w ogóle te korowody z wynajmowaniem zastêpczego wozu? Przecie¿ dlakogoœ, kto ma narzêdzia i zna siê na rzeczy, jest to robota na piêtnaœcieminut.Tak¹ naprawê wykonuje siê na poczekaniu.No wiêc gdzie jest.-.ten jej cholerny samochód? - dokoñczy³ za niego znu¿onym tonem Vic.Wszystko falowa³o mu przed oczami.- Mo¿e poszed³by pan na górê i trochê odpocz¹³? - zaproponowa³ Masen.- Wygl¹dapan na wykoñczonego.- Nie, wolê byæ na nogach, jeœli coœ siê wydarzy.- Jeœli coœ siê wydarzy, to bêdzie na miejscu ktoœ, kto pana obudzi.Tylko tupatrzeæ FBI z aparatur¹ do lokalizowania rozmów telefonicznych przeprowadzonychostatnio z pañskiego aparatu.Ci ludzie robi¹ tyle ha³asu, ¿e obudzilibynieboszczyka, niech siê pan wiêc nie obawia.Vic by³ zbyt zmêczony, by odczuwaæ cokolwiek poza têpym strachem.- S¹dzi pan, ¿e to zasrane lokalizowanie jest naprawdê konieczne?- Lepiej je przeprowadziæ, choæby nie mia³o nic wykazaæ, ni¿ nie przeprowadziæ,a potem ¿a³owaæ - odpar³ Masen i pstrykn¹³ przed siebie niedopa³kiem papierosa.- Niech pan trochê odpocznie, to bêdzie pan lepiej kojarzy³.IdŸ pan ju¿.- No dobrze.Vic wszed³ powoli na górê.£Ã³¿ko rozbebeszono do materaca.Pos³a³ je, zzu³ butyi po³o¿y³ siê.Przez okno wpada³y ra¿¹ce promienie porannego s³oñca.I tak niezasnê, pomyœla³.Ale chocia¿ trochê odpocznê.Jednak spróbujê.Piêtnaœcieminut.mo¿e nawet pó³ godzinki.Kiedy wreszcie obudzi³ go dzwonek telefonu, za oknem panoszy³o siê ju¿rozpalone po³udnie.Charity Camber wypi³a porann¹ kawê, po czym zatelefonowa³a do Alvy Thorntona zCastle Rock.Tym razem odebra³ sam Alva.Wiedzia³, ¿e poprzedniego dniawieczorem rozmawia³a z Bessie.- Nie - powiedzia³ Alva.- Nie widzia³em Joego chyba od zesz³ego czwartku,Charity.By³ wtedy u mnie z naprawion¹ opon¹ do traktora.Nic nie wspomina³ odokarmianiu Cujo, chocia¿ chêtnie bym siê zgodzi³.- Alva, móg³byœ podjechaæ do naszego domu i zobaczyæ, co z Cujo? Brett widzia³go w poniedzia³ek rano przed samym wyjazdem i mówi, ¿e wygl¹da³ na chorego.Aja nie wiem, kogo Joe poprosi³, ¿eby go karmi³.- I zwyczajem ludzi ze wsidoda³a: - Oczywiœcie nie ma z tym poœpiechu.- Podjadê tam i sprawdzê - obieca³ Alva.- Nakarmiê tylko i napojê te cholernekokoszki, i ju¿ lecê.- Bêdê ci bardzo wdziêczna, Alva - powiedzia³a Charity i poda³a numer telefonusiostry.- Bardzo ci dziêkujê.Rozmawiali jeszcze chwilê, g³Ã³wnie o pogodzie.Alva niepokoi³ siê o swojekurczaki w zwi¹zku z nieprzerwanymi upa³ami.W koñcu Charity od³o¿y³as³uchawkê.Kiedy wchodzi³a do kuchni, Brett podniós³ na ni¹ wzrok znad miski z owsiank¹.Jim junior robi³ z zapa³em mokre kó³ka na stole swoj¹ szklank¹ z pomarañczowymsokiem i trajkota³ jak najêty.W którymœ momencie ostatnich czterdziestu oœmiugodzin doszed³ do wniosku, ¿e Brett Camber ma jakiœ zwi¹zek z JezusemChrystusem.- No i co? - spyta³ Brett.- Mia³eœ racjê.Tata nie poprosi³ Alvy o karmienie psa.- Dostrzeg³arozczarowanie i niepokój na twarzy Bretta, doda³a wiêc poœpiesznie: - Ale Alvapojedzie dziœ rano, jak tylko oporz¹dzi swoje kurczaki, sprawdziæ, co z Cujo.Tym razem podyktowa³am mu numer.Obieca³, ¿e oddzwoni.- Dziêkujê, mamo.Holly zawo³a³a Jima na górê, ¿eby siê ubra³, i malec, odsuwaj¹c z hurkotemkrzes³o, wsta³ od sto³u.- Pójdziesz ze mn¹ na górê, Brett? Starszy ch³opiec uœmiechn¹³ siê.- Poczekam na ciebie tutaj, guzdra³o.- Dobrze.- Jim ruszy³ biegiem, obwieszczaj¹c po drodze: - Mamo! Brettpowiedzia³, ¿e poczeka! Brett poczeka, a¿ siê ubiorê!Schody zadudni³y, jakby wbiega³o nimi stado s³oni.- Fajny ten ma³y - mrukn¹³ Brett.- Pomyœla³am sobie - powiedzia³a Charity - ¿e mo¿e wrócilibyœmy do domu trochêwczeœniej.Jeœli chcesz.Twarz Bretta rozjaœni³a siê i pomimo wszystkich decyzji, jakie ostatniopodjê³a, ta reakcja syna zasmuci³a j¹ trochê.- Kiedy? - spyta³.- Co byœ powiedzia³ na jutro? - Prawdê mówi¹c, zamierza³a zaproponowaæ pi¹tek.- Fajnie! Tylko.- przyjrza³ jej siê uwa¿niej -.czy nie bêdzie ci przykrorozstawaæ siê ju¿ z cioci¹, mamo? Przecie¿ to twoja siostra.Charity pomyœla³a o tych nieszczêsnych kartach kredytowych i o szafie graj¹cejWurlitzera, na któr¹ m¹¿ Holly móg³ sobie pozwoliæ, ale której nie potrafi³pod³¹czyæ.Te rzeczy wywarty na Bretcie najwiêksze wra¿enie i podejrzewa³a, ¿ew pewnym sensie równie¿ na niej samej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]