[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gotowi s¹ uwierzyæ, ¿e fa³sz jest prawd¹, aprawdziwym obliczem jest to, które by³o u³ud¹.— A jak mo¿na je rozró¿niæ? — zapyta³ spokojnie Aubrey.Glyrenden roz³o¿y³ rêce, jakby chcia³ powiedzieæ, ¿e nie wie.— Czy to wa¿ne? — spyta³ ³agodnie.— Kiedy iluzja jest lepsza od nagiejrzeczywistoœci?— Wa¿ne — rzek³ Aubrey.— Musisz byæ przygotowany na przykre niespodzianki, je­œli zamierzasznieustannie poszukiwaæ ziarnka prawdy — prze­strzeg³ go Glyrenden.— Jednak magia opiera siê na prawdzie — rzek³ Aubrey.— Nie rozumiej¹c, czymnaprawdê jest dana rzecz, nie mo¿na jej odkryæ ani zmieniæ.— Jednak sercem magii jest iluzja — stwierdzi³ Glyrenden.— A bez ³atwowiernych ludzi w ogóle by jej nie by³o.Glyrenden odjecha³ wieczorem, lecz jego niepokoj¹ce s³owa pozosta³y w pamiêci,tak samo jak wspomnienie zmienionych przez niego twarzy s³u¿¹cych.Nastêpnegodnia przy œniadaniu Aubrey stwierdzi³, ¿e wci¹¿ wspomina urz¹dzony przezGlyrendena pokaz, obserwuj¹c Oriona i Arachne uwa¿niej ni¿ kiedykolwiek.Samnie wiedzia³, dlaczego to robi, co spodziewa siê wyczytaæ w ich upartych,znajomych rysach.W koñcu nie zostali przecie¿ na sta³e zmienieni w pracowniczarodzieja.Byli tacy sami jak zawsze, a jednak.jednak.Arachne znów uwija³a siê wokó³ sto³u tymi szybkimi, boczny­mi kroczkami,poruszaj¹c rêkami tak szybko, ¿e wydawa³o siê, i¿ ma ich cztery lub osiem — napewno nie dwie.Jej blada skóra by³a dziwna, grubsza od normalnej, z lekkimwilgotnym po³ys­kiem nie pochodz¹cym od potu.Aubrey spojrza³ na jej twarz,próbuj¹c zajrzeæ w oczy, lecz mia³a odwrócon¹ g³owê i nie patrzy­³a w jegokierunku.Przebiegaj¹c ko³o niego, mamrota³a jakieœ przekleñstwa; oderwanes³owa pozbawione sensu, jak zawsze.Orion, jak zwykle, w niebywa³ym poœpiechu skoñczy³ posi³ek i podniós³ siêpowolnym, chwiejnym ruchem, jakby ta czynnoœæ przychodzi³a mu z trudem.Potrz¹sn¹³ g³ow¹ tak gwa³townie, ¿e ca³y zadygota³; potem szeroko ziewn¹³,ukazuj¹c wielkie, ostre zêby.Nikt nic mu nie powiedzia³; zak³opotanespojrzenie Aubreya rozz³oœci³o go, wiec groŸnie popatrzy³ na m³odzieñca,zmuszaj¹c go, by odwróci³ wzrok.Orion sta³ chwilê, jakby czekaj¹c na rozkazy.Nie doczekawszy siê, znów ziewn¹³, pocz³apa³ do swojej pryczy i wyci¹gn¹³ siêna niej.Po chwili ju¿ spa³.Tych dwoje stanowi³o przedziwn¹ parê; wpatruj¹c siê w swój talerz Aubrey czu³.jak budzi siê w nim straszne podejrzenie.Od³o¿y³ widelec, nagle trac¹c apetyt.Dziwny mê¿czyzna i dziwna kobieta; jednak on przez minione tygodnie zg³êbia³naturê ró¿nych istot i nie s¹dzi³, aby którekolwiek z tych dwojga przysz³o naœwiat jako cz³owiek.Nie mieli w sobie czegoœ, co maj¹ ludzie; ich cia³azdawa³y siê mieæ wszystkie potrzebne organy, a ich twarze ludzkie rysy, ale nieby³y to cia³a i oblicza, jakie posiadali kiedyœ.Zostali zmienieni; a Aubreyzna³ w tym królestwie tylko jednego cz³owie­ka, który praktykowa³ sztukêzmieniania kszta³tów.— Kiepsko wygl¹dasz — powiedzia³a Lilith.a jej g³os prze­dar³ siê przez falêobrzydzenia, która sprawi³a, ¿e Aubrey mocno œcisn¹³ rêkami stó³.— Czy mamwys³aæ Arachne po jakieœ lekar­stwo? S¹dzê, ¿e mój m¹¿ trzyma pod rêk¹ wszelkiepotrzebne zio³a.Z pewnoœci¹, ale Aubrey nie mia³ najmniejszej ochoty za¿y­waæ czegoœ, coGlyrenden zmiesza³ i zostawi³.Potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Nie, dziêkujê — rzek³ zduszonym g³osem.— Myœlê, ¿e chyba pójdê ju¿ spaæ.Tak te¿ zrobi³ i nawet zdo³a³ zasn¹æ.Jednak po przebudzeniu nadal czu³ tê kulêpodchodz¹c¹ do gard³a; teraz by³a jeszcze wiêksza.— Zmyœli³em to sobie — rzek³ g³oœno.— Mam gor¹czkê i wyobra¿am sobie ró¿nerzeczy.Jednak wcale nie mia³ podwy¿szonej temperatury i myœla³ ca³kiem trzeŸwo; wg³êbi serca wiedzia³, ¿e odkry³ prawdê.Nastêpne dwa dni spêdzi³ poza domem, poluj¹c zjedna z piêk­nych, dobrzenaoliwionych strzelb Glyrendena.W domu, poinformo­wa³a go Lilith, by³y dwietakie fuzje i m¹¿ ju¿ dawno powiedzia³ jej, ¿e Aubrey mo¿e ich u¿ywaæ.Terazsprawdzi³ obie i znalaz³ je w znakomitym stanie, wiêc zapyta³ Lilith, któr¹ znich woli Orion zabieraæ na polowanie.— Musisz go zapytaæ — odpar³a.— Nigdy nie widzia³am, ¿eby wychodzi³ z domu zbroni¹ w rêku.Jednak Aubrey nie zapyta³, gdy¿ nie chcia³, aby Orion odpo­wiedzia³ mu, ¿echwyta zwierzynê go³ymi rêkami.Wybra³ jedn¹ ze strzelb i opuœci³ dom, abywróciæ po zmroku.Opuœci³ wspóln¹ kolacjê, wiêc pospiesznie zjad³ w kuchni sami uda³ siê do swojej sypialni.Tam znów zdo³a³ zmusiæ siê do snu, lecz ranoznowu zbudzi³ siê z t¹ sam¹ kul¹ w gardle.Wczeœnie zjad³ œniadanie, na³adowa³ broñ i raŸno ruszy³ w las.Nie potrzebowalimiêsa, gdy¿ poprzedniego dnia powiod³o siê zarówno jemu, jak i Orionowi, aleAubrey nie mia³ zamiaru przez ca³y dzieñ siedzieæ spokojnie w domu i trapiæ siêokropnymi domys³ami.Tak wiêc polowa³ lub raczej udawa³, ¿e poluje; a Glyrendenmia³ wróciæ nazajutrz.Zawêdrowa³ a¿ do jeziora, przy którym by³ kiedyœ z Lilith, zanim odzyska³równowagê ducha [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl