[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To tak po wojskowemu.Wiesz, co cipowiem? Podwy¿szê ci go o szczebelek albo dwa.Co ty na to?- Co zrobisz?Przypuœæmy, ¿e jesteœ kapitanem.Co idzie potem? Major? A potem zdaje siêpu³kownik, prawda? Dobra, obiecujê ci majora, ale mo¿e uda siê daæ ci od razupu³kownika.Pieprzysz.Daj spokój, ¿o³nierzu.Przecie¿ nic do siebie nie mamy.Od³Ã³¿ tê splu­wê.Walczymy po tej samej stronie.Ja na pewno nie jestem po twojej stronie.- Chcesz dowodu? ZaprowadŸ mnie do telefonu, to ci go dostarczê.Bonner by³zdumiony.Nie ulega³o najmniejszej w¹tpliwoœci, ¿e de Spa­dante k³amie, alejego arogancja by³a bardzo przekonuj¹ca.Do kogo chcesz zadzwoniæ?To moja sprawa.Kierunkowy dwieœcie dwa.Chyba go znasz, ¿o³nierzu?Waszyngton.Powiem ci coœ wiêcej.Dwie nastêpne cyfry: osiem, osiem.Bo¿e! Osiemset osiemdziesi¹t szeœæ, od tej liczby zaczyna³y siê wszyst­kienumery telefonów Departamentu Obrony!K³amiesz.Powtarzam: zaprowadŸ mnie do telefonu.Zanim zobaczymy siê z Trevayne'em.Nigdytego nie po¿a³ujesz, ¿o³nierzu.Nigdy.De Spadante dostrzeg³ niepewnoœæ maluj¹c¹ siê na twarzy Bonnera.Za­uwa¿y³tak¿e, ¿e dotychczasowe niedowierzanie przeistoczy³o siê w niechêtnezrozumienie.Bardzo niechêtne.Oznacza³o to, ¿e mafioso nie ma wyboru.Prawa stopa W³ocha poœlizgnê³a siê na oœnie¿onym stoku.Niewiele, mo¿e kilkacentymetrów, ale tak, by da³o siê to zauwa¿yæ.Do kogo z Departamentu chcesz zadzwoniæ?O, co to, to nie.Jeœli bêdzie chcia³ z tob¹ rozmawiaæ, sam ci siê przed­stawi.Wiêc jak, poka¿esz mi, gdzie jest telefon?Mo¿e.De Spadante wiedzia³, ¿e to k³amstwo.Poœlizgn¹³ siê ponownie, z tru­demodzyskuj¹c równowagê.- Ta pieprzona trawa jest œliska jak lodowisko.Daj spokój, ¿o³nierzu.Nieb¹dŸ g³upi.Zachwia³ siê po raz trzeci.Niespodziewanie W³och lew¹ rêk¹ chwyci³ Bonnera za nadgarstek, pra­w¹ zaœ zada³mu cios w przedramiê.Z g³êbokiej ciêtej rany natychmiast po­p³ynê³a krew, deSpadante zaœ powtórzy³ uderzenie, tym razem celuj¹c w oko­lice szyi.Z drugiegorozciêcia krew trysnê³a jeszcze obfitszym strumieniem.Paul zatoczy³ siê do ty³u, zaskoczony nag³ym atakiem, ale nie wypuœci³pistoletu z d³oni.Spróbowa³ kopn¹æ W³ocha w podbrzusze, lecz nie da³o to¿adnego efektu.De Spadante uderzy³ z drugiej strony, tn¹c cia³o jakimœ ostrymjak brzytwa narzêdziem ukrytym w prawej d³oni.Bonner musia³ jak naj­szybciejunieruchomiæ tê rêkê i utrzymaæ j¹ z dala od siebie.Przewrócili siê i toczyli po mokrej ziemi, pokrytej cienk¹ warstw¹ œnie­gu,niczym dwa zwierzêta splecione w walce na œmieræ i ¿ycie.De Spadante zaciska³nadspodziewanie siln¹ d³oñ na przegubie prawej rêki Bonnera, ma­jor zaœodpycha³ praw¹ rêkê W³ocha, w której kry³o siê œmiercionoœne na­rzêdzie.Przezca³y czas ponawia³ uderzenia kolanem w podbrzusze napast­nika.Kiedy wreszcieodniós³ wra¿enie, ¿e da³o to jakiœ skutek, zebra³ w sobie si³y do ostatniegodesperackiego ataku.W¹tpi³, czy w razie niepowodzenia uda mu siê gopowtórzyæ.W nocnej bia³ej ciszy wystrza³ z czterdziestkiczwórki rozleg³ siê z si³¹grzmotu.W dwie sekundy póŸniej na tarasie pojawi³ siê Trevayne z broni¹ gotow¹do strza³u.Zakrwawiony Paul Bonner dŸwign¹³ siê chwiejnie na nogi.Mario de Spa­dantele¿a³ skulony w œniegu, z d³oñmi przyciœniêtymi do potê¿nego brzucha.Paul by³ zupe³nie oszo³omiony.Obrazy skaka³y mu przed oczami, dŸwiêkidociera³y jakby zza grubej warstwy waty.Ktoœ dotyka³ jego cia³a, stanow­czo,lecz delikatnie.A potem us³ysza³ s³owa Trevayne'a - jedno jedyne zdanie, które zrozu­mia³ bez¿adnych k³opotów.- Trzeba mu za³o¿yæ opask¹ uciskow¹.Bonnera ogarnê³a ciemnoœæ.Wydawa³o mu siê, ¿e leci w jak¹œ prze­paœæ.Wostatniej chwili zd¹¿y³ jeszcze pomyœleæ, co taki cz³owiek jak Trevayne mo¿ewiedzieæ o opaskach uciskowych.Rozdzia³ 31Zanim otworzy³ oczy, poczu³ wilgotne dotkniêcie na karku, a potem us³y­sza³spokojny mêski g³os.Spróbowa³ siê poruszyæ, lecz powstrzyma³ go przed tymokropny ból w prawym ramieniu.Najpierw zobaczy³ ludzi, a potem pokój.Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e jest topokój szpitalny.Nachyla³ siê nad nim lekarz - na pewno lekarz, s¹dz¹c po bia³ym unifor­mie - au stóp ³Ã³¿ka stali Andy i Phyllis.Witamy, majorze - powiedzia³ lekarz.- Mia³ pan niez³y wieczór.Jestem w Darien?Tak - odpar³ Trevayne.Jak siê czujesz, Paul? - zapyta³a Phyllis z niepokojem.Trochê zesztywnia³em.Zostan¹ panu blizny na szyi, ale na szczêœcie twarz jest nietkniêta -poinformowa³ go lekarz.Czy on nie ¿yje?Paul stwierdzi³, ¿e mówienie przychodzi mu z du¿ym trudem.Nie spra­wia³o bólu,ale wymaga³o znacznego wysi³ku.W³aœnie go operuj¹ w Greenwich.Oceniaj¹ jego szansê na czterdzie­œci doszeœædziesiêciu.Od razu przywieŸliœmy ciê tutaj.To jest John Sprague, nasz lekarz - powiedzia³Trevayne, wskazuj¹c ruchem g³owy ubranego na bia³o mê¿czyznê.Dziêkujê, doktorze.Nie zrobi³em nic wielkiego.Po prostu za³o¿y³em parê szwów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl