[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdzia³ 17Na dole niecierpliwie tr¹bi³a taksówka, a ona walczy³a z zamkiem b³yskawicznymtorby, którego zêby wgryz³y siê w materia³ sukienki.- S³yszê, s³yszê - jêknê³a.- Spokojnie.Szarpnê³a sukienk¹ jeszcze raz, lecz na pró¿no.I wtedy zadzwoni³ telefon.- Chryste!By³a spóŸniona.Musia³a dostaæ siê na lotnisko i z³apaæ wieczorny lot doZurychu.Nie mia³a czasu na rozmowy.Postanowi³a nie odbieraæ - od czego s¹automatyczne sekretarki? - lecz nagle zmieni³a zdanie.- Pani Navarro? Przepraszam, ¿e dzwoniê do domu.- Natychmiast rozpozna³a tenwysoki, chrapliwy g³os, chocia¿ s³ysza³a go tylko raz w ¿yciu.- Dosta³em paninumer od sier¿anta Arsenaulta.Denis Weese z wydzia³u chemii LaboratoriumS¹dowego Nowej Szkocji.Mówi³ wolno, straszliwie wolno.- Tak, tak, wiem - przerwa³a mu niecierpliwie.- Jest pan toksykologiem Co siêsta³o?- Chodzi o badanie p³ynu ocznego, które nam pani zleci³a.Wreszcie uda³o jej siê uwolniæ sukienkê z zêbów zamka.Próbowa³a nie myœleæ,ile wyda³a na ni¹ pieniêdzy.Materia³ by³ trochê wystrzêpiony, ale mia³anadziejê, ¿e nie bêdzie tego widaæ.- ZnaleŸliœcie coœ?Owszem, coœ bardzo interesuj¹cego.- Ponownie zatr¹bi³ klakson taksówki.Tymrazem d³u¿ej, agresywniej.Mo¿e pan chwileczkê zaczekaæ? - Rzuci³a s³uchawkê na dywan i podbieg³a do okna.- Zaraz! - krzyknê³a.- Zaraz schodzê!- Navarro? - odkrzykn¹³ kierowca.- To pani wzywa³a taksówkê?- Niech pan w³¹czy licznik, ju¿ schodzê! - Wróci³a do telefonu.- Przepraszam.A wiêc mówi pan, ¿e coœ znaleŸliœcie?- Wychwyciliœmy pewne widmo.No w³aœnie.Rzecz w tym, ¿e nie bardzo wiemyjakie, to znaczy czego.To nie jest proteina, która wystêpuje w stanienaturalnym.To s¹ jakieœ peptydy, ³añcuch aminokwasów.Anna upuœci³a torbê.Chce pan powiedzieæ, ¿e to zwi¹zek syntetyczny? - Proteina, która niewystêpuje w stanie naturalnym.A wiêc jest to coœ, co stworzono w laboratorium.które parali¿uj¹ œciœle okreœlone receptory nerwowe.To wyjaœnia, dlaczegonie znaleŸliœmy jej we krwi.Mo¿na je wykryæ tylko w p³ynie mózgowo-rdzeniowymlub ocznym, i tylko w œladowych iloœciach.To znaczy, ¿e to coœ atakuje wy³¹cznie mózg, tak?Tak.Co to za zwi¹zek?Nigdy siê z czymœ takim nie spotka³em.Przypomina peptydy wystêpuj¹ce w jadzie¿mii.Ale jest stuprocentowo syntetyczny.A wiêc to trucizna.Zawiera zupe³nie nowy rodzaj moleku³y, coœ takiego wystêpuje tylko w kilkunajnowszych toksynach.Moim zdaniem powoduje zatrzymanie akcji serca.Przenikado mózgu, nie pozostawiaj¹c ¿adnych œladów we krwi.To naprawdê coœ bardzowyj¹tkowego.- Ale co to takiego? Myœli pan, ¿e to nowa broñ biologiczna?Weese rozeœmia³ siê z za¿enowaniem.Nie, nie, nic z tych rzeczy.Peptydy czêsto siê syntetyzuje.Robimy to woparciu o strukturê peptydów wystêpuj¹cych w truciznach naturalnych, w jadzieropuch, œlimaków czy wê¿y.To podstawy biotechniki.Widzi pani, to, ¿e peptydysyntetyczne wi¹¿¹ siê z niektórymi proteinami, wykorzystuje siê do oznaczaniatych ostatnich.Owszem, s¹ toksyczne, ale nie dlatego siê je wytwarza.A wiêc ta.ta substancja mog³a powstaæ w laboratorium jakiejœ firmybiotechnologicznej?Tak, lub w jakiejkolwiek innej firmie, która zajmuje siê biochemi¹ molekularn¹,b¹dŸ te¿ w jednej z ³ych wielkich wytwórni œrodków agrotechnicznych, choæby wMonsanto czy w Archer Daniels Midland.Jest ich mnóstwo.Ale gdzie powsta³a,tego oczywiœcie nie wiem.Zrobi pan coœ dla mnie? Proszê przefaksowaæ wszystkie wyniki pod ten numer,dobrze? - Poda³a mu numer, podziêkowa³a i zadzwoni³a do WDD.Jeœli spóŸni siêna samolot, to trudno.Mia³a na g³owie wa¿niejsz¹ sprawê.- Mo¿ecie mnie po³¹czyæ z kimœ, kto ma dojœcie do urzêdu patentowego? - Kiedyj¹ prze³¹czono, powiedzia³a: - Agent Stanley? Mówi Anna Navarro.Musi pan coœsprawdziæ i natychmiast do mnie przedzwoniæ.Za parê minut dostaniecie faks zLaboratorium S¹dowego Nowej Szkocji.To opis pewnego syntetyku.Proszêskontaktowaæ siê z urzêdem patentowym i sprawdziæ, czy ktoœ ten syntetykopatentowa³.Dowiedz siê, kto to œwiñstwo wytwarza, a znajdziesz mordercê.Jedno doprowadziciê do drugiego.Przynajmniej tak¹ mia³a nadziejê.Taksiarz ponownie zatr¹bi³ klaksonem, wiêc podesz³a do okna i krzyknê³a, ¿ebyda³ sobie siana.SzwajcariaJecha³ do Zurychu jak katatonik.Z powrotem do jaskini lwa, myœla³ posêpnie.Tak, by³ tam persona non grata, ale w Zurychu mieszka³o prawie czterystatysiêcy ludzi.Wiedzia³, ¿e jeœli nie bêdzie rzuca³ siê w oczy i unikniepu³apek, da sobie radê.W³aœnie, tylko jak te pu³apki wypatrzyæ? I gdzie?Ryzykowa³ - na pewno, lecz by³o to ryzyko wkalkulowane - ale nie wierzy³ ju¿,¿e gdzieœ indziej znalaz³by bezpieczniejsze schronienie.„Niewa¿ne, gdzie onis¹.Wa¿ne, gdzie ich nie ma".Tak mówi³a Liesl.Tak mówi³ Peter.O Chryste, Liesl! Md³y odór spalenizny przenikaj¹cy jego ubranie nieustannie muo niej przypomina³, przypomina³ i o niej, i o straszliwej eksplozji, której by³œwiadkiem i której potwornoœæ jeszcze do niego nie dotar³a.Nie popad³ w ob³êd tylko z jednego powodu: wiedzia³, ¿e kiedy domek stan¹³ wp³omieniach, Liesl ju¿ prawdopodobnie nie ¿y³a.Bo¿e.Jad¹c, stara³ siê przeanalizowaæ, jak do tego dosz³o, próbowa³ odtworzyæ to wmyœli.A kiedy tak siê sta³o to, co odtworzy³, u³o¿y³o siê w ci¹g zdarzeñlogicznych i œcinaj¹cych krew w ¿y³ach.Zgrzyt w œrodku nocy, który uzna³ zasenn¹ marê, by³ zgrzytem kurka: ktoœ otworzy³ kurek zbiornika z propanem.Domekszybko wype³ni³ siê gazem - jego ju¿ tam wtedy nie by³o - bezwonnym gazem,który mia³ ich uœpiæ i zabiæ.Po chwili uaktywni³ siê zainstalowany w pobli¿uzapalnik czasowy i dosz³o do wybuchu, który zatar³ wszystkie œlady.Przy takdu¿ym stê¿eniu ³atwopalnego gazu wystarczy³a jedna iskra.Proste.Miejscowapolicja stwierdzi, ¿e to nieszczêœliwy wypadek, ¿e przyczyn¹ eksplozji by³wadliwy zbiornik; w tych odludnych rejonach zdarza siê to pewnie doœæ czêsto.A potem ci, którzy to zrobili, wsiedli do samochodu i ukradkiem odjechali.Gdy wróci³ do range rovera - zaledwie kilka sekund po wybuchu - domku ju¿prawie nie by³o.Liesl nie cierpia³a.Kiedy rozpêta³o siê to ogniste piek³o, albo spa³a, alboju¿ nie ¿y³a.Nie móg³ o tym myœleæ, nie móg³ tego znieœæ!Mieszkali tam przez cztery lata, ona i Peter.Przez cztery lata ¿yli co prawdaw lêku, lecz spokojnie.Prawdopodobnie mogli tak ¿yæ jeszcze przez wiele, wielelat.Ale nie, musia³ pojawiæ siê on, Ben.Musia³ przyjechaæ do Zurychu,wyp³oszyæ spod ziemi tych bandziorów bez twarzy i sprowadziæ na brata œmieræ.Musia³ œci¹gn¹æ ich tam, do leœnego domku nad jeziorem, ¿eby zabili Liesl,która kiedyœ uratowa³a Peterowi ¿ycie.Nie odczuwa³ ju¿ smutku.Nie mia³ te¿ wyrzutów sumienia, gdy¿ odrêtwia³ mumózg.Nie odczuwa³ ju¿ nic.Ten potworny wstrz¹s zmieni³ go w ¿ywego trupa, wpozbawionego emocji robota, który jecha³ przez noc, gapi¹c siê têpo przedsiebie.Jednak gdy doje¿d¿a³ do pogr¹¿onego we œnie Zurychu, coœ zaczê³o w nim od¿ywaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl