[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jestem z drogi, mam pilny interes do pana, proszê obudziæ – odpowiadatowarzysz.G³os za drzwiami milknie, po chwili drzwi siê odmykaj¹, przed naszymtowarzyszemstoi w bieliŸnie têgi mê¿czyzna z zaspan¹ twarz¹.– Czego pan chce, do diab³a? – mówi gospodarz opryskliwym g³osem.– Przepraszam pana, ja od pana Stanis³awa – mówi towarzysz, robi¹c nacisk naimieniu.– Od jakiego pana Stanis³awa? – burczy gospodarz, a widz¹c, ¿e nasz towarzyszmilczy,wpada w wœciek³oœæ.– Kto pan jest? – krzyczy.– Czego pan ludzi po nocynapastuje?– Przepraszam pana – mówi towarzysz, zaczynaj¹c siê przekonywaæ, ¿e zasz³ajakaœomy³ka, – czy z panem Bacewiczem, szewcem, mam do czynienia?– Co? – wpada w pasjê gospodarz, – szewcem? Bacewiczem? Ja nie ¿aden szewc inieBacewicz, tylko urzêdnik i Pacewicz.Jakim prawem pan mnie napastujesz po nocy?– rzucasiê mê¿czyzna w negli¿u, podnosz¹c potê¿n¹ piêœæ pod nos towarzyszowi, – japana napolicjê odeœlê! To¿ to gwa³t na równej drodze! Szuka szewca po nocach! Co?Lecz towarzysz nasz nie s³ucha³ ju¿, a szybko zmiata³ po schodach na dó³.Poszed³wprost na dworzec i wyjecha³ z bibu³¹ z powrotem.Jak siê okaza³o potem, informacje i plan nie by³y zupe³nie dok³adne.Informacjag³osi³a,¿e nale¿y min¹æ pierwsz¹ ulicê, id¹c¹ na prawo od drogi, ³¹cz¹cej dworzec zmiastem.Lecz informator zapomnia³ dodaæ, ¿e przed t¹ pierwsz¹ ulic¹ odchodzi na prawocoœ wrodzaju ulicy, jeszcze niezabudowanej, któr¹ ludzie miejscowi za ulicê uwa¿aæjeszcze niechc¹.Nasz niefortunny towarzysz, nieuprzedzony o tym, uwa¿a³ tê drogê za ulicêi niedoszed³ do miejsca, gdzie mu skrêciæ nale¿a³o.Dodaæ jeszcze muszê, ¿e nazwiska, przytoczone w tym opowiadaniu, s¹ zmyœlone.Wrzeczywistoœci by³y one inne, lecz ró¿nica pomiêdzy nazwiskami poszukiwanegotowarzyszai odnalezionego filistra polega³a na tym jedynie, ¿e siê zaczyna³y od ró¿nych,lecz pokrewnychze wzglêdu na brzmienie liter.Z tych opowiadañ ³atwo wywnioskowaæ, jak skomplikowan¹ nieraz bywa s³u¿barozwozowa.Bo proszê sobie wyobraziæ, ¿e oprócz trzymania w swej pamiêci mnóstwa drobnychszczegó³Ã³w adresu i warunków ¿yciowych w zajeŸdzie, a raczej w zajazdach,niezapominaniao terminach, sposobach wejœcia i pytania o potrzebnych ludzi, trzeba siê wci¹¿jeszcze liczyæ ze zmianami, jakie ustawicznie w tym lub owym miejscu zachodz¹.Wszystkieszczegó³y jakiegokolwiek zajazdu, ju¿ utrwalone w pamiêci, musz¹ byæ zast¹pioneprzez nowe przy zmianie zajazdu, zmianie, niestety, zbyt czêstej w walce z¿andarmeri¹ iszpiclami.Dodajmy do tego, ¿e na obowi¹zku towarzyszów, rozwo¿¹cych bibu³ê, le¿¹ jeszczeiinne sprawy.Przy unikaniu poczty i korespondencji listownej, która ¿andarmomdostarczyæmo¿e niezbitych dowodów czyjejkolwiek winy i naprowadziæ ich jest w stanie naœlady knowañ rewolucyjnych, ludzie, chc¹cy siê porozumieæ w jakiejkolwieksprawie zeswymi wspó³towarzyszami organizacyjnymi w innym mieœcie, musz¹ dokonywaæ tegozapomoc¹ i przy poœrednictwie ludzi, mog¹cych mieæ stosunki i widzieæ siê zcz³onkami organizacjiw ró¿nych miejscach.Przy ka¿dej wiêc wizycie towarzysza z bibu³¹ za³atwiaj¹siê wszystkie interesy miejscowych cz³onków organizacji do zamiejscowych.Zamówieniana bibu³ê, zmiany w iloœci potrzebnych egzemplarzy periodycznych wydawnictwpartii,zakomunikowanie takiej lub innej wiadomoœci, dane o cz³onkach organizacji,którzy siêprzenieœli do innych miejscowoœci – wszystkie te, drobne nieraz, szczegó³y¿ycia rewolucyjnegoobci¹¿aj¹ nies³ychanie ju¿ i tak przez szczegó³y zajazdów obci¹¿on¹ pamiêærozjazdowychtowarzyszów.Mówiê: pamiêæ, bo wiêkszoœæ tych szczegó³Ã³w dla konspiracjinie zapisuje siê wcale, a jeœli i zapisuje siê, to w jakiœ dziwaczny sposób,mog¹cy zaledwieu³atwiæ, lecz nie zast¹piæ robotê pamiêci.Proszê sobie teraz wyobraziæ, ¿e stosunki organizacji obejmuj¹ ogromny kawa³kraju,siêgaj¹ do miasteczek powiatowych, a nawet ostatnio i na wieœ, ¿e te stosunkinie s¹ jednorodne,lecz rozmaite pod wzglêdem sk³adu cz³onków organizacji oraz pod wzglêdem„czystoœci”policyjnej, ¿e wreszcie ta setka pudów bibu³y, stanowi¹ca roczn¹ konsumpcjêorganizacji,jest w stanie, ¿e tak powiem, p³ynnym, tj.ustawicznie siê rusza z miejsca namiejsce – a zrozumiemy, jak ciê¿k¹ i kosztown¹ jest praca rozwozowa.Jeden ztowarzyszów,który d³u¿szy czas pracowa³ w tej bran¿y, mówi³ mi o tej pracy w te s³owa:– Jestem cz³owiekiem, dopóki nie si¹dê do wagonu.Mogê wówczas myœleæ, czytaæ.Zchwil¹, gdym wlaz³ do tego pud³a, – idiociejê.S³owo dajê – mózg mi kamienieje.Po g³owiekrêc¹ siê tylko takie myœli: „o godzinie tej a tej bêdê tam – drzwi na lewo,bilet wizytowyjest; muszê zd¹¿yæ do wieczornego poci¹gu, bo na nastêpny dzieñ randka w innymmieœcie, tam od dworca prosto, trzecia ulica na lewo, kamienica, czerwonymiceg³amiupiêkszona; tam bibu³ê oddaæ, powiedzieæ, ¿e z Warszawy przeniós³ siê do nichstolarztaki a taki, zapytaæ o to czy owo, has³o gdzie indziej zawieŸæ itd.– godziny,na prawo, nalewo, liczba piêtr, wygl¹dy facetów, mnie opisywanych” – oto moje myœliwagonowe.G³owa przestaje myœleæ, staje siê jak¹œ maszynka pamiêciow¹.– I wiesz – dodawa³, – do czego zawsze têskni³em? Do porz¹dnego planu wrobocie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]