[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do³¹czylido nich.Tu¿ za ich plecami na­tychmiast ustawili siê siwow³osy mê¿czyzna ikobieta odwa¿nie obnosz¹ca futro z norek.Richarda uderzy³a nagle pewna myœl.- Czy oni nas widz¹? - spyta³.Drzwi odwróci³a siê do d¿entelmena, unios³a g³owê i spojrza­³a mu w twarz.- Witani — powiedzia³a.Mê¿czyzna rozejrza³ siê ze zdziwion¹ min¹, jakby nie wie­dzia³, co przyci¹gnê³ojego uwagê.W koñcu dostrzeg³ stoj¹c¹ tu¿ przed nim dziewczynê.- Witam — rzek³.- Ja jestem Drzwi - oznajmi³a.- A to Richard.- Ach, tak - odpar³.Potem siêgn¹³ do wewnêtrznej kieszeni, wyci¹gn¹³papieroœnicê i natychmiast o nich zapomnia³.- Rozumiesz teraz? - spyta³a Drzwi.- Chyba tak - odrzek³ Richard.Przez jakiœ czas milczeli.Kolejka posuwa³a siê wolno ku je­dynemu otwartemuwejœciu do muzeum.Drzwi raz jeszcze przeczyta³a swój zwój, jakby pragnê³a upewniæ siê co doczegoœ.W koñcu Richard odezwa³ siê cicho:- Zdrajca?- Po prostu nas podpuszczali - odpar³a dziewczyna.- Próbo­wali naszdenerwowaæ.-I œwietnie im siê to uda³o — odpar³ Richard.A potem przeszli przez otwartedrzwi i znaleŸli siê w Muzeum Brytyjskim.Pan Vandemar by³ g³odny, tote¿ obaj ruszyli przez Trafalgar S¹uare.-Przestraszyæ j¹ - mamrota³ z niesmakiem pan Croup.-Przestraszyæ.Oto na conam przysz³o.Pan Vandemar znalaz³ w koszu na œmieci po³owê kanapki z sa³at¹ i krewetkami.Zacz¹³ delikatnie rozdzieraæ j¹ na ma³e strzêpy, które rzuca³ na bruk przedsob¹, wabi¹c stadko zg³od­nia³ych go³êbi.- Trzeba by³o mnie pos³uchaæ - powiedzia³.- Znacznie bar­dziej by siêprzestraszy³a, gdybym urwa³ mu g³owê, kiedy nie patrzy³a w jego stronê, a potemwepchn¹³ rêkê do gard³a i zacz¹³ kiwaæ palcami.Zawsze krzycz¹ - doda³ - gdywypadaj¹ oczy.Zademonstrowa³ to praw¹ rêk¹, dŸgaj¹c palcami w górê, a potem wymachuj¹c nawszystkie strony.Pan Croup nie da³ siê zbiæ z panta³yku.- Sk¹d takie miêkkie serce na tym etapie gry? - spyta³.-Nie mam miêkkiego serca, panie Croup - zaprotestowa³ pan Vandemar.- Lubiê,kiedy wypadaj¹ oczy.Oczki-œlicznotki.Kolejne cierpi¹ce na bezsennoœæ szare go³êbie podbiega³y, by zdobyæ kawa³ekchleba i krewetki, kompletnie lekcewa¿¹c sa³atê.- Nie ty - odpar³ pan Croup.- Nasz szef.Zabijcie j¹, porwij­cie, przeraŸcie.Czemu wreszcie siê nie zdecyduje?Panu Vandemarowi zabrak³o kanapki, tote¿ œmign¹³ w œrodek stada go³êbi, którenatychmiast wystartowa³y ciê¿ko z trzepo­tem i pe³nym pretensji gruchaniem.- £adny chwyt, panie Vandemar — pogratulowa³ pan Croup.Jego wspólnik trzyma³ wd³oni zaskoczonego i zdenerwowanego go³êbia, który narzeka³ i wierci³ siê wjego uchwycie, bezradnie dziobi¹c potê¿ne palce.Pan Croup westchn¹³dramatycznie.- No, w ka¿dym razie zdo³aliœmy wrzuciæ kota miêdzy te go³ebie - rzek³ z ulg¹.Pan Vandemar uniós³ ptaka do ust.Rozleg³ siê chrzêst, gdy odgryz³ g³owê, izacz¹³ j¹ prze¿uwaæ.Stra¿nicy kierowali goœci muzeum do holu, który obecnie pe³-nil funkcjêtymczasowej poczekalni.Drzwi zignorowa³a ich ca³-kowicie i zag³êbi³a siê wkorytarze.Richard drepta³ u jej boku.Przeszli przez Sale Egipskie, wspiêli siê po schodach i zna­leŸli w sali znapisem: „Wczesna sztuka angielska".- Wed³ug tego, co tu pisz¹ — oznajmi³a — Angelus powinien znajdowaæ siê tutaj.Raz jeszcze zerknê³a na zwój.Rozejrza³a siê po pomieszcze­niu.Skrzywi³a.Niespodziewanie prychnê³a i cofnê³a siê po schodach, tam sk¹d przyszli.Richarda ogarnê³o przejmuj¹ce uczucie deja vu.Nagle poj¹³, ¿e oczywiœcie,wszystko to wydaje mu siê znajome.W³aœnie tak spêdza³ weekendy w czasachJessiki, które, choæ niedawne, spra­wia³y wra¿enie czegoœ, co spotka³o kogoœzupe³nie innego daw­no, dawno temu.- A zatem Angelusa tam nie by³o? - spyta³ Richard.- Nie, nie by³o go tam — odpar³a Drzwi z nieco wiêkszym na­ciskiem, ni¿, wopinii Richarda, wymaga³o jego pytanie.- Tak tylko siê zastanawia³em - rzek³.Przeszli do innej sali.Richard nie wiedzia³, czy zaczyna mieæ halucynacje podwp³ywem potê¿nej dawki cukru spo¿ytej na Hrabiowskim Dworze, czy mo¿e jegozmys³y szalej¹.- S³yszê muzykê - rzek³.Brzmia³o to jak kwartet smyczkowy.- Przyjêcie - przypomnia³a Drzwi.Jasne.Ludzie w strojach wieczorowych, z którymi stali w ko­lejce.Nie.Angelusa tu tak¿e nie by³o.Drzwi ruszy³a do nastêp­nego pomieszczenia.Richardpod¹¿a³ w jej œlady.¯a³owa³, ¿e bardziej nie mo¿e siê przydaæ.— Ten Angelus — rzek³.— Jak wygl¹da? Przez moment mia³ wra¿enie, ¿e dziewczynazruga go za to pytanie.Ona jednak zatrzyma³a siê i potar³a d³oni¹ czo³o.- Pisz¹ tu tylko, ¿e ma na sobie obraz anio³a.Nietrudno go bêdzie znaleŸæ.Ostatecznie - doda³a z nadziej¹ w g³osie - ile mo¿emy napotkaæ rzeczyozdobionych portretami anio³Ã³w?Rozdzia³ 9Ostatnio Jessica ¿y³a w lekkim napiêciu.By³a zdenerwo­wana, poirytowana idra¿liwa.Skatalogowa³a ca³y zbiór, za³atwi³a z Muzeum Brytyjskim sale nawystawê.Zor­ganizowa³a Odnowienie G³Ã³wnego Eksponatu, pomaga³a przy wieszaniui ustawianiu kolekcji i u³o¿y³a listê zaproszonych na Spektakularne Otwarcie.„Ca³e szczêœcie, ¿e nie mam narzeczonego" - powtarza³a przyjacio³om.Nawet bezniego nie starcza³o jej czasu.Mimo wszystko by³oby mi³o, myœla³a w wolnychchwilach.Ktoœ, z kim mog³aby chodziæ w weekendy do galerii.Ktoœ, kto.Nie.Nie powinna w ogóle o tym myœleæ.Nie potrafi³a okre­œliæ budz¹cych siêwówczas w niej uczuæ, tak jak nie umia³aby przycisn¹æ palcem do sto³u kroplirtêci.Tote¿ ponownie skupi­³a ca³¹ uwagê na wystawie.Nawet teraz, w ostatniej chwili, by³o tak wiele rzeczy, które mog³y pójœæ nietak.Ile¿ koni upad³o przy ostatniej przeszko­dzie.Wielu zaufanych genera³Ã³wpatrzy³o, jak pewne zwyciê­stwo zamienia siê w pora¿kê w ostatnich minutachbitwy.Jessica mia³a zamiar dopilnowaæ, by wszystko posz³o jak na­le¿y.Wybra³a na tê okazjê zielon¹ jedwabn¹ sukniê: wydekoltowa­ny genera³, dowodz¹cyswym wojskiem i ze stoickim spokojem udaj¹cy, ¿e pan Stockton nie spóŸnia siêju¿ o pó³ godziny.Jej wojska sk³ada³y siê z g³Ã³wnego kelnera, dziesi¹tki jego podw³adnych, trzechkobiet z firmy cateringowej, kwartetu smyczkowego i asystenta, m³odegomê¿czyzny imieniem Clarence.Jessica œwiêcie wierzy³a, ¿e Clarence dosta³ têposadê, boa) by³ stuprocentowym gejem ib) równie stuprocentowym Mu­rzynem, tote¿ niezmiernie irytowa³ j¹ fakt, ¿eokaza³ siê bez w¹t­pienia najlepszym, najbardziej kompetentnym inajsprawniej­szym asystentem, jakiego kiedykolwiek mia³a.Raz jeszczesprawdzi³a stó³ z drinkami.- Starczy nam szampana? Tak?G³Ã³wny kelner wskaza³ skrzynkê butelek za sto³em.- A gazowanej mineralnej wody? Kolejne skinienie g³owy.Kolejna skrzynka.Jessica œci¹gnê³a wargi.- Co z wod¹ niegazowan¹? Nie wszyscy przepadaj¹ za b¹bel­kami.Mieli tak¿e mnóstwo niegazowanej wody.Doskonale.Kwartet smyczkowy wyraŸnie siê rozgrzewa³, nie gra³ jednak doœæ g³oœno, byzag³uszyæ ha³as dobiegaj¹cy z holu.By³y to od­g³osy ma³ego, lecz wp³ywowegot³umu, narzekania dam w fu­trach z norek i mê¿czyzn, którzy, gdyby nie napisy„nie paliæ" na œcianach i zalecenia lekarzy, paliliby cygara, utyskiwaniadziennikarzy i s³aw czuj¹cych woñ kanapek, przystawek, sma­kowitych zak¹sek idarmowego szampana.Clarence rozmawia³ z kimœ przez telefon komórkowy - zgrab­ny, elegancki produktwspó³czesnej in¿ynierii, w porównaniu z którym komunikatory ze „Star Treku"by³y wielkie i staro­œwieckie.Wy³¹czy³ go, schowa³ antenê i ukry³ telefon wkiesze­ni swego garnituru od Armaniego, nie naruszaj¹c jego linii.Uœmiechn¹³siê pocieszaj¹co.- Jessico, przed chwil¹ szofer pana Stocktona dzwoni³ z sa­mochodu.Wci¹¿ maj¹kilka minut spóŸnienia.Nie ma siê czym przejmowaæ.- Nie ma siê czym przejmowaæ - powtórzy³a Jessica.Klêska.Klêska.Ca³eprzyjêcie zakoñczy siê katastrof¹.Jej katastrof¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl