[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A czwarta rozmowa?- Zosta³a przeprowadzona z tego samego miejsca w Swampscott, ale z innegoaparatu, o zastrze¿onym numerze.Rozmówc¹ by³ niejaki Geoffrey Frazier.-Frazier? - przerwa³ Aaron policjantowi.- A to ciekawe.- O tym Frazierzemo¿na powiedzieæ mnóstwo rzeczy, panie Pinkus, a przede wszystkim to, ¿e -przepraszam za wyra¿enie - cholerny z niego wrzód na dupie.- Jestem pewien, ¿ejego dziadek u¿ywa znacznie gorszych s³Ã³w.199- Rzeczywiœcie, s³ysza³em na w³asne uszy! Za ka¿dym razem, kiedy pakujemyptaszka za kratki, staruszek pyta, czy nie moglibyœmy potrzymaæ go kilka dnid³u¿ej.- Serdecznie panu dziêkujê, kapitanie.Bardzo pan nam pomóg³.- Zawsze do us³ug.Aaron od³o¿y³ s³uchawkê i spojrza³ z zastanowieniem na Jennifer.- Przynajmniejwiemy, w jaki sposób Sam znalaz³ taœmê: rozmawia³ z aparatu Sidneya, wiêcpewnie najpierw przes³ucha³ j¹ w jego gabinecie.- Ale nie to wywar³o na panunajwiêksze wra¿enie, prawda? Chodzi o tego cz³owieka o nazwisku Frazier?- Owszem.To jeden z najbardziej sympatycznych, czy wrêcz uroczych ludzi,jakich mo¿na spotkaæ.Naprawdê mi³y goœæ, którego rodzice zginêli wiele lattemu w katastrofie samolotowej, kiedy pijany jak bela Frazier senior usi³owa³wyl¹dowaæ hydroplanem na bulwarze w Monte Carlo.Geoffrey jest koleg¹ szkolnymSama z Andover.- A wiêc dlatego zadzwoni³ do niego.- W¹tpiê.Sam nie nienawidzi ludzi - jak widzia³aœ na w³asne oczy, nie potrafi³znienawidziæ nawet Hawkinsa - ale na pewno wielu potêpia.- Potêpia? Skoro tak,to czemu wybra³ akurat tego Fraziera? - Poniewa¿ Geoffrey nadu¿y³ swobody izmarnowa³ wszystkie swoje zalety.Jest teraz alkoholikiem, dla którego jedynymcelem ¿ycia sta³o siê poszukiwanie przyjemnoœci oraz unikanie bólu.Sam niechce mieæ z nim nic wspólnego.- Teraz jednak zechcia³ - nie dalej jak dziesiêæminut temu na pla¿y! - Genera³ ma racjê! - oœwiadczy³ stanowczo Pinkus,siêgaj¹c po s³uchawkê.- Musimy go powstrzymaæ.- W jaki sposób?- Na pocz¹tek dobrze by by³o siê dowiedzieæ, dok¹d pop³yn¹³ t¹ motorówk¹.- Dok¹dkolwiek!- Niezupe³nie - odpar³ Aaron.- Teraz to nie takie proste.Stra¿ Przybrze¿na iwojsko patroluj¹ bez przerwy liniê brzegow¹, i to nie tylko ze wzglêdu nanieostro¿nych ¿eglarzy, ale przede wszystkim po to, by wy³apywaæ ma³ejednostkidowo¿¹ce na brzeg ró¿ne zakazane towary z du¿ych statków, które pozostaj¹ nape³nym morzu.W³aœciciele200domów letniskowych s¹ proszeni o meldowanie o wszystkich podejrzanychwydarzeniach, jakich byli œwiadkami.- Ktoœ wiêc móg³ ju¿ ich zawiadomiæ - zauwa¿y³a Jennifer - Przecie¿ motorówkap³ynê³a w stronê brzegu!Tak, ale Sam wsiad³ na ni¹, a nikt z niej nie wysiad³.Przypuszcza pan, ¿e w zwi¹zku z tym zadzia³a³ syndrom„po-co-mam-siê-w-to-mieszaæ”?W³aœnie.Mimo to mo¿e by³oby jednak warto zadzwoniæ do Stra¿y Przybrze¿nej? Zrobi³bym tood razu, gdybym wiedzia³, jaka to by³a motorówka, jaki mia³a kszta³t, kolor,gdzie jest jej port macierzysty.- Pinkus zacz¹³ wystukiwaæ numer.- W³aœnieteraz przypomnia³em sobie, ¿e wiem coœ jeszcze.a raczej, ¿e z n a m kogoœjeszcze.Jedn¹ z koron wieñcz¹cych krajobraz Bostonu stanowi odizolowany skrawek terenuna szczycie Beacon Hill zwany Louisburg S¹uare.Obszar ten, w latachczterdziestych ubieg³ego wieku zabudowany eleganckimi domami, strze¿ony jest odpó³nocy przez kamienn¹ postaæ Krzysztofa Kolumba, od po³udnia zaœ przez pomnikArystydesa.Ma siê rozumieæ, nie jest on ca³kowicie odizolowany wykonuj¹cyswoje obowi¹zki w ci¹gu dnia s³u¿¹cy musz¹ mieæ szansê dostania siê tutaj wjakiœ inny sposób ni¿ samochodem, aby nie nara¿aæ swych pojazdów na stresuj¹cetowarzystwo rolls—royce’ów, porsche i innych eleganckich zabawek, którezwróci³y na siebie uwagê dziedziców Louisburga.Dziedzice ci jednak s¹ podwzglêdem demograficznym niemal zdemokratyzowani, gdy¿ mo¿na tu spotkaæ zarównobardzo stare, stare, nowe, a nawet zupe³nie œwie¿e pieni¹dze Dzielnicêzamieszkuj¹ spadkobiercy fortun, brokerzy, prawnicy, kilku prezesów koncernóworaz lekarze, a wœród nich jeden, bêd¹cy jednoczeœnie znakomitym amerykañskimpisarzem, którego koledzy po fachu najchêtniei pochowaliby w stanie œpi¹czki,ale on jest na to za dobry zarówno jako lekarz, jak i jako pisarz.Nie zwa¿aj¹c jednak na demograficzn¹ demokracjê, w tej akurat chwili wLouisburgu zadzwoni³ tylko jeden telefon; sta³o siê to w ozdobionym ze smakiemdomu, wybudowanym za najstarsze pieni¹dze w Bostonie, a stanowi¹cym rezydencjêR.Cooksona Fraziera.201W momencie gdy rozleg³ siê dzwonek, ¿wawy stary d¿entelmen ! w przepoconymdresie rzuci³ celnie pi³kê do kosza w ma³ej salce treningowej, któr¹ kaza³urz¹dziæ na najwy¿szym piêtrze domu.Us³yszawszy ostry sygna³, odwróci³ siê wstronê aparatu, a podeszwy jego sportowych pantofli zaskrzypia³y ze zdziwieniemna parkiecie.Wahanie dobieg³o koñca, kiedy po trzecim dzwonku przypomnia³sobie, ¿e gosposia pojecha³a do miasta po zakupy.Otar³ spocone czo³o, podszed³do wisz¹cego na œcianie aparatu i zdj¹³ s³uchawkê.- Tak? - sapn¹³, lekko zadyszany.i - Pan Frazier? \ - We w³asnej osobie.-Mówi Aaron Pinkus.Spotkaliœmy siê kilka razy, ostatnio na balu dobroczynnym wMuzeum Fogga, jeœli mnie pamiêæ nie myli.- Nie myli ciê, Aaronie, ale sk¹d siê wzi¹³ ten pan Frazier? Jesteœ prawie takstary jak ja, a zdaje siê, i¿ obaj doszliœmy do wniosku, ¿e nie wygl¹da³byœ naswoje lata, gdybyœ wiêcej æwiczy³!- Co prawda, to prawda, Cookson.Niestety, zawsze brakuje mi- I zawsze bêdzie ci go brakowaæ, choæ nie przeczê, ¿e zostaniesz najbogatszymumarlakiem na ca³ym cmentarzu.- Ju¿ dawno zrezygnowa³em z takich ambicji.- Wiem o tym.Po prostu dokuczam ci, ¿eby zyskaæ na czasie, bo jestem spoconyjak œwinia.To chyba nie najlepsze porównanie, bo podobno œwinie wcale siênie poc¹.Czym mogê ci s³u¿yæ, stary przyjacielu?- Obawiam siê, ¿e to ma zwi¹zek z twoim wnukiem.- Ty siê o b a w i a s z? - przerwa³ Frazier Pinkusowi.- Ja ju¿ jestemprzera¿ony! Co on tym razem nawyrabia³?Aaron zacz¹³ opowieœæ, ale po oœmiu sekundach, na pierwsz¹ wzmiankê omotorówce, jego rozmówca wykrzykn¹³ tryumfalnie-- Wspaniale! Wreszcie goza³atwiê!- S³ucham?- Unieruchomiê go!•; - Jak to?.- S¹d zakaza³ mu prowadzenia motorówki, podobnie jak samochodu, motocykla alboskutera œnie¿nego, gdy¿ stanowi zagro¿enie dla wszystkiego, co siê porusza.-Wsadzisz go do wiêzienia?- Do wiêzienia? Dobry Bo¿e, sk¹d¿e znowu! Po prostu umieszczê 202 go w jednej ztych instytucji, które pomog¹ mu wróciæ na w³aœciw¹ drogê Moi prawnicy ju¿wszystko przygotowali.Zgodnie z wyrokiem s¹du.jeœli ch³opak z³amie zakaz, alenie narazi nikogo na ¿adne szkody cielesne ani maj¹tkowe, wolno mi zastosowaæwobec niego w³asne œrodki dozoru.- Chcesz wys³aæ go do sanatorium?- Raczej do oœrodka rehabilitacyjnego, czy jak to tam siê nazywa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]