[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Agresjê, jejzdaniem, prezentowali obydwoje, trochê wiêcej wuj, za to g³upie fochy ciotka.Nie rozwa¿a³a tej kwestii dotychczas zbyt wnikliwie, uparcie staraj¹c siêpozostaæ na uboczu, ale tajemnicze przeczucie mówi³o jej, ¿e sytuacja dojrzewado pêkniêcia, i ogarnia³ j¹ lekki niepokój.W okrzyku ciotki brzmia³ jakiœosobliwy przydŸwiêk, jakby wo³anie o pomoc albo nagl¹cy rozkaz, jakby ktoœkogoœ dusi³, wzglêdnie trzyma³ lont i przy nim zapalon¹ zapa³kê.WyobraŸniê Justynka mia³a nader bujn¹.Wpadaj¹c do jadalni, oczyma duszywidzia³a wuja z rzeŸnickim no¿em w d³oni, ewentualnie ciotkê czyni¹c¹ zamachsalaterk¹ z gor¹cym makaronem, i prawie zdziwi³a siê, ujrzawszy dwie osobysiedz¹ce spokojnie przy apetycznie zastawionym stole.Mignê³y jej w g³owiejeszcze dwa obrazy, ju¿ niepotrzebne, jeden, jak ona sama sk³ada przed s¹demzeznania w charakterze œwiadka, i drugi, jak wuj ca³y ten stó³ odwraca do górynogami.Odsuwaj¹c swoje krzes³o, zdo³a³a rozs¹dnie pomyœleæ, ¿e owszem, mo¿e imóg³by odwróciæ, ale i dopiero po zjedzeniu doskona³ych potraw.Nie przed.- Zacznij, kochanie, od tego na gor¹co, bo potem wystygnie - podsunê³a z trosk¹Malwina.- To po chchcholerê stawia³aœ na stole? - wysycza³ Karol dziko.- Mo¿na chybacoœ takiego trzymaæ na ogniu, nie? Idiociejesz na staroœæ w piorunuj¹cymtempie!I na z³oœæ w³o¿y³ sobie na talerz marynowanego œledzika.Justynka uczyni³a to samo, te¿ zabra³a siê do œledzika, bo oznajmiæ, ¿e niejest g³odna i poprzestaæ na sa³atce z pomidorów, nie mia³a odwagi.Ukradkiemspojrza³a na ciotkê, która wygl¹da³a, jakby z wysi³kiem liczy³a do dziesiêciu,nie mog¹c przy tym rozstrzygn¹æ, czy po piêciu nastêpuje szeœæ, czy te¿ mo¿ecztery.Wybrnê³a zapewne z tych rachunków, bo wziê³a g³êboki oddech i podnios³asiê od sto³u.- Masz racjê, kochanie.- Ja zawsze mam racjê - poinformowa³ j¹ Karol jadowicie.- Nie zauwa¿y³aœ tegodotychczas?S³odycz i demonstracyjna skrucha Malwiny grub¹ warstw¹ na³o¿y³y siê na bunt,wœciek³oœæ i œmierteln¹ urazê.- Zauwa¿y³am.Zaraz to postawiê na ogniu.Podam ci gor¹ce.Siêgnê³a po makaron i potrawkê.Karol uœwiadomi³ sobie nagle, ¿e po pierwsze,¿ona, która powinna by³a warkn¹æ na niego wzajemnie, wzglêdnie obraziæ siê irozp³akaæ, okazuje anielskoœæ nadludzk¹ i nawet nie bardzo g³upi¹, a po drugie,istotnie, ma przed sob¹ œwietn¹ kolacjê z przystawkami i mo¿e j¹ jeœæ dowolnied³ugo.Nikt go nie pogania, a te grube rury z sosem uwielbia.Woñ to ma zgo³aniebiañsk¹.- Wino - mrukn¹³ nieco ³agodniej.Przechodz¹ca ju¿ do czêœci œciœle kuchennejMalwina zerknê³a za siebie.Jeszcze by³ przy œledziku, zatem bia³e.Do potrawkioczywiœcie czerwone.Obydwoje lubili wino i w tym te¿ byli zgodni dwadzieœcia lat temu.W³aœciwiepozostali zgodni przez ca³y czas.Wbrew rosn¹cej nienawiœci do mê¿a Malwinaodruchowo i wrêcz bezwiednie dba³a o zaspokajanie jego, a przy okazji swoich,upodobañ.Zawsze le¿a³o w lodówce bia³e Mouton Cadet, Pinot Blanc, Bordeauxalbo coœ innego na poziomie, co najmniej dwie butelki, w szafce zaœ kilkabutelek czerwonego, niezale¿nie od zapasu w piwnicznej spi¿arni.Z satysfakcj¹donios³a na tacy napoje i siêgnê³a po kieliszki.Oczywiœcie musia³a to winosama otworzyæ, ale w tym, na szczêœcie, mia³a ju¿ wielk¹ wprawê.- Chcesz trochê? - spyta³a ¿yczliwie Justynkê i ugryz³a siê w jêzyk.Jak¿e,zamierza³a przecie¿ czêstowaæ j¹ drogimi potrawami wy³¹cznie Karolowi na z³oœæ,teraz zaœ nie chwila po temu.¯adne na z³oœæ, ma robiæ za anio³a!- Bia³ego, bardzo chêtnie - odpar³a Justynka, nie zdaj¹c sobie sprawy zeskomplikowanych zgryzot ciotki.Karol nie powiedzia³ ani s³owa, bo chcia³ k¹œliwie spytaæ, czy ta potrawka to zryby, ale butelk¹ czerwonego Malwina odjê³a mu pytanie od ust.Po krótkimnamyœle odczepi³ siê od œledzika i napocz¹³ galaretkê z kurczaka z majonezem.Skoro zimne bia³e wino sta³o mu przed nosem, kolejnoœæ potraw wychodzi³a sama.Nie mia³ najmniejszej ochoty obrzydzaæ ¿ycia sobie.Przy œwie¿utko zdjêtej z ognia potrawce z makaronem zrobi³o mu siê przyjemniedo tego stopnia, ¿e raczy³ otworzyæ usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]