[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, ¿e nie macie zegarków, ale dopilnujemy, ¿eby wamdano znaæ w odpowiednim czasie.Udaliœmy siê na ty³y holu hotelowego, gdzie odkryliœmy alkowê z krêconymi,drewnianymi schodami.Zza zamkniêtych drzwi dolatywa³ zapach gotowanego jad³a idochodzi³y nas g³osy rozmawiaj¹cych.Bar? Restauracja? Có¿, nie mia³o towiêkszego znaczenia.Przynajmniej na razie.Zosta³em trochê z ty³u za innymi.Doszed³em do wniosku, ¿e aby zapewniæ sobiemiejsce w pokoju jednoosobowym, nale¿y zjawiæ siê jako ostatni.By³o nasjedenaœcioro, akurat nie do pary.Nie mia³em jednak szczêœcia.Ten potê¿ny i marudny facet, autor tychwszystkich z³oœliwych komentarzy, wybra³ sobie jedynkê, i jakoœ nikt nie mia³ochoty dyskutowaæ z nim na ten temat.Kiedy znalaz³em siê gna górze, wszyscyju¿ dobrali siê parami i pozosta³a tylko jedna osoba - ta ³adna kobieta, którawczeœniej pyta³a o system nawiewu powietrza.Zobaczy³em, ¿e stoi na koñcukorytarza.By³a zmartwiona, a na jej twarzy malowa³o siê zdumienie.Otworzy³aostro¿nie drzwi, zajrza³a do œrodka, po czym odwróci³a siê i patrzy³a jaknadchodzê.Widaæ by³o, ¿e nie jest zachwycona.- Wygl¹da na to, ¿e jesteœmy skazani na siebie zauwa¿y³em.Milcza³a przez chwilê, po czym westchnê³a.- Trudno.có¿ to zreszt¹ za ró¿nica?- Wielkie dziêki - powiedzia³em kwaœno i wszed³em do pokoju.By³ zaskakuj¹coobszerny.Sta³y w nim dwa du¿e ³Ã³¿ka, z materacami i wszystkim, co potrzeba.Wœcianie znajdowa³a siê niewielka szafa na ubrania, a w k¹cie zlew i kran zzimn¹ wod¹.Zdziwi³o mnie to, bo spodziewa³em siê, ¿e trzeba bêdzie chodziæ powodê gdzieœ do studni.£Ã³¿ka nie by³y pos³ane, ale le¿a³a na nich z³o¿ona,czysta poœciel, rêczniki, a tak¿e - jak obiecano - szlafroki.Dziewczyna waha³a siê.Zachowywa³a siê nerwowo.Zrobi³o mi siê jej ¿al.- S³uchaj - powiedzia³em - jeœli masz jakieœ moralne skrupu³y, to mogêskorzystaæ z szafy.Ktoœ o moich rozmiarach móg³by tam spokojnie mieszkaæ.- Nie, nie! Nie ma takiej potrzeby.Jakby nie by³o, na promie wszyscy byliœmynadzy.Skin¹³em g³ow¹, lekko odprê¿ony, œci¹gn¹³em mokre ³achy i powiesi³em je nawieszaku do rêczników, ¿eby wysch³y.Nastêpnie wzi¹³em rêcznik i ca³yporz¹dnie siê wytar³em, w³¹cznie z w³osami, które by³y w kompletnym nie³adzie,po czym przymierzy³em szlafrok.Tak jak przypuszcza³em, by³ o wiele za du¿y.Tyle warta jest ta ca³a standaryzacja.Musia³em sobie jednak z nim jakoœradziæ, uwa¿aj¹c, ¿eby siê nie potkn¹æ i nie z³amaæ karku.Przez ca³y ten czas ona sta³a tylko i bacznie mnie obserwowa³a.Zacz¹³em siêzastanawiaæ, czy przypadkiem nie wie, z kim przysz³o jej dzieliæ pokój.- Czy coœ nie w porz¹dku? - spyta³em.Przez chwilê milcza³a, jakby nie us³ysza³a pytania i jakbym w ogóle dla niej wtym momencie nie istnia³.Zaczyna³em j¹ podejrzewaæ o jak¹œ chorobê, aleocknê³a siê nagle i spojrza³a wprost na mnie.- Prze.przepraszam bardzo, ale ten ostatni okres by³ dla mnie wyj¹tkowotrudny.Myœla³am, ¿e to jakiœ senny koszmar, z którego siê kiedyœ przebudzê.Pokiwa³em ze wspó³czuciem g³ow¹.- Doskonale ciê rozumiem.Nie mo¿esz siê jednak poddaæ.Musisz sobieuzmys³owiæ, ¿e ci¹gle jeszcze ¿yjesz, ¿e ci¹gle jesteœ sob¹, i ¿e to nie jestjakiœ psychotyczny sen, i ¿e masz przed sob¹ pocz¹tki zupe³nie nowego ¿ycia.Wcale nie jest tak Ÿle.Oczywiœcie by³o Ÿle.W koñcu dziewczyna pochodzi³a ze œwiatów cywilizowanych iprawdopodobnie nigdy navret nie widzia³a osiedla z pogranicza.Jej œwiat, œwiatktóry nie tylko kocha³a, ale i uwa¿a³a za coœ oczywistego, przemin¹³bezpowrotnie.Mówi¹c prawdê, mój te¿.Podesz³a do ³Ã³¿ka i usiad³a na samym brze¿ku.- Och, to nie ma najmniejszego sensu.Wydaje mi siê, ¿e œmieræ by³aby lepsza odt e g o.- Nie, œmieræ nigdy nie jest lepsza od ¿ycia.Poza tym musisz wzi¹æ pod uwagêto, i¿ jesteœ dla Konfederacji kimœ szczególnym.Jest nas tutaj ledwiejedenaœcioro spoœród ilu? Setek?.skazanych w tym samym czasie.Dojrzeli wnas coœ, czego nie chcieli zmarnowaæ.W pewnym sensie daj¹ nam do zrozumienia,¿e jesteœmy lepsi od wiêkszoœci mieszkañców Konfederacji.- W ka¿dym razie jesteœmy inni: - odpar³a.Nie wiem.Po prostu nie wiem.Spêdziæ resztê ¿ycia w tym zgni³ym miejscu? - Popatrzy³a mi prosto w oczy.- Adlaczego ty jesteœ szczególnym i specjalnym? Co ty zrobi³eœ, ¿e trafi³eœtutaj?No có¿, musia³o do tego dojœæ.Od samego pocz¹tku - test.Zdecydowa³em siê namaleñki hazard, przedtem jednak drobne przygotowanko.- Wiesz, ¿e nie powinnaœ o to pytaæ.NajwyraŸniej odprê¿y³a siê nieco, bo zaczê³a siê rozbieraæ.- Czegoœ siê wstydzisz? - spyta³a.- Dziwne, nigdy nie myœla³em, ¿e mo¿e tomieæ jakiekolwiek znaczenie.- A dla ciebie nie ma?Zastanawia³a siê, susz¹c w³osy.- Nie, raczej nie.A przy okazji, jestem Zala Embuay.- Park Lacoch - powiedzia³em, w napiêciu czekaj¹c na ewentualn¹ reakcjê.-On.ja.by³em osob¹ doœæ znan¹.Pominê³a moje s³owa milczeniem, jakby moje nazwisko nic jej nie mówi³o.To ju¿by³o coœ.- I có¿ Parku Lacoch, czy by³eœ przestêpc¹?- A któ¿ z nas nie by³?Pokrêci³a g³ow¹.- Ja nie by³am.Ró¿niê siê od innych w tym wzglêdzie.Jestem byæ mo¿e jedyn¹osob¹ zes³an¹ na Romb Wardena, która w rzeczywistoœci by³a niewinn¹ ofiar¹.Trudno mi by³o w to uwierzyæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]