[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nate, skulony, chcia³ wsu­n¹æ siêpod aluminiow¹ burtê, przycisn¹æ do siebie ko³o ratunkowe i mo¿li­wie jaknajszczelniej zakryæ siê po³ami poncho.Ale woda gromadzi³a siê szybko u jegostóp.Zapasy ¿ywnoœci mok³y.W koñcu wzi¹³ wiadro i zacz¹³ wybieraædeszczówkê.Dotarli do rozwidlenia, którego, Nate by³ o tym przekonany, nie mijaliwczeœniej, i pop³ynêli do zbiegu rzek, ledwie widocznego w strugach desz­czu.Jevy zmniejszy³ przepustnicê, aby mogli lepiej przyjrzeæ siê okolicy, potemzwiêkszy³ obroty i skrêci³ ostro w prawo, jakby dok³adnie wiedzia³, dok¹dp³yn¹æ.Nate by³ pewien, ¿e siê zgubili.Po kilku minutach rzeka zniknê³a w g¹szczu drzew.Nie widzieli ich wcze­œniej,wiêc Jevy pospiesznie zawróci³.Teraz pêdzili wprost w paszczê burzy, a by³ towidok przera¿aj¹cy: czarne niebo wisia³o tu¿ nad kipi¹cym nurtem.Dotarli na powrót do zbiegu rzek i przez chwilê wymieniali spostrze¿e­nia,przekrzykuj¹c wicher i deszcz.W koñcu wybrali inn¹ rzekê.Tu¿ przed zmrokiem wp³ynêli na du¿¹, zalan¹ równinê, okresowe jezio­ro, zgrubsza przypominaj¹ce miejsce, gdzie poprzednio spotkali rybaka.Teraz nigdziego nie by³o.Jevy wybra³ jeden z kilku dop³ywów i pokierowa³ ³odzi¹ tak, jakby p³y­wa³ potym skrawku Pantanalu codziennie.Wtem niebo rozb³ys³o b³yskawi­c¹ i przezchwilê dostrzegli wyraŸnie, gdzie siê znajduj¹.Deszcz os³ab³.Bu­rza mija³apowoli.Jevy wy³¹czy³ silnik i przygl¹da³ siê brzegom rzeki.- Co o tym s¹dzisz? - zapyta³ Nate.W czasie burzy prawie ze sob¹ nierozmawiali.Zgubili siê na pewno, ale Nate nie zamierza³ zmuszaæ Jevy’ego, abysiê do tego przyzna³.- Powinniœmy rozbiæ obozowisko - odezwa³ siê przewodnik.Brzmia³o to bardziejjak propozycja ni¿ konkretny plan.- Po co?- Bo musimy siê gdzieœ przespaæ.- Mo¿emy na zmianê drzemaæ w ³odzi - odpar³ Nate.- Tu jest bezpiecz­niej.-Powiedzia³ toz przekonaniem godnym wytrawnego pilota rzecznego.- Mo¿liwe.Ale powinniœmy siê zatrzymaæ.Zgubimy siê, jeœli dalej bê­dziemyp³yn¹æ po ciemku.Zgubiliœmy siê ju¿ trzy godziny temu, mia³ ochotê powiedzieæ Nate.Jevy poprowadzi³ ³Ã³dŸ w stronê majacz¹cych w oddali krzaków.Dryfo­wali znurtem, trzymaj¹c siê blisko brzegu, latarkami wy³awiaj¹c z mroku p³ycizny.Dwie ma³e czerwone plamki jarz¹ce siê nad powierzchni¹ wody oznacza³yby, ¿ealigator te¿ czuwa, lecz, na szczêœcie, nic takiego nie do­strzegli.Przycumowali ³Ã³dŸ do grubego konara trzy metry od brzegu.Kolacja sk³ada³a siê z rozmok³ych herbatników, puszki ma³ych rybek, którychNate nigdy nie próbowa³, bananów i sera.Kiedy wiatr usta³, pojawi³y siê komary.Œrodek owadobójczy przecho­dzi³ z r¹kdo r¹k.Nate natar³ nim sobie szyjê i twarz, nawet powieki i w³osy.Szybkie,zajad³e maleñkie owady atakowa³y czarnymi chmurami, przelatu­j¹c z jednegokoñca ³odzi na drugi.Chocia¿ deszcz usta³, ¿aden z mê¿czyzn nie zdecydowa³ siêna zdjêcie poncho.Moskity naciera³y bezlitoœnie, lecz nie udawa³o im siêsforsowaæ grubej warstwy plastiku.Oko³o dwudziestej trzeciej niebo rozchmurzy³o siê nieco, ale w dalszym ci¹gunie by³o widaæ ksiê¿yca.Nurt lekko ko³ysa³ ³odzi¹.Jevy zapropono­wa³, ¿eodbêdzie pierwsz¹ wachtê, i Nate, zgodziwszy siê skwapliwie, posta­nowi³znaleŸæ najwygodniejsz¹ pozycjê do drzemki.Opar³ g³owê o namiot i wyci¹gn¹³nogi.Poncho rozchyli³o siê i kilkanaœcie moskitów skorzysta³o z okazji.Coœplusnê³o, mo¿e jakiœ gad.Aluminiowej ³Ã³dki nie zaprojektowa­no jako p³ywaj¹cejsypialni.O œnie nie by³o mowy.25Flowe, Zadel i Theishen, psychiatrzy, którzy badali Phelana zaledwie kilkatygodni wczeœniej i przedstawili zgodn¹ opiniê na wideo, a póŸniej w d³u­gich,pisemnych oœwiadczeniach z³o¿onych pod przysiêg¹, ¿e jest on w pe³ni w³adzumys³owych, wylecieli z pracy.I nie tylko zostali wyrzuceni.Prawni­cyjednog³oœnie okrzyknêli ich zgraj¹ czubków, a nawet oszustów.Zatrudniono nowych psychiatrów.Hark kupi³ pierwszego za trzysta dolców zagodzinê.Jego nazwisko znalaz³ w czasopiœmie dla prawników proceso­wych,pomiêdzy og³oszeniami o ekspertach powypadkowych i specjalistach odprzeœwietleñ.Doktor Sabo przeszed³ na emeryturê i obecnie z chêci¹ zaofero­wa³sprzeda¿ swojej opinii.Jedno krótkie spojrzenie na taœmê wideo z panemPhelanem wystarczy³o do wystosowania wstêpnej diagnozy: chory wyraŸnie nie by³zdolny do spisania testamentu.Skok przez okno nie œwiadczy³ bynaj­mniej oprzejrzystym i zdrowym umyœle.Nie mówi¹c ju¿ o pozostawieniujedenastomiliardowej fortuny nieznanej spadkobierczyni, co stanowi³oniepodwa¿alny dowód powa¿nej choroby umys³owej pana Phelana.Sabo z radoœci¹ myœla³ o zajêciu siê t¹ spraw¹.Obalenie diagnozy trzechpsychiatrów by³o nie lada wyzwaniem.Reklama kusi³a.Nigdy nie zajmowa³ siês³ynnym przypadkiem, a honorarium wystarczyz powodzeniem na wy­cieczkê na Daleki Wschód.Prawnicy Phelanów starali siê doprowadziæ do obalenia diagnozy Flowe’a, Zadelai Theishena.Jedynym sposobem zdyskredytowania ich by³o zna­lezienie nowychekspertów z nowymi opiniami.Pojawi³y siê jednak niespodziewane wydatki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl