[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Florinda rzuci³a mi dziwne spojrzenie, po czym odwróci³a wzrok i w koñcuspyta³a szeptem:– Dlaczego uwa¿asz, ¿e jest rano?– Przed chwil¹ obudzi³o mnie s³oñce – powiedzia³am, podchodz¹c do okna.Zniedowierzaniem spojrza³am na mrok za szyb¹.Twarz Florindy siê rozjaœni³a.Wydawa³o mi siê, ¿e panuje nad sob¹, ale naglejej ramiona zatrzês³y siê ze œmiechu, kiedy wskaza³a na ¿arówkê w lampiestoj¹cej za ³Ã³¿kiem.Wziê³am jasn¹ ¿arówkê za œwiat³o s³oneczne.– Sk¹d u ciebie ta pewnoœæ, ¿e siê obudzi³aœ? – spyta³a.Odwróci³am siê,spojrza³am na ni¹ i powiedzia³am:Z nieodpartej potrzeby udania siê do ³azienki.Ujê³a mnie za rêkê ipowiedzia³a:– Zaprowadzê ciê do wychodka, zanim siê skompromitujesz.– Nigdzie nie pójdê, dopóki mi nie powiesz, czy œniê, czy nie! – wrzasnê³am.– Ale temperamencik! – wykrzyknê³a Florinda, zni¿aj¹c g³owê, a¿ czo³em dotknê³amojego czo³a.Szeroko otworzy³a oczy.– Œnisz na jawie – doda³a, staranniewymawiaj¹c ka¿de s³owo.Pomimo rosn¹cego niepokoju zaczê³am siê œmiaæ.DŸwiêk w³asnego œmiechu, któryrozbrzmiewa³ w pokoju niczym odleg³e echo, rozwia³ mój niepokój.W tej chwilinie k³opota³o mnie ju¿ to, czy œniê czy te¿ nie.Ca³¹ uwagê skupi³am nadotarciu do toalety.– Gdzie jest ten wychodek? – zawarcza³am.– Wiesz, gdzie – odpar³a Florinda, krzy¿uj¹c rêce na piersi.– 1 nigdy niedotrzesz do niego w porê, je¿eli nie zechcesz siê tam znaleŸæ.Ale nie przenoœwychodka do swojego ³Ã³¿ka.To siê nazywa “leniwe œnienie", najprostsza droga dozapaskudzenia sobie ³Ã³¿ka.Leæ szybko do wychodka.Ku memu wielkiemu przera¿eniu okaza³o siê, ¿e nie mogê dojœæ do drzwi.Mojestopy odmówi³y pos³uszeñstwa.Powoli i niepewnie, jakby nie potrafi³yzdecydowaæ siê, w któr¹ stronê pójœæ, zaczê³y stawiaæ kroki.Nie chc¹c pogodziæsiê z faktem, ¿e nie mam ju¿ panowania nad w³asnymi stopami, spróbowa³amprzyœpieszyæ ich ruch, podnosz¹c je rêkami.Florindy najwyraŸniej nie obchodzi³o to, co robiê.Ze zdenerwowania i ¿alu nadsam¹ sob¹ w oczach pojawi³y mi siê ³zy, kiedy tak sta³am jakbym zapuœci³akorzenie.Moje usta wypowiedzia³y s³owo pomocy, ale nie wydoby³ siê z nich¿aden dŸwiêk.– Co siê dzieje? – spyta³a, ujmuj¹c mnie pod ramiê i delikatnie stawiaj¹c napod³odze.Zdjê³a mi te grube we³niane skarpety i obejrza³a moje stopy.Terazspra-^ia³a wra¿enie szczerze zatroskanej.Chcia³am jej wyt³umaczyæ, ¿e mojaniemo¿-goœæ poruszania siê jest spowodowana emocjonalnym wyczerpaniem.Alechocia¿ bardzo siê stara³am, nie potrafi³am ubraæ myœli w s³owa.Kiedy takusi³owa³am wydobyæ z siebie jakiœ dŸwiêk zauwa¿y³am, ¿e coœ jest nie tak z moimwzrokiem: nie mog³am go ju¿ skupiæ.Twarz Florindy rozmazywa³a mi siê przedoczami, cho-eia¿ wytê¿a³am wzrok i przybli¿a³am do niej w³asn¹ twarz.– Wiem,co siê z tob¹ dzieje – szepnê³a mi do ucha.– Musisz iœæ do wychodka.Zrób to!Spraw, byœ siê tam znalaz³a!Z emfaz¹ pokiwa³am g³ow¹.Wiedzia³am, ¿e faktycznie œniê na jawie, czy te¿raczej znajdujê siê w innej rzeczywistoœci, w której jeszcze nie ca³kiemznalaz³am swoje ffiiejsce, ale do której mia³am dostêp przez tych ludzi.Nagle,z jakiegoœ niewyt³umaczalnego powodu, poczu³am wielki spokój.I raptownieznalaz³am siê w wychodku, nie jakimœ ze snu, lecz prawdziwym.D³ugo bada³am swoje otoczenie, sprawdza³am, czy to prawdziwe miejsce.By³opmwdziwe.Potem znalaz³am siê z powrotem w pokoju, chocia¿ nie wiedzia³am, jak to siêda³o.Florinda wypowiedzia³a jakiœ komplement pod adresem mojej umiejêtnoœciœnie-ma.Nie zwraca³am wiêkszej uwagi na jej pochwa³y, gdy¿ zainteresowa³a mniesterta koców pod œcian¹.Nie zauwa¿y³am jej po przebudzeniu, a jednak by³ampewna, ¿e ju¿ j¹kiedyœ widzia³am.Uczucie spokoju zniknê³o szybko, kiedy próbowa³am sobie przypomnieæ, gdziewidzia³am te koce.Moja udrêka wzros³a.Nie wiedzia³am ju¿, czy jestem w tymsa-srym domu, do którego przyjecha³am wieczorem z Isidoro Baltazarem, czy te¿ wja-tómœ innym miejscu.* – Czyj to pokój? – spyta³am.– 1 kto mnie opatuli³ w to ubranie? –Przerazi³am siê dŸwiêku w³asnego g³osu.Florinda pog³aska³a mnie po g³owie i ³agodnym, cichym g³osem odpar³a, ¿e na*Kie to mój pokój.I ¿e mnie opatuli³a, bym nie zmarz³a.Wyjaœni³a, ¿e pustyniajest B*odnicza, zw³aszcza noc¹.Przygl¹da³a mi siê z tajemniczym wyrazem twarzy, jakby mia³a na myœli równie¿co*nego.A to mnie zaniepokoi³o, gdy¿ w jej s³owach nie znalaz³am ¿adnej aluzjido tego, 9 czym mog³a myœleæ.Moje myœli p³ynê³y bez celu.Dosz³am do wniosku,¿e kluczowym s³owem jest pustynia.Nie wiedzia³am, ¿e dom czarownic znajdowa³siê na pustyni.**Zyjechaliœmy tu tak klucz¹c, ¿e nie uda³o mi siê dok³adnie okreœliæ po³o¿eniadomu.*r – Czyj to dom, Florindo? – spyta³am.* NajwyraŸniej zmaga³a siê z jakimœ g³êbokim problemem, bo wyraz jej twarzy*8ha³ siê miêdzy zamyœleniem a trosk¹.^ – Jesteœ w domu – odpar³a w koñcu, g³osem pe³nym uczucia.Zanim j ednakzd¹¿y*** Jej przypomnieæ, ¿e nie odpowiedzia³a na moje pytanie, ruchem rêkida³a mi znak,*^n milcza³a i wskaza³a na jak¹œ postaæ w drzwiach.Coœ zaszepta³o w mroku na zewn¹trz.Móg³ to byæ wiatr i liœcie, ja jednakwiedzia³am, ¿e nie jest to ¿adne z nich.DŸwiêk ten by³ koj¹cy, znajomy,nasun¹³ mi na myœl piknik.A zw³aszcza s³owa Mariano Aureliano: “Zdmuchnê ciêtak jak innych, do osoby, która teraz znajduje siê w posiadaniu mitu".S³owa te zadŸwiêcza³y mi w uszach.Odwróci³am siê myœl¹c, ¿e mo¿e MarianoAureliano wszed³ do pokoju i powtarza je na g³os.Florinda kiwnê³a g³ow¹.Czyta³a w moich myœlach.A jej wzrok, utkwiony we mnie,zmusza³ mnie, bym zaakceptowa³a swoje rozumienie jego s³Ã³w.Na pikniku niezastanawia³am siê zbytnio nad jego stwierdzeniem, by³o dla mnie zbytabsurdalne.Teraz tak bardzo by³am ciekawa, kim naprawdê s¹ “pozostali", ¿e niemog³am pozwoliæ, by mi umkn¹³ temat rozmowy.– Isidoro Baltazar mówi³ o jakichœ ludziach, którzy z nim pracuj¹ – zaczê³amostro¿nie.– Powiedzia³, ¿e zostali mu powierzeni i ¿e jego œwiêtym obowi¹zkiemjest im pomóc.Czy oni zostali do niego.zdmuchniêci? – spyta³am z wahaniem.Florinda potakuj¹co pokiwa³a g³ow¹, a na jej ustach zaigra³ lekki uœmieszek,jakby wahanie, z jakim wypowiedzia³am s³owo “zdmuchniêci", by³o czymœzabawnym.– Stary nagual zdmuchn¹³ ich do nowego naguala.To kobiety i s¹ do ciebiepodobne.– Podobne? – spyta³am niepewnie.¯a³owa³am, ¿e tak bardzo mnie absorbowa³yintryguj¹ce zmiany mojego nastroju i uczuæ wobec Isidoro Baltazara podczaspodró¿y i ¿e nie zwraca³am wiêkszej uwagi na to, co mi opowiada³ o swoimœwiecie.– W jaki sposób te kobiety s¹ do mnie podobne? – spyta³am, po czym doda³am: –Znasz j e?– Widzia³am je – powiedzia³a niezobowi¹zuj¹co.– Ile kobiet zosta³o zdmuchniêtych do Isidoro Baltazara? – spyta³am ze Ÿleukrywanym niezadowoleniem.A jednak sama myœl o nich by³a jednoczeœnieekscytuj¹ca i niepokoj¹ca.Florindê najwyraŸniej rozbawi³a moja reakcja.– Parê.I nie przypominaj¹ ciê w sposób fizyczny, a jednak s¹ do ciebiepodobne.Chcê przez to powiedzieæ, ¿e s¹ podobne do siebie nawzajem tak jak jajestem podobna do swoich towarzyszy-czarowników – wyjaœni³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl