[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.”Przypomniałem sobie tę scenę wyraźnie, jej słowa, jej spojrzenie i moje absolutne niedowierzanie.Przypomniałem sobie również, że nie uchroniło mnie ono od chwilowego uczucia oburzenia na tę niezachwianą intencję dokonania zdrady, która miała być kolejnym krokiem ku odziedziczeniu Ziemi.Odrzuciłem wtedy cały ten pomysł, a tu oto zjawił się przede mną w całej okazałości i z wszystkimi konsekwencjami.Callanowi pokazano rzeczy, których nie miał widzieć, on zaś napisał prawdę, tak, jak ją zobaczył.Artykuł nie był niczym nadzwyczajnym, ale Callan został wysłany pod akompaniament fanfar de Merscha.Callan był człowiekiem, któremu można wierzyć.Zwolennicy de Merscha powiedzieli w istocie: „Jeśli on nas potępi, wówczas jesteśmy potępieni.” A teraz potępienie nadeszło.Oznaczało ono ruinę, tak sobie, przynajmniej wyobrażałem, wszystkich osób, które w ciągu tego roku mego życia poznałem, dla których pracowałem, które widziałem lub o których słyszałem.Była to ruina dla Foxa, Churchilla, dla ministrów, dla ludzi, którzy rozmawiali w wagonach kolejowych, dla kupców i dla rządu, zagrażało to instytucjom, które były naszą więzią z przeszłością i gwarancją na przyszłość.Wszystko, w co wierzyłem i co szanowałem, zależało teraz od ujawnienia straszliwego oszustwa, a ujawnienie prawdy było w moim ręku.Tej nocy powierzona mi została potęga prasy.Ludzie czekali na oświadczenie.Ostatnim atutem de Merscha była jego filantropia, jego wzorowe państwo i szczęśliwi tubylcy.Podłoga pod moimi stopami drżała od huku maszyn drukarskich.Cały budynek wibrował, jak by ziemia się trzęsła.Byłem sam na sam z tym, co wiedziałem.Czy ona wiedziała o tym? Czy to ona powierzyła mi władzę? Ale byłem sam i byłem wolny.Wziąłem korektę i zacząłem ją czytać, przechylając stronice ku światłu.Było to fanatyczne oskarżenie, ale pod żałosną retoryką wyczuwało się szczere oburzenie i ból.Oto potworne szczegóły okrucieństwa wobec ludzi nieszczęśliwych, bezbronnych i bezsilnych, oto obnażona została chciwość i egoizm.Ale najpotworniejsze było ukazanie bez maski fałszerstw, które kryły się pod słowami od wieków pobudzającymi ludzi do szlachetnych uczynków, do poświęcenia, do bohaterstwa.Przerażało nagłe odkrycie, że wszystkie te odwieczne pojęcia honoru, chwały, sumienia użyte zostały do utrzymania gigantycznego i okrutnego fałszerstwa.Kłamstwo rozrastało się po kryjomu, przeżarło doszczętnie wiarę i przekonania, które wspierały nas w naszej drodze od przeszłości ku przyszłości.Stary ład mógł: istnieć lub zginąć, to już było bez znaczenia, został napiętnowany jako oszustwo.Zrozumiałem to wszystko z jasnością i siłą objawienia.Dostrzegłem to, jak bym przez rok był pogrążony we śnie i został obudzony, by ujrzeć prawdę.Zrozumiałem wszystko, zrozumiałem jej zamiary.Cóż miałem teraz począć? Niepostrzeżenie owładnęło mną zdenerwowanie.Bębniłem palcami o trzymany w ręku cieniutki kawałek papieru.- Głupia sprawa - mówił Soane.Przyglądał mi się stojąc przy otwartej szafie.- A ja w dodatku dosoliłem porządnie.- Głowę wsunął do szafy i stamtąd dochodził mnie jego głuchy głos.Wyciągnął dużą butelkę z szyjką owiniętą złotą folią.- Pokrzyżuje to jutro czyjeś plany - powiedział bardzo, głośno - nie sądzi pan?Jego głos podziałał na mnie jak lekkie wstrząśnięcie probówką, zawierającą przygotowane zawczasu chemikalia.Skrystalizowały się z cichym trzaskiem.Wszystko nagle stało mi się jasne.Zrozumiałem, że cała powikłana intryga zależna jest od tego, co uczynię w ciągu najbliższych paru minut.Ode mnie teraz zależało, czy wyciągnę rękę w kierunku guzika na ścianie, czy też pozwolę, by cały świat, „.by rzetelność.tego rodzaju rzeczy.”, jak to ona powiedziała, przestały istnieć.Hałas maszyn działał jak utajone zdenerwowanie.Mogłem je zatrzymać lub nie.Wszystko zależało ode mnie.Wszystkich miałem w ręku, byli zupełnie mali.Jeśli nie przerwę, będą skończeni i zacznie się nowa era.Soane wydostał parę wysmukłych kielichów.Zadzwoniły, gdy w dalszym ciągu szukał czegoś w szafie.- No i co? - pytał - mocno napisane, prawda? Powinno trochę ruszyć niejednego ze zwolenników, co? Ustawa wchodzi jutro na wokandę.przypuszczam, że to jej pomoże.- Szukał zaciekle korkociągu.Tak, właśnie o to idzie, „ruszy niejednego ze zwolenników” i da Gurnardowi doskonałe usprawiedliwienie.Wiedziałem, że Churchill bronić będzie swojej linii, zdrowej polityki.Ale wielu z tych, którzy trzymali się Churchilla, teraz odpadnie, a Gurnard oczywiście poprowadzi ich do nowego zwycięstwa.Był to wyrok.Callan wyjechał jako przedstawiciel pod akompaniament werbli.A tu oto było jego sprawozdanie, krzyk.Jeśli rozlegnie się nad dachami domów, jeśli ja do tego dopuszczę, wówczas żegnaj zdrowsza polityko i Chuirchillu.Nie miało to żadnego znaczenia, że Churchill reprezentował zdrowszą politykę, ponieważ w całym narodzie nie było nikogo dostatecznie zdrowego, by to zrozumieć.Wszyscy domagali się czystych rąk na wysokich stanowiskach, a tu oto był dostateczny kryminalny werdykt potępiający de Merscha; i de Merscha, bez względu na taką czy inną politykę, trzeba będzie, że tak powiem, zlynczować.Tego właśnie pragnęła ona, a na całym świecie ona była jedyną rzeczą, której pożądałem.Jeśli pokrzyżuję jej plany, wówczas.cóż ona wówczas zrobi? Spojrzałem na Soane’a.- Co się stanie, jeśli zatrzymam teraz maszyny? - zapytałem.Soane wkręcał korkociąg między druty butelki szampana.To było straszliwe, niczego poza nią nie widziałem na świecie.Cóż zresztą innego było na świecie? Wino? Światło słoneczne? Wiatr na wrzosowiskach? Honor! Mój Boże, czym był dla mnie honor, gdy nie widziałem świata poza nią! Czyż honor, wino, słońce lub wiatr mogą dać mi to, co ona mogłaby mi dać? Niech je diabli wezmą!- Co się stanie, gdy co? - powtarzał ze złością Soane.- Przeklęty drut.- Ach nic, myślałem o czymś - odpowiedziałem mu.Drut pękał z cichym trzaskiem.Soane zaczął wyciągać korek.Czyż miałem dopuścić, by ominęło mnie światło, dla jakiegoś.na przykład Foxa, który mi zaufał? Niech diabli wezmą Foxa i to, czego, on bronił.Rzetelność, wielkość i duch przeszłości, z którego wywodzi się moje sumienie i sumienia milionów śpiących teraz ludzi, kobieta na wystawie drobiu wraz z jej chłopami i sklepikarzami.Niech to wszystko diabli wezmą.Soane podał mi pełny kielich.Zdawało, mi się, że z nieskończoności wynurza się jakaś zapomniana postać.Usiadłem przy biurku naprzeciwko niego.- Diabelnie dobry pomysł - powiedział nagle - zatrzymać te przeklęte maszyny i nabrać Foxa.On na pewno knuje jakieś szatańskie intrygi.Na Jowisza, z przyjemnością poczęstowałbym go nożem, przysięgam! A potem szmyrgnąć wszystko i wyjechać, i wyjechać na jakieś wyspy na Pacyfiku.Mam już po uszy tego życia, tego sobaczego życia.Można było zrobić kupę forsy, gdyby się wiedziało, że ten krach nadejdzie, ale gdzie mnie tam do samego środeczka tych spraw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]