[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekał na nią Mulder.Aż za dobrze znała to przygnębione spojrzenie.Stał z rękami w kieszeni brązowego palta.Na jego twarzy malował się ból.Przecisnęła się między lekarzami, pielęgniarkami, pacjentami i zakonnicami, by do niego dołączyć.Para usunęła się pod ścianę.Stali i patrzyli sobie w oczy tak, jak potrafią tylko nieznajomi lub zakochani.- Wiem - odezwał się nieśmiało i przepraszająco - wolałabyś, żebym się nie mieszał.Wzięła go za rękę.Coś zmiękło w jego twarzy.Zamknął oczy.Mulder, Mulder.Wydawał się wycieńczony w każdy możliwy sposób: fizycznie, emocjonalnie, duchowo.- Już dobrze - szeptała czule - Mulder, już dobrze.Uśmiechnął się kwaśno, choć niemal niewidocznie.- Chyba jestem trochę zmęczony.I mocno skołowany.Jakim cudem tak się to potoczyło?Kiwnęła głową, całując go.- I jak szybko się to potoczyło.Wiesz już o Dakocie Whitney?- Wiem.Słyszałam, - Jej uśmiech był ciepły i oddany, choć zdawała sobie sprawę, że niewiele pomoże.- Dzwoniłam.- Wyłączyłem komórkę na jakiś czas.- Pokręcił głową.- Prawie go miałem, Scully.Ten podejrzany, ten cały Janke.- Wszystko mi powiedzieli - ścisnęła mu dłoń.- Nie zmuszaj się, by przeżywać to raz jeszcze.- Jak mogliśmy ją stracić?Zwiesił głowę.Wiedziała, jak bardzo Mulder starał się utrzymywać emocje za chłodną fasadą, zdawała sobie jednak też sprawę, że cierpi przede wszystkim dlatego, że zadręczał się tym, co z przekonaniem uważał za swoją winę.- Monica Bannan nie żyje - westchnął i znów pokręcił głową.- Myślałem, że dobrze nam idzie, Scully.Dopiero po chwili zrozumiała, że przez „nam" rozumiał „Mulderowi i Whitney", a nie „Mulderowi i Scully".Poczuła ukłucie irracjonalnej zazdrości i natychmiast się zawstydziła.- Wiem.- Pocieszyła go i zabrała rękę.Wrócili do przykrej rzeczywistości.Mulder przełknął ślinę i wyciągnął rękę z rulonikiem kartek.Scully rozpoznała kserokopie zdjęć podejrzanych.- Przyszedłem zobaczyć się z ojcem Joem - wyjaśnił.- Chcę go zapytać o tych mężczyzn.Zalała ją fala rozczarowania.- Wciąż chcesz mu wierzyć?Patrzył na nią bez słowa, lecz tym spojrzeniem jakby przyznawał jej rację.Tylko pomyśleć, że to ona go w to wciągnęła, choć opierał się ze wszystkich sił.Musiała mu coś powiedzieć.- Powinieneś wiedzieć, że zdiagnozowano u niego nieuleczalną chorobę - raportowała zwięźle.- Joseph Crissman ma zaawansowanego raka szpiku kostnego.Mulder zmrużył oczy.Po chwili na jego twarz wrócił wyraz pozornej pustki, świadczący o zdecydowaniu.- I tak muszę z nim porozmawiać - odrzekł.- Muszę mieć pewność.Scully nie mogła mu tego odmówić, choć nie zmieniła zdania w tej kwestii.- Musisz mieć pewność, że jest nie tylko zboczeńcem, ale także kłamcą?Posłał jej puste spojrzenie.- No dobra - odparła i wyciągnęła rękę po kserówki.- Daj mi to.W takim razie ja go zapytam.- Dobrze.Chciałbym ci towarzyszyć.Kiwnęła głową i ruszyła korytarzem.Mulder za nią.Na oddziale onkologicznym wśród kilku innych pacjentów i przemykających w milczeniu pielęgniarek ojciec Joe w szpitalnym łóżku wyglądał na słabowitego i znacznie starszego.Zupełnie jakby atak, którego Scully była świadkiem, dołożył mu wiele lat.Gdy zbliżyła się z Mulderem, duchowny wyglądał, jakby spał.Otworzył jednak oczy, gdy stanęli przy jego łóżku.- Ojcze Joe - przywitała się cicho Scully.Wzrok byłego duchownego powędrował jednak wprost ku Mulderowi.- Uwierzyłbyś, że myślałem o tobie? - zapytał.Mulder skinął głową na potwierdzenie, zupełnie jakby dokładnie czegoś takiego należało spodziewać się z ust starego pacjenta.- Miałem wizję, która mogłaby cię zainteresować - podparł się na łokciu.- Widziałem mężczyznę.Mówił w obcym języku.Mulder ukradkiem zerknął na Scully, która odpowiedziała mu spojrzeniem pełnym wątpliwości.W końcu rozwinęła jedną z kserokopii i pokazała ją rozmówcy.- Czy to może ten mężczyzna?Oczy ojca Joego zapłonęły, gdy studiował grubo ciosaną twarz Janke Dacyszyna.- Tak! To ten człowiek.Czy to przedstawienie nigdy się nie skończy?- Wielkie nieba! Skąd wiedzieliście?- Uważamy, że ten osobnik uprowadził Monicę Bannan, agentkę FBI.i Cheryl Cunningham, drugą kobietę, którą ojciec ponoć widział.Możliwe, że porwał znacznie więcej kobiet.A pomagał mu ten mężczyzna.Pokazała byłemu księdzu zdjęcie szefa Służby Transportu Organów, Franza Tomczeszyna.Ojciec Joe wpatrywał się w nie dłuższą chwilę.Studiował fotokopię tak intensywnie, że gdyby nie tragizm całej sytuacji, Scully wybuchłaby śmiechem.- Przykro mi.Nie wiem kto to jest - stwierdził po dłuższej chwili.Scully czuła, iż dowiodła swoich racji.Oszustwo klechy rzucało się w oczy.Nie miała jednak poczucia satysfakcji.Źle jej było z myślą, że rzuca Mulderowi kłody pod nogi.Partner spoglądał na nią, najwyraźniej wyczuwając jej niecierpliwość.- Jest ojciec pewien? - drążył Mulder.- Może ojciec zna go z przeszłości, a nie ze swoich wizji?Rozmówca pokręcił głową.- Jestem prawie pewien, że nie znam tego człowieka.Mulder wpatrywał się w ojca Joego, ewidentnie pragnąc uczciwej odpowiedzi z ust byłego księdza.Scully postanowiła położyć kres tym podchodom.- A ja jestem pewna, że ojciec go zna - stwierdziła lakonicznie.Stary pacjent odwrócił się do Scully, niby zdumiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl