[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieodrzuci³ tego zaproszenia, lecz zacz¹³ dok³adniej ogl¹daæ domy i mieszkania.Imbli¿ej siê im przygl¹da³, tym jaœniej widzia³, ¿e nie by³y takimi oazamispokoju, jak mu siê wydawa³o na pocz¹tku.W ka¿dym po kolei odkrywa³ oznakigwa³tu, który dopiero co mia³ tam miejsce.Czasami by³o to tylko przewróconekrzes³o lub œlad na pod³odze tam, gdzie obcas buta poœlizgn¹³ siê w ka³u¿ykrwi, gdzie indziej œlady ukazywa³y siê znacznie bardziej dobitnie.Zakrwawionym³otek le¿a³ wœród roz³o¿onych na stole gazet.Odkry³ pokój, w którym zerwanopod³ogê; obok dziury le¿a³y podejrzanie b³yszcz¹ce paczki zapakowane w czarn¹foliê.W innym sta³o roztrzaskane lustro, a gdzieœ jeszcze, ko³o kominka, wktórym ci¹gle p³on¹³ ogieñ, le¿a³a sztuczna szczêka.Wnêtrza te by³y scen¹ morderstwa.Ofiary znik³y - byæ mo¿e maj¹ swoje miasto,pe³ne pomordowanych dzieci i pozabijanych przyjació³ — zostawiaj¹c miejscazamar³e w czasie, takie, jakimi by³y w tej pierwszej, szalonej chwili podokonaniu zbrodni.Cleve szed³ ulicami - turysta doskona³y - i ogl¹da³ kolejnesceny, rekonstruuj¹c w myœlach godziny, które poprzedza³y to, co widzia³ terazsztuczne i zamar³e w czasie.Tutaj zginê³o dziecko; jego ³Ã³¿eczko le¿a³oprzewrócone.Tutaj ktoœ zabi³ kogoœ we œnie;poduszka by³a zakrwawiona, a na dywanie dostrzeg³ siekierê.Czy wiêc by³o tomiasto przeklêtych? Czy mordercy musieli spêdzaæ jak¹œ czêœæ wiecznoœci (a byæmo¿e ca³¹ wiecznoœæ) w pokoju, w którym dokonali morderstwa?Mieszkañców nie dostrzeg³, choæ logika wskazywa³a, ¿e musz¹ byæ gdzieœ blisko.Czy¿by dano im zdolnoœæ niewidzialnoœci, by mogli siê uchroniæ przed oczamiwœcibskich, œni¹cych turystów, takich jak on? Czy te¿ p³yn¹cy w tym „nigdzie"czas zmieni³ ich tak, ¿e nie byli ju¿ istotami z krwi i cia³a, lecz stali siêczêœciami swych cel; krzes³em, figurk¹ z porcelany? Nagle przypomnia³ sobiespotkanego na granicy mê¿czyznê w niedzielnym garniturze, z rêkamiociekaj¹cymi krwi¹.Mê¿czyzna poszed³ na pustyniê.I nie by³ niewidzialny.-Gdzie jesteœcie? - zapyta³, stoj¹c na progu groŸnie wygl¹daj¹cej kuchni; drzwipiekarnika by³y otwarte, w zlewie le¿a³y naczynia, lecia³a na nie woda.-Poka¿cie siê!K¹tem oka dostrzeg³ jakiœ ruch; odwróci³ siê i spojrza³ w stronê drzwi.Dostrzeg³ mê¿czyznê.Zorientowa³ siê, ¿e by³ on tu przez ca³y czas, lecz sta³siê tak doskona³¹ czêœci¹ pokoju, ¿e nie sposób go by³o dostrzec, póki nieporuszy³ oczami i nie skierowa³ wzroku na Cleve'a.Cleve drgn¹³, myœl¹c zniepokojem, ¿e w ka¿dym z pokojów, do których do tej pory zajrza³, znajdowa³siê najprawdopodobniej jeden lub wiêcej morderców, a wszyscy nieruchomi iprzez to nie do odkrycia.Kiedy zorientowa³ siê, ¿e zosta³ zauwa¿ony, mê¿czyznawyszed³ z ukrycia.By³ w póŸnym œrednim wieku i zaci¹³ siê rano przy goleniu.- Kim jesteœ? - zapyta³.- Widzia³em ciê ju¿ wczeœniej.Przechodzi³eœ têdy.Mówi³ cicho i smutno.Cleve pomyœla³, ¿e wcale nie wygl¹da na mordercê.- Jestem tylko goœciem - powiedzia³ mê¿czyŸnie.- Tu nie przychodz¹ goœcie — odpar³ mê¿czyzna.- Tylko przyszli mieszkañcy.Cleve zmarszczy³ czo³o, próbuj¹c rozszyfrowaæ jego intencje.Lecz we œniemyœla³ powoli i nim zdo³a³ odgadn¹æ zagadkê tych s³Ã³w gospodarza, zabrzmia³ynowe s³owa.- Czy ja ciê znam? Mam wra¿enie, ¿e ci¹gle zapominam coœ nowego.To bez sensu,prawda? Jeœli zapomnê, nigdy st¹d nie wyjdê, prawda?- Wyjdê? - powtórzy³ Cleve.- Zamieñ siê ze mn¹ - powiedzia³ mê¿czyzna, poprawiaj¹c perukê.- I dok¹d pójdziesz?- Z powrotem.Zrobiæ to jeszcze raz.Mê¿czyzna przeszed³ przez pokój i podszed³do Cleve'a.Wyci¹gn¹³ rêce, obracaj¹c je d³oñmi do góry.D³onie mia³poparzone.- Mo¿esz mi pomóc - powiedzia³.- Mogê za³atwiæ interes z najlepszymi z nich.- Nie rozumiem.Mê¿czyzna by³ najwyraŸniej pewien, ¿e pad³ ofiar¹ blefu.Jego górna warga, nadktór¹ tkwi³ przyczerniony w¹sik, skurczy³a siê.- Ale¿ rozumiesz.Doskonale rozumiesz.Oczywiœcie chcesz siê sprzedaæ, tak jakwszyscy.Temu, kto daje najwiêcej.Kim jesteœ, zawodowym morderc¹?Cleve potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Ja tylko œniê - odpar³.Mê¿czyzna nagle spokornia³.- B¹dŸ mi przyjacielem - poprosi³.- Nie mam tu ¿adnych wp³ywów, nie tak, jakinni.Wiesz, niektórzy przychodz¹ tu i nie ma ich ju¿ po kilku godzinach.Prawdziwi zawodowcy.Za³atwiaj¹ to sobie z góry.Ale ja? Ja pope³ni³em zbrodniêw afekcie.Przyby³em tu nieprzygotowany.Zostanê, póki nie ubijê interesu.Proszê, b¹dŸ mi przyjacielem.- Nie mogê ci pomóc.- Cleve nie by³ nawet pewny, o co w³aœciwie prosi go tenmê¿czyzna.Zabójca skin¹³ g³ow¹.- Jasne, ¿e nie.Nie spodziewa³em siê.Odwróci³ siê ty³em do Cleve'a i podszed³ do piekarnika.Ciep³o, które z niegobi³o, stworzy³o w powietrzu mira¿ chochlika.Nawet na niego nie patrz¹c,morderca po³o¿y³ poparzon¹ d³oñ na drzwiczkach i zamkn¹³ je.Otworzy³y siêprawie natychmiast.- Czy wiesz, jaki mi³y jest zapach palonego miêsa? - powiedzia³ i znówspróbowa³ zamkn¹æ piekarnik.- Nikt nie powinien mnie obwiniaæ! Doprawdy!Cleve przesta³ ws³uchiwaæ siê w ten be³kot.Jeœli nawet by³ w nim jakiœ sens,to i tak najprawdopodobniej nie warto go teraz dochodziæ.Ca³a ta gadanina ozamianie i o ucieczce z miasta, to wszystko przekracza³o jego zdolnoœæpojmowania.Poszed³ dalej, choæ nie mia³ ju¿ ochoty zagl¹daæ do wnêtrz domów i mieszkañ.Zobaczy³ wszystko, co chcia³ zobaczyæ.Z pewnoœci¹ zbli¿a³ siê ju¿ ranek ilada chwila na korytarzu zadzwoni dzwonek.Pomyœla³, ¿e móg³by nawet sam siêobudziæ, ¿e to wystarczy na jedn¹ noc.Kêdy tylko ta myœl przemknê³a mu przez g³owê, dostrzeg³ dziewczynkê.Sta³a nanajbli¿szym skrzy¿owaniu i mia³a siedem, mo¿e osiem lat.Nie mog³a byæmorderczyni¹.Cleve ruszy³ w jej kierunku.Zawstydzona, a mo¿e powodowana mniejniewinnym uczuciem, dziewczynka skrêci³a w prawo i zaczê³a biec.Pobieg³ zani¹.Nim znalaz³ siê na skrzy¿owaniu, ma³a by³a ju¿ daleko i nadal ucieka³a wg³¹b ulicy.Nie zniechêci³ siê.Jak to bywa, kiedy œni siê taki poœcig, douciekaj¹cego stosowa³y siê inne prawa fizyki ni¿ do goni¹cego.Dziewczynkabieg³a lekko, a Cleve przedziera³ siê przez powietrze z najwiêkszym trudem,jakby bieg³ w beczce z miodem.Nie zatrzyma³ siê jednak, lecz bieg³ tam, dok¹dgo prowadzi³a.W prêdce oddali³ siê od tego fragmentu miasta, który zna³, itrafi³ do labiryntu podwórek i alejek; wszystkie, jak przypuszcza³, by³y kiedyœœwiadkami rozlewu krwi.Inaczej ni¿ na g³Ã³wnych ulicach, w tym getcie' nieby³o ¿adnych okreœlonych ca³oœci, lecz wyrwane z rzeczywistoœci fragmenty:kawa³ek trawnika, bardziej czerwonego ni¿ zielonego, rusztowanie, z któregojeszcze stercza³ w¹¿, kopczyk ziemi.I, w koñcu, normalna œciana.Dziewczynka doprowadzi³a go do œlepego zau³ka i znik³a, zostawiaj¹c go sam nasam ze zwyk³ym, ceglanym, zaniedbanym murem.By³o w nim tylko jedno ma³eokienko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]