[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I przez ten cały czas pracuje jako pilot na rzece.Przez te wszystkie lata nigdy nie zawiódł żadnego ze swoich klientów.Nigdy nie ugrzązł na mieliźnie ani nie rozbił się na skale.- Skąd możemy to wiedzieć? - dopytywała się Sken.- Młody pan ma dar odkrywania prawdy - stwierdził River.- Ponieważ jest tutaj - odparła Patience.- Gdyby choć raz zawiódł swego klienta, słój zostałby rozbity, a głowa wrzucona do rzeki.Sken przyglądała się Patience pałającym wzrokiem, ale nic nie powiedziała.A potem ruszyła wzdłuż nabrzeża, przyglądając się uważnie kolejnym łodziom jeszcze sceptyczniej niż poprzednio.- Jesteś mądry - powiedział River.- Mam nadzieję, że wśród stu synów, jakich spłodziłem, kiedy jeszcze mogłem to robić, znalazł się przynajmniej jeden tak hojnie obdarowany przez naturę, tak inteligentny i tak.- Bogaty.-.jak wasza miłość.Chociaż życzyłbym sobie syna z mocniejszym zarostem.- Tak jak syn wolałby, by jego ojciec miał więcej członków.River zachichotał.Śmiech brzmiał nienaturalnie, ponieważ pochodził wyłącznie z ust.- Obojgu nam czegoś brakuje.Trudno temu zaprzeczyć.- Kiedy przyjdzie twój właściciel? - zapytała Patience.- Gdy wyślę po niego małpę.- Więc ją wyślij.- I stracę możliwość rozmowy z takim sympatycznym młodym kawalerem? Miałem w swoim łożu kilku takich chłopaczków i zaręczam, że każdy z nich mi potem dziękował.- W takim razie ja dziękuję, że zanim mnie spotkałeś, straciłeś to, czego mógłbyś użyć w łożu.River mrugnął okiem.- Nic cię nie szokuje, co?- W każdym razie nic, co mieszka w słoju - powiedziała Patience.- Poślij małpę.Jeśli chcesz rozmawiać, mogę czytać z twoich warg.River wydał trzy ostre dźwięki.Patience zdała sobie sprawę, że do tego nie potrzebował powietrza.Małpa w jednej chwili puściła miech i wspięła się na wysokość ust głowy.Przycisnęła czoło do szklanej powierzchni słoja tuż przy twarzy Rivera.Nastąpiły kolejne jazgotliwe dźwięki, kląskanie językiem, ruchy warg, po czym małpa zeskoczyła na nabrzeże i wmieszała się w tłum.River jeszcze raz kląsknął i tym razem odleciał sokół.Patience stała, odczytując z ust Rivera dowcipy i historie, które jej opowiadał.Przyglądała mu się przy tym uważnie.Przez cały czas czuła również wołanie Spękanej Skały.Chodź szybciej, potrzebuję ciebie, kochasz mnie, będę cię miał.Wołanie nie układało się w słowa, bo to nigdy nie były słowa, tylko pragnienia.Biegnij do mnie, już, natychmiast.Głowa o imieniu River paplała i paplała.Im dłużej Patience jej się przyglądała, tym mniejsze widziała podobieństwo do ojca.To dobrze.Nie chciała myśleć o ojcu.***Kiedy znaleźli się już na wodzie, Sken poczuła się wreszcie w swoim żywiole, co dała wszystkim odczuć.Nie przeszkadzały jej nawet polecenia, które wymrukiwał River wiszący w słoju na maszcie przy kole sterowym.Kiedy udowodnił, że zna rzekę, z chęcią stosowała się do jego poleceń.Sterowanie należało do pilota - o wszystkim innym na łodzi decydowała Sken.Pozostawiła w spokoju tylko Angela, który nie dręczony wybojami drogi, leżał wreszcie wygodnie.Pozostałych zaganiała bez przerwy do żagli i wioseł.Szczególną przyjemność sprawiało jej rozkazywanie Reck i Ruinowi, a najbardziej wysyłanie ich na maszt, by poprawiali dwa żagle.Przyglądała się z nie ukrywanym zadowoleniem ich twarzom, kiedy wisieli nad wodą, wykonując zlecenie.Nie mieli lęku wysokości, nie unikali też pracy.Tylko sama woda sprawiała, że czuli się nieswojo.Trzeba jednak przyznać Sken, że nie nadużywała swojej władzy.Jak każdy dobry kapitan wiedziała, że geblingi będą jej słuchać tylko dopóty, dopóki jej polecenia miały sens.Patience również wykonywała swoją część pracy.Na początku Sken nie potrafiła wydawać jej poleceń, ale gdy Patience nie miała nic do roboty, sama przychodziła i prosiła o przydzielenie jakiegoś zajęcia, aż wreszcie Sken nauczyła się wyszczekiwać do niej rozkazy z równą łatwością jak do innych.Patience przyjmowała z wdzięcznością każde zadanie, które wymagało od niej skupienia umysłu.Zew Spękanej Skały nie milkł ani na chwilę, ale łatwiej go znosiła, gdy była czymś zajęta.Spędzała więc czas na porządkowaniu lin, wciąganiu lub spuszczaniu żagla.Kiedy River nakazywał im płynąć w górę rzeki, sterowała, lawirując pomiędzy wirami, by utrzymać wiatr w żaglach, a w razie potrzeby siadała też przy wiosłach lub łapała się za pagaj, przepychając łódź przez kanał.To było ciężkie, ale aktywne życie i Patience pokochała rzekę, ponieważ przynosiła jej ukojenie, a poza tym podobał jej się taki styl życia.Kiedy przyglądała się teraz Sken, rozumiała, skąd brała się szorstkość kobiety.Rzeka nie obchodziła się z nią delikatnie.Choć Sken była rzeczywiście dobrym kapitanem, zdarzało jej się również popełniać błędy.Po kilku dniach Patience zauważyła, jak bezlitośnie tyranizuje ona Willa, głównie dlatego, że jej na to pozwalał.Musieli bez wątpienia ważyć tyle samo, a on znacznie przewyższał ją wzrostem.Wręcz komicznie wyglądało, kiedy widziało się go ciągnącego linę albo wlokącego coś z górnego pokładu na dolny lub odwrotnie, kiedy jego potężne mięśnie napinały się jak postronki, a gruba kobieta obrzucała go przekleństwami.Biedny Will, myślała Patience.Poznaje wszystkie złe strony małżeństwa, a żadnej dobrej.Ale znosił wymyślania dobrze, jakby mu wcale nie wadziły.Stało się to częścią życia na łodzi.Patience nie wtrącała się.Był wczesny ranek.Will wyciągał kotwicę, a Reck wciągała żagiel.Ruin siedział w łodzi, spoglądając ponuro przed siebie.Sken wysłała Patience, by zaknagowała linę, którą Reck ciągnęła w dół.W ten sposób znalazła się koło Ruina, który nie pracował na tej wachcie.Zobaczyła, jak się wzdrygnął, kiedy podeszła bliżej.- Czy aż tak silnie odczuwasz głos, który mnie woła? - zapytała.Przytaknął, ale nie patrzył na nią.- Kto to jest ten Nieglizdawiec?- Nieglizdawiec.On.- Ale jak wygląda?- Nikt nigdy go nie widział.- Skąd pochodzi?- Wyszedł z tego samego łona, co geblingi.To był oczywiście język religii i Patience momentalnie zrozumiała znaczenie tych słów.- W takim razie on jest geblingiem?- Może nim być.- Ruin wzruszył ramionami.- Ale posiada większą moc niż jakikolwiek gebling.I nienawidzi nas.Tyle tylko o nim wiemy.- Podniósł powoli rękę i wskazał na rzekę.- Ta woda - on zatruwają swoją nienawiścią, by skuwała strachem nasze serca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]