[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bulpo i Pulbo, dwaj uczeni ogrodnicy spoœród piêciu, których pan Lewkonikzaprosi³ na wieczór, czekali ju¿ z bukietami kwiatów dla panienLewkonikówien.Pozostali trzej mieli tego dnia nocny dy¿ur.Hodowca ró¿ znalaz³ w królewskich ogrodnikach bratnie dusze i od razuprzyst¹pi³ do rozmów na temat alamakotañskiej botaniki, opisanej wnajnowszej pracy pana Kleksa pt."Alamakotanika".Dzie³o to ukaza³o siê wprzeddzieñ naszego przyjazdu do Alamakoty.Weronik przerwa³ im ciekaw¹ dyskusjê:- Panie Anemonie, myœlê, ¿e ci m³odzi panowie woleliby zabawiæ siê w jak¹œgrê towarzysk¹ z pañskimi córkami.Powiedzmy, w "weso³ego dozorcê".Albo w"myjmy schody".Albo w "zamiatanego".- Proponujê w "zamiatanego"! - zawo³a³ pan Kleks.Wobec tego Weronik przyniós³ miot³ê i zacz¹³ nas goniæ po wszystkichpokojach.Ten, kto da³ mu siê "zamieœæ", przejmowa³ miot³ê i z kolei goni³innych.Najzrêczniejszy okaza³ siê pan Lewkonik, który odbija³ siê odpod³ogi i unosi³ nad naszymi g³owami jak balonik.Zdoby³ najwiêksz¹ iloœæpunktów i dlatego wolno mu by³o wybraæ nastêpn¹ grê.- Œwietnie! - zawo³a³ rozbawiony pan Kleks.- Mo¿e zagramy w "trzywiewiórki"?Pan Lewkonik stan¹³ na œrodku pokoju, pocisn¹³ brodawkê na nosie i rzek³dumnie wypinaj¹c brzuch:- Mam propozycjê.Zabawmy siê teraz w "oœwiadczyny".Panowie wybieraj¹.- O, z takimi rzeczami to nie ma ¿artów - zauwa¿y³ Weronik.- Kto chce, ten ¿artuje, a kto chce, oœwiadcza siê na serio! - rzek³ weso³opan Kleks, pociesznie g³aszcz¹c brodê z góry na dó³ i z do³u do góry.Alojzy nie ruszy³ siê z miejsca.Zapewne wci¹¿ jeszcze uwa¿a³ siê zanarzeczonego Rezedy, chocia¿, ku memu zdziwieniu, nie wykazywa³ ¿adnegozainteresowania jej znikniêciem.Weronik nie odstawi³ miot³y, lecz kucaj¹c zabra³ siê z przyzwyczajenia dowymiatania kurzu z k¹tów pokoju.Pan Kleks nuci³ beztrosko jak¹œ piosenkê.Tylko pan Lewkonik wykazywa³wielkie podniecenie i nawo³ywa³:- Panowie! Bawimy siê! Panie czekaj¹ na oœwiadczyny!Wtedy Bulpo i Pulbo, uczeni ogrodnicy, stanêli na wysokoœci zadania.Jedenpodszed³ do Hortensji, drugi do Dalii, sk³onili siê przed nimi szarmancko ipowiedzieli równoczeœnie:- Piêkna pani, mam zaszczyt prursiæ ur twurj¹ rêkê.Jako bliŸniacy, byli do siebie bliŸniaczo podobni, tote¿ obie siostry niemia³y trudnoœci z wyborem.Grzecznie dygnê³y i zgodnie z ich ¿yczeniempoda³y im prawe r¹czki.- Brawo! - zawo³a³ pan Kleks.- Mamy ju¿ dwie pary.A co dalej, panieAnemonie?- Przepraszam - wmiesza³ siê Weronik - musimy wiedzieæ, czy oœwiadczynyodby³y siê na ¿arty, czy na serio?Zapad³o k³opotliwe milczenie.-Panno Hortensjo! - rzek³ wreszcie Bulpo - Pokocha³em pani¹ od pierwszegowejrzenia.To mo¿e œmieszne, ale my, wychowani wœród kwiatów, mówimy to,co czujemy.- A ja mówiê to, co myœlê - odrzek³a Hortensja.- Siostry œmiej¹ siê zemnie, ¿e myœlê g³oœno.Teraz te¿ zastanawiam siê, dlaczego pan wybra³w³aœnie mnie? Mo¿e dlatego, ¿e ¿ona, która rozmawia sama z sob¹, nie nudzimê¿a nadmiern¹ gadatliwoœci¹.Zapyta³am, odpowiedzia³am i wszystko jestjasne.- Kolej na pana - zwróci³ siê do Pulba Weronik, jako ¿e mia³ wrodzonezami³owanie do porz¹dku i nie lubi³ niewyraŸnych sytuacji.Pulbo zmiesza³ siê i t³umi¹c wstydliwy chichot, powiedzia³:- Panna Dalia.chi-chi.przepraszam.tak œlicznie kicha, ¿enaprawdê.chi-chi-chi.jestem oczarowany.Marzy³em o takiej ¿onie.chi-chi.przepraszam.Dajê s³owo.Chichot jego by³ tak zaraŸliwy, ¿e pan Kleks œmia³ siê do rozpuku.NawetAlojzy uœmiecha³ siê pó³gêbkiem.A Weronik na dowód zadowolenia z³apa³ obubraci naraz i podrzuci³ ich w górê jak parê szczeniaków.Jedynie pan Lewkonik zachowa³ nale¿yt¹ powagê.Uœciska³ bliŸniaków,przytuli³ do serca Hortensjê i Daliê, po czym rzek³ dr¿¹cym g³osem:- Spe³ni siê marzenie mojej kochanej Multiflory.Co najmniej dwie naszecórki wyjd¹ za m¹¿ za ogrodników.- Pa-ram-pam-pam! Pa-ram-pam-pam! - zawo³a³ pan Kleks, porwa³ panaLewkonika za rêce i przez kilka minut krêci³ siê z nim w "drobn¹ kaszkê".By³ to naprawdê widok niezapomniany.Postanowiono, ¿e oficjalne zarêczyny odbêd¹ siê po przybyciu Multiflory.Nazajutrz z kancelarii Kwaternostra I nadesz³y nominacje dla Alojzego.Przydzielono mu równie¿ ministronalny apartament w Instytucie UrojonychOdkryæ i Wynalazków.By³a to stara uczelnia, za³o¿ona niegdyœ przez jednegoz alamakotañskich podró¿ników, który przypadkowo odkry³ Amerykê, zanimjeszcze zosta³a odkryta naprawdê.Wraz z panem Kleksem odprowadziliœmy Alojzego do jego nowych apartamentów.Sk³ada³y siê one z oœmiu pokojów, troskliwie wyposa¿onych we wszystkiesprzêty i urz¹dzenia niezbêdne dla ministrona Dalekiej ¯eglugi.W szafachwisia³y mundury Pierwszego Admira³a Floty, a w oszklonej gablocie le¿a³yjego ordery i odznaczenia, które król Kwaternoster I przyzna³ mu zawczasu.Resztê dnia zajê³y nam przygotowania do podró¿y.W tym samym czasiemieszkañcy Alamakoty szykowali siê do nastêpnego œwiêta narodowego, doŒwiêta Królewskiego Koguta.Na marginesie muszê wyjaœniæ, ¿e podobneobchody odbywa³y siê w tym kraju co trzeci dzieñ, gdy¿ Alamakotañczycyogromnie lubili œwiêtowaæ.Obchodzono wiêc uroczyœcie Dzieñ PrzyjaŸniAlambajskiej, Dzieñ Hodowcy Kur, Dzieñ Ogrodnika, Dzieñ Kucharza, DzieñDojarza Drzew Laktusowych, a nadto Rocznicê L¹dowania Bajdotów, ŒwiêtoHulajnogi, Œwiêto Zepsutych Zegarków, Œwiêto Jajecznicy i ró¿ne inne.Œwiêto Królewskiego Koguta po³¹czone by³o z wielkim festynem ludowym wOgrodach Królewskich.Podczas festynu Kwaternoster I nagradza³najwybitniejszych hodowców kogutów zegarkami.Ale najwa¿niejszym punktemprogramu by³ konkurs piania i wybór Królewskiego Koguta na rok nastêpny.Jak ju¿ wspomnia³em, ca³e popo³udnie zajêci byliœmy pakowaniem naszychbaga¿y.Panny Lekonikówny wró¿y³y sobie z p³atków ró¿ oraz innych kwiatów,które dosta³y poprzedniego dnia od braci-bliŸniaków.Pan Kleks nape³nia³swoje trzydzieœci kieszeni czêœciami ró¿nych narzêdzi, przyrz¹dów iaparatów, stanowi¹cych jego podró¿ne laboratorium.Weronik czyœci³ ipucowa³ wszystko, co mu siê nawinê³o pod rêkê, a ja pakowa³em do kufra mójbaga¿, który poza tropikalnym he³mem okaza³ siê ca³kiem zbyteczny.Zreszt¹p³etwy do nurkowania i wypchanego soko³a ofiarowa³em w prezencie Zyzikowi.Œciemnia³o siê ju¿ na dobre, gdy nagle przez okno wlecia³ Tri-Tri bardzozak³opotany, a równoczeœnie zjawi³ siê pan Lewkonik wo³aj¹c:- Ministron Limpotron prosi wszystkich na dó³ do salonu.Delegacjaprzysz³a!Pan Kleks burkn¹³ coœ z niezadowoleniem, ale szybko siê ubra³, przyczesa³brodê, wpad³ do pokoju dziewcz¹t, ¿eby przejrzeæ siê w sk³adanym lustrze,po czym godnie ruszy³ w kierunku schodów.Rodzina Lewkoników, Weronik i jaszliœmy parami za nim.W salonie zastaliœmy szeœæ najznakomitszych alamakotañskich dam orazministrona Limpotrona i ministrona Dworu.Z³o¿yliœmy sobie ceremonialne uk³ony.Wœród dam rozpozna³em ¿ony ministronów, które by³y obecne na przyjêciu wogrodzie u króla.Ministron Tr¹batron, posypany galowym proszkiem, z piórem kogucim za uchemna znak pe³nionego urzêdu, wyst¹pi³ naprzód i zagai³:- Nasz król.- Kwaternoster, Kwaternoster, Kwaternoster - powiedzia³y chórem damystosownie do przyjêtej etykiety i trzykrotnie powtarza³y to imiê za ka¿dymrazem, ilekroæ Tr¹batron wymawia³ s³owa "nasz król".-.poleci³ nam - ci¹gn¹³ ministron - zwróciæ siê do czcigodnegocudzoziemca, pana Anemona Lewkonika, i przedstawiæ mu jego królewsk¹proœbê.Nasz król.- Kwaternoster, Kwaternoster, Kwaternoster.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]