[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektorzy wymagali podpisu ofiarodawcy przy kwocie; inni prosili swoich zaufanych parafian, aby ci dali "na podpuche" wieksza ofiare.Ksiadz pralat Bogacki znalazl jeszcze inne rozwiazanie.Zalatwil sobie na czas koledy sutannowych klerykow z seminarium, ktorzy w jego mniemaniu byli bardziej uczciwi.Ja tylko jeden raz uleglem pokusie w Ruscu, u ks.Jana.W czasie koledy przywlaszczylem sobie niewielka kwote, ale po paru dniach wyrzutow sumienia - wrzucilem ja do koscielnej skarbonki.Czulem, ze po pierwszym razie moge wyrobic w sobie nawyk "dorabiania".Taka praktyke mozna bylo sobie latwo wytlumaczyc, bo przeciez proboszcz skubal mnie zupelnie jawnie.Wzajemne okradanie sie ksiezy w parafiach demoralizuje ich oraz rodzi ciagle podejrzenia i antagonizmy.Kiedy bylem kaplanem bardzo bolalo mnie i gorszylo takie zachowanie wielu moich kolegow.Teraz, z perspektywy czasu, ciezar ich winy przelalbym raczej na wadliwy system.Uwazam, iz dla dobra samych ksiezy najwyzszy czas, na wzor krajow zachodnich, np.Niemiec - uporzadkowac wszystkie finanse Kosciola i poddac je pod kontrole rad parafialnych albo przekazac kontrole panstwu.To samo dotyczy uposazenia ksiezy, ktore powinno byc jawne, jak kazde inne.Jest to moim zdaniem jedna z podstawowych drog do ratowania Kosciola w Polsce.Powroce jednak do mojego postanowienia, ktore podjalem po rozmowie z pralatem, aby nie opuszczac mojej mlodziezy i do drugiej decyzji, ktora zrodzila sie w toku przemyslen nad pierwsza - nie ugne sie pod naporem zlych obyczajow w Kosciele.Postanowilem rowniez nie draznic zbytnio pralata i swoje spotkania z podopiecznymi przeniesc poza plebanie.Nie chcialem opuszczac Aleksandrowa.Po-znalem tu wielu wspanialych ludzi, a przede wszystkim mialem ludzkiego proboszcza.Chociaz pracy na dwoch parafiach bylo wiecej niz w Ruscu, a zarobki nie najlepsze, gotow bylem zostac tam jak najdluzej.Samo zycie w miescie roznilo sie bardzo od wiejskiego.Przede wszystkim byla tu wieksza anonimowosc, a sasiedztwo wielkiej Lodzi stwarzalo wieksze mozliwosci kulturalne i towarzyskie.To sasiedztwo bylo mi osobiscie bardzo na reke, poniewaz po przyjezdzie do Aleksandrowa rozpoczalem zaoczne studia doktoranckie na Akademii Teologii Katolickiej w Lodzi, na kierunku Katolicka Nauka Spoleczna.Rowniez praca duszpasterska w miescie byla o tyle latwiejsza, ze wszedzie bylo blisko - do szkoly, chorego itp.Zupelnie inaczej wygladala koleda w blokach.Jak na zlosc jednak zima skradziono mi samochod i wszedzie, a przede wszystkim do swojej kaplicy, jezdzilem na rowerze.Nasza swiatynia pod czulym okiem proboszcza stawala sie niemal z kazdym dniem piekniejsza.Bardzo budowalo mnie zaangazowanie i entuzjazm duzej grupy parafian, ktorzy sami, od podstaw tworzyli materialny i duchowy wizerunek nowej wspolnoty.Kilku, niemlodych juz mezczyzn - emerytow i rencistow - regularnie, kazdego dnia przychodzilo nieodplatnie do pracy przy kaplicy i plebanii.Zawstydzony ich poswieceniem i ofiarnoscia sam zaczalem pomagac przy ciezszych pracach, np.przy zalewaniu stropu na plebanii.Nigdy nie zapomne wspanialej atmosfery, jaka towarzyszyla naszym wspolnym spotkaniom i pracom.Oczywiscie byli i tacy parafianie - ktorzy przychodzili do kancelarii albo zakrystii, aby podokuczac ksiedzu lub skrytykowac to i owo.Niektorzy, a tych przybywalo, byli nastawieni nieufnie i wrogo.Z roku na rok w czasie koledy, coraz mniej rodzin przyjmowalo ksiezy w swoich domach.Zjawisko to obserwowano we wszystkich parafiach.Kiedy w Boze Cialo wczesnym rankiem wykanczalismy oltarze przylegajace do blokow - w kilku przypadkach spotkalismy sie z inwektywami i agresywnym zachowaniem tych, ktorzy chcieli sie tego dnia wyspac, a halas im przeszkadzal.W Uroczystosc Wszystkich Swietych - zbierajac z rozkazu pralata ofiary na cmentarzu - o malo nie zostalem zlinczowany przez rodzine stojaca przy grobie, na ktory nieopatrznie nadepnalem czubkiem buta.Slyszalem wielokrotnie o protestach ludzi mieszkajacych w poblizu swiatyn, ktorym przeszkadzal odglos koscielnych dzwonow.Znamienne bylo to, ze niemal wszystkie wrogie uczucia wzgledem Kosciola, a w szczegolnosci wobec ksiezy, wyrazali ludzie deklarujacy sie jako wierzacy.Ksiadz pralat jak zwykle i na nich mial wyprobowany sposob.Wszyscy ksieza pracujacy w Aleksandrowie mieli obowiazek zglaszania mu podobnych incydentow, a przede wszystkim ich autorow.Informacje byly skrzetnie zapisywane w kartotece, a przy najblizszej okazji - skwapliwie wykorzystywane.Predzej czy pozniej podpadnieta osoba zjawiala sie w kancelarii w zwiazku z zalatwieniem slubu, chrztu czy pogrzebu.Najczesciej wieksza kwota ratowala z opresji i byla uznawana jako pewne zadoscuczynienie za popelnione grzechy.Jedno, co trzeba oddac pralatowi, to jego skrupulatnosc w polaczeniu z praktycznym podejsciem do zycia, w tym takze do duszpasterstwa.W jego parafii niemal wszystko bylo "na kartki" - spowiedz, chrzest, slub, bierzmowanie, obecnosc na Mszach Swietych dla dzieci i mlodziezy itp.Niemozliwym bylo uzyskanie pozwolenia na slub lub chrzest, jesli brakowalo chocby jednego z kilku swistkow.Przed koleda pralat wysylal do kazdego domu liste materialnych potrzeb i inwestycji, jakie prowadzi parafia.Dolaczal do tego koperte ze swoja pieczatka.Byl to jeszcze jeden sposob na nieuczciwych "koledownikow".Podsumowujac osobe ks.pralata Hedoniusza Bogackiego, ktory jawi sie w tym rozdziale jako postac kluczowa, trzeba powiedziec, iz jest on typowym przykladem na to, jak decydujaca role w zyciu i postawie kaplana odgrywa jego osobowosc i cechy czysto ludzkie.Uwazam, ze po to aby byc dobrym ksiedzem, trzeba wpierw byc dobrym czlowiekiem.Negatywne i pozytywne cechy charakteru kandydata do swiecen sa bez ograniczen przenoszone do kaplanstwa; same swiecenia (pierwsze czy drugie) nie spelniaja funkcji oczyszczalni sciekow.Jeden z moich przelozonych w Seminarium Wloclawskim - ks.prefekt K.Konecki powiedzial kiedys w przyplywie szczerosci, ze wielkim sukcesem jest, jesli ktos przejdzie przez szesc lat uczelni duchownej i nie zepsuje sie, wychodzac gorszym niz przyszedl.Jakiz jednak szok czekalby takiego idealiste na pierwszej parafii np.w Ruscu.Jestem przekonany, ze tacy kaplani jak ks.Bogacki, weszli na droge powolania nie majac go w ogole lub tez wypaczyli je bardzo wczesnie.Na domiar zlego wniesli do kaplanstwa hedonistyczne i materialistyczne patrzenie na swiat.Wielu z nich staje sie z czasem autentycznymi ateistami - gorszymi od innych - bo najczesciej nie do odratowania.Prawdopodobnie ks.pralat chcial dobrze; nie posadzam go o zupelny brak dobrych intencji.To wlasnie jego i jemu podobnych w pewnym sensie usprawiedliwia, a jednoczesnie jest najbardziej tragiczne - ze wierza oni w swoj wlasny "ideal" kaplanstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]