[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ona zamartwia się i jej boleść mówi do mnie przez harfę.Idzie o brata.Tej nocy czuję niepokój matki.Wszystko jest niespokojne i oczekuje jego powrotu.Ona nie ma nikogo na świecie prócz niego.Między ojcem a nią dawno już skończyło się wszystko, nawet ja należę obecnie do innej rodziny - do twojej.Mój małżonek nie od razu odpowiedział.Wyjął z kieszeni zagraniczny tytoń i zapalił.Potem przemówił spokojnie:- Musisz być na wszystko przygotowana.Lepiej spojrzeć prawdzie w oczy.Brat twój prawdopodobnie nie usłucha rozkazu matki.Stropiłam się.- O, dlaczego tak sądzisz? - spytałam.- A dlaczego sądzisz, że usłucha? - spytał miast odpowiedzi, wypuszczając kłęby dymu ustami.Przelękłam się.- Nie! Nie odpowiadaj pytaniem! Nie wiem, nie jestem mądra - nie potrafię podać przyczyny.Jeśli mam na myśli jakąś przyczynę, to jedynie tę, że uczono nas uważać posłuszeństwo względem rodziców za fundament państwa i pierwszy obowiązek syna.- Stare fundamenty rozsypują się w gruzy, już się rozsypały - przerwał mi ze znaczącym spojrzeniem.- W dzisiejszych czasach muszą być silniejsze przyczyny.Na te słowa ogarnęły mnie wątpliwości.Potem jednak przypomniałam sobie pewną myśl, której dotąd nie wypowiedziałam nigdy głośno, a która była moją tajemną pociechą.Była to moja najskrytsza myśl.- Ale cudzoziemki są przecież takie brzydkie - szepnęłam.- Jak może człowiek naszej rasy poślubić jedną z nich? Ich mężczyźni nie mają wyboru.Umilkłam, wstyd mi bowiem było wyrażać się w ten sposób o mężczyznach przed mężem.A jednak, czy może mężczyzna pożądać takiej kobiety, jak na przykład ta, u której byliśmy przed urodzeniem syna? Kobieta o tak jasnych oczach i spłowiałych włosach, z tak wielkimi rękami i nogami? Znałam mojego brata! Był synem swojego ojca, a ojciec nade wszystko w świecie kochał w kobietach piękno.Ale mój małżonek roześmiał się.- Ha! Nie wszystkie Chinki są piękne i nie wszystkie cudzoziemki brzydkie! Córka rodu Li, narzeczona twojego brata, nie jest bynajmniej pięknością, jak słyszę.Opowiadają sobie w herbaciarniach, że jej usta są szerokie i wygięte na dół niczym sierp.- Jak śmieją próżniacy w herbaciarniach prowadzić takie rozmowy! - zawołałam oburzona.- Ona jest uczciwą dziewczyną i pochodzi ze szlachetnej rodziny.Wzruszył ramionami.- Powtarzam tylko to, co słyszałem i co z pewnością słyszał i twój brat - odparł.- Być może, iż te pogłoski ułatwiły mu zwrócenie chwiejnego serca w inną stronę.Milczeliśmy chwilę.- A te obce kobiety! - zawołał paląc dalej w zamyśleniu.- Niektóre z nich przypominają powabem Białą Gwiazdę! Przejrzyste jest ich oko, swobodne ciało.Odwróciłam się ku niemu i utkwiłam w nim szeroko otwarte oczy.Ale nie patrzył na mnie.Ciągnął:- Te ich piękne nagie ramiona.owe kobiety nie znają sztucznej obyczajowości i powściągliwości naszych.Wierz mi, są wolne jak słońce i wiatr! Wśród śmiechu i tańca zdobywają serce mężczyzny i niby promieniowi słonecznemu pozwalają mu przeciekać między palcami, by je w końcu rozbić.Na moment tchu mi brakło.O kim mówił mój małżonek takimi słowy? Jaka cudzoziemka nauczyła go tego? Poczułam, że wzbiera we mnie gorzki gniew.- Więc ty - ty miałeś.- wyjąkałam.Potrząsnął głową i roześmiał się.- Jakie z ciebie dziecko.Nie - żadna nie zniszczyła w ten sposób mojego serca.Zachowałem je w całości, póki.- Głos jego wezbrał tkliwością; moje serce zrozumiało i uspokoiłam się.- Ale ciężko ci było - szepnęłam.- Niekiedy.My, Chińczycy, żyjemy zawsze w odosobnieniu.Nasze kobiety są pełne rezerwy i udanej skromności.Nie odsłaniają niczego.Dla młodzieńca jednak - a twój brat jest młodzieńcem - owe cudzoziemki ze swą łabędziobiałą cerą, ze swym wspaniałym ciałem, które w tańcu garnie się do mężczyzny.- Cicho, mój panie - przerwałam z godnością.- Takie słowa uchodzą wśród mężczyzn, mnie nie przystoi ich słuchać.Czy ci ludzie są rzeczywiście tak niekulturalni i dzicy, jak wnosić można z twojego opisu?- Nie - odrzekł z namysłem.- Po części ma to swą przyczynę w tym, że ich naród jest młody, a młodość wyżywa swoje radości w pierwotnych formach.Wspominam o tym dlatego, że i twój brat jest młody.A chociaż niechętnie tego słuchasz, to i tak nie wolno zapominać, że usta jego narzeczonej są szerokie i zgięte jak sierp.- Uśmiechnął się, usiadł i znów skierował wzrok na księżyc.Mój małżonek jest mądry.Nie mogę przejść do porządku nad jego słowami.Z tego co mówił, domyślam się, że w odsłoniętych ciałach tych obcych kobiet tkwi jakiś niezwykły czar.Gdy o tym mówi, jestem niespokojna.Jego słowa przypominają mi błyszczące oczy i śmiech ojca i jego ulubionej nałożnicy.Wzdrygam się, a jednak nie mogę przepędzić tych myśli.I tak głowię się bez końca.Zapewne, mój brat jest mężczyzną.W dodatku jego uporczywe milczenie nie wróży nic dobrego.Od dzieciństwa miał zwyczaj milczeniem umacniać swoją decyzję.Ilekroć matka wzbraniała mu czegoś, milkł nagle - tak opowiada Wang Ta-ma - i tylko mocniej ściskał zabawkę.Z westchnieniem schowałam wreszcie harfę do skrzyni łąkowej.Księżyc poddał się zupełnie chmurom, nikły deszcz zaczął kropić.Nastrój nocy zmienił się.Weszliśmy do domu.Spałam źle.XIIDziś wstał świt pod cichym, szarym niebem.Powietrze jest przesycone wilgocią i ciężkie od spóźnionego skwaru.Dziecko jest niespokojne, chociaż nie mogę dopatrzyć się w nim żadnej choroby.Służący, przyszedłszy rano z codziennego wywiadu w domu matki, doniósł mi, że ojciec powrócił.Prawdopodobnie Wang Ta-ma zdobyła się na odwagę i przesłała mu wiadomość przez jednego z pisarzy ulicznych, siedzących u wrót świątyni, z pokorną prośbą, aby raczył wrócić, gdyż matka opada coraz bardziej z sił.Dzień za dniem siedzi w swym pokoju i nie może nic jeść.Ojciec otrzymał list i przyjechał na dwa dni.Postanowiłam złożyć mu wizytę.Ubrałam syna w szkarłatny strój.Po raz pierwszy miał go mój ojciec zobaczyć.Zastałam ojca na Podwórzu Złotych Rybek, nad stawem.Dzień był upalny, a że ojciec utył niezmiernie w ostatnich czasach, siedział nad stawem tylko w spodnim kaftanie i w spodniach z surowego jedwabiu, bladego jak woda pod wierzbami.Obok stała druga pani i wachlowała go, chociaż z niezwykłego wysiłku pot ciekł jej ciurkiem po twarzy.Ojciec trzymał na kolanach jedno z jej dzieci, przystrojone odświętnie na cześć jego powrotu.Gdy weszłam na podwórze, klasnął w dłoniei zawołał:- Ach, patrzcie - idzie tu matka z synem!Zsadził dziecko z kolan i przywołał mojego syna, wabiąc go czułymi słowami i uśmiechem.Skłoniłam się głęboko.Ojciec skinął mi głową, nie przestając patrzeć na malca.Złożyłam dziecku rączki i kazałam się pochylić.Ojciec ucieszył się bardzo.- Ach, patrzcie no! Patrzcie! - powiedział dobrotliwie.Wziął chłopca na kolana, głaskał jego okrągłe rączki i nóżki i śmiał się ze zdziwionych oczu dziecka.- Cały mężczyzna! - krzyknął zachwycony.- Niech no któraś z niewolnic przyniesie tu zaraz słodycze.Kandyzowane daktyle i małe tłuste ciasteczka!Przeraziłam się, dziecko ma dopiero dziesięć ząbków - jakżeby mogło jeść kandyzowane daktyle!- O, czcigodny ojcze - prosiłam - miej wzgląd na jego młody wiek.Jego drobny żołądek jest przyzwyczajony jedynie do płynnego pokarmu.Proszę cię.Lecz ojciec ruchem rękinakazał mi milczenie i zwrócił się do dziecka.Musiałam ustąpić.- Przecież ty jesteś mężczyzną! A twoja matka karmi cię wciąż jeszcze papkami! Moja córko, ja także miałem synów, wielu synów - czterech czy może pięciu? Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]