[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje usta miały wiele znacznieprzyjemniejszych zajęć niż gadanie.Podobnie jak jej usta.W tym miejscu muszę przerwać opowieść.Wiem, że to zupełnie do mnie niepodobne.Ale przynajmniej raz pragnę darować sobie szczegółowy opis niezwykłej sceny, która nastąpiła.Mam po temu swoje osobiste powody i zechciejcie, bardzo proszę, je uszanować.W każdym razie nie zaszkodzi, jeśli dla odmiany skorzystacie z własnej wyobraźni, a jeżeli chcecie, to trochę rozruszam ją prostym i szczerym stwierdzeniem, że spośród wielu tysięcy kobiet, które znałem w swoim czasie, żadna nie doprowadziła mnie do tak szczytowej ekstazy, jak ta dama z pustyni synajskiej.Była zdumiewająco zręczna.Ogromnie namiętna.Skala jej pieszczot wprost niewiarygodna.A po każdej zmianie pozycji wyskakiwała z jakąś nową i skomplikowaną sztuczką.Na domiar wszystkiego opanowała najbardziej wyrafinowany i niepojęty styl erotyczny, z jakim się spotkałem.Była wielką artystką.Była genialna.Powiecie zapewne, iż jest to oczywisty dowód, że moim gościem była starsza z kobiet.Jesteście w błędzie.To nie świadczy o niczym.Prawdziwy geniusz jest darem natury.Ma bardzo niewiele wspólnego z wiekiem.A nie miałem jak, wierzcie mi, rozstrzygnąć, którą z nich gościłem w ciemnościach sypialni.Nie postawiłbym ani grosza na żadną z nich.W jednej chwili, po jakiejś szczególnie gwałtownej miłosnej kadencji, byłem przekonany, że to żona.Na pewno ona!!! A potem nagle całe tempo zmieniało się, a melodia stawała tak dziecinna i niewinna, iż przysięgałem sobie, że to córka.Na pewno córka!!!Doprowadzała mnie do szału myśl, że nie znam odpowiedzi.Strasznie mnie męczyła.A w dodatku upokarzała, bo w końcu znawca, wybitny znawca powinien być zawsze w stanie rozpoznać rocznik bez oglądania się na piękną płeć.Tym razem przegrałem z kretesem.W pewnej chwili sięgnąłem po papierosa, chcąc rozwiązać zagadkę w świetle zapałki, ale jej ręka spadła na mnie jak grom, a wyrwane zapałki i papierosy pofrunęły przez pokój.Ilekroć zaczynałem szeptać jej to pytanie do ucha, za każdym razem, nim zdołałem wypowiedzieć choć trzy słowa, jej ręka znowu wysuwała się jak błyskawica i spadała mi na usta.W dodatku bardzo gwałtownie.A więc dobrze, pomyślałem.Tymczasem niech tak będzie.Jutro rano na dole w świetle przekonam się, która to z was była.Poznam to po rumieńcu na twarzy, po spojrzeniu waszych oczu w moje, po stu innych małych zdradliwych oznakach.Poznam też po śladach moich zębów na lewej stronie szyi, ponad karczkiem sukienki.Byłem zdania, że to chytry fortel i doskonale zaplanowany w czasie — moje złośliwe ugryzienie zadałem jej w chwili wzlotu namiętności — tak że nawet przez chwilę nie podejrzewała jego znaczenia.W sumie była to niezapomniana noc i upłynęły cztery godziny, zanim moja kochanka objęła mnie mocno po raz ostatni i wymknęła się z pokoju tak szybko, jak weszła.Nazajutrz obudziłem się dopiero o dziesiątej.Wstałem z łóżka i odsunąłem zasłony.Za oknem był kolejny jasny, upalny, pustynny dzień.Wykąpałem się bez pośpiechu, a potem ubrałem się ze zwykłą starannością.Czułem się wypoczęty i od-młodniały.Bardzo radowała mnie myśl, że mimo mojego średniego wieku, nadal potrafię samymi tylko spojrzeniami zwabić do siebie kobietę.I to jaką kobietę! Podniecony, z niecierpliwością oczekiwałem chwili, kiedy się przekonam, która to z nich była.Wkrótce miałem się dowiedzieć.Powoli zszedłem z drugiego piętra na dół.— Dzień dobry, drogi panie, dzień dobry! — powitał mnie w salonie pan Aziz, wstając od małego biurka, przy którym pisał.— Dobrze się panu spało?— Wspaniale, dziękuję — odparłem, kryjąc zadowolenie.Podszedł i stanął przy mnie, szczerząc w uśmiechu swoje bardzo białe zęby.Jego bystre małe oczy spoczęły na mojej twarzy i wolno przesunęły się po niej, jakby czegoś szukały.— Mam dla pana dobre wieści — powiedział.— Pięć minut temu zadzwoniono do mnie z B’ir Rawd Salim z wiadomością, że pański pasek do wentylatora przyjechał wozem pocztowym.Saleh go w tej chwili zakłada.Będzie gotów za godzinę.Tak więc po śniadaniu odwiozę tam pana i będzie pan mógł ruszyć w drogę.Wyraziłem mu swoją wdzięczność.— Z przykrością się z panem rozstaniemy — rzekł.— Swoją nieoczekiwaną wizytą sprawił nam pan niezmierną przyjemność, niezmierną przyjemność.Zjadłem śniadanie samotnie w jadalni.Kiedy się posiliłem, wróciłem na papierosa do salonu, gdzie gospodarz nadal pisał przy biurku.— Zechce mi pan wybaczyć — odezwał się.— Ale mam parę spraw do załatwienia.To nie potrwa długo.Poleciłem spakować i włożyć do samochodu pańską walizkę, więc nie musi się pan o nic troszczyć.Proszę usiąść i wypalić papierosa.Panie powinny zejść lada chwila.Jako pierwsza zjawiła się żona.Wpłynęła do pokoju, jeszcze bardziej niż przedtem przypominając królową Semiramidę na Nilu.Od razu zauważyłem jasnozielony szyfonowy szal, który niedbale zawiązała na szyi! Niedbale i zarazem starannie! Tak starannie, że nie było widać nawet skrawka skóry.Pani Aziz podeszła prosto do męża i pocałowała go w policzek.— Dzień dobry, kochanie — powiedziała.Ty szczwana piękna rozpustnico! — pomyślałem.— Dzień dobry, panie Cornelius — powitała mnie wesoło, podchodząc, żeby zająć fotel naprzeciwko.— Dobrze się panu spało?! Mam nadzieję, że niczego panu nie brakowało.Nigdy jeszcze nie widziałem takiej zalotności w oczach kobiety, jak w jej oczach tego ranka, ani takiego rumieńca zadowolenia na kobiecej twarzy.— Dziękuję pani, spałem doprawdy wybornie — odparłem, dając jej do zrozumienia, że wiem o wszystkim.Uśmiechnęła się i zapaliła papierosa.Spojrzałem aa pana Aziza, który wciąż pisał pracowicie przy biurku, odwrócony do nas plecami.Nie zwracałnajmniejszej uwagi na żonę i na mnie.Pomyślałem, że zachowuje się jota w jotę tak, jak wszyscy zdradzeni małżonkowie, którym przyprawiłem rogi.Żaden z nich nie uwierzyłby, że go to spotkało, a już w żadnym razie, że tuż pod jego nosem.— Dzień dobry wszystkim! — zawołała córka, wchodząc do salonu.—Dzień dobry, tato! Dzień dobry, mamo! — Ucałowała oboje.— Dzień dobry, panie Cornelius!Ubrana była w różowe spodnie, rdzawą bluzkę, a jej szyję zakrywał — niech mnie diabli! — zawiązany niedbale, acz starannie szalik! Szyfonowy szalik!— Wyspał się pan jak należy? — spytała, przysiadając niczym młoda narzeczona na poręczy mojego fotela i moszcząc się na niej w taki sposób, że jedno z jej ud przygniotło mi rękę.Zagłębiłem się w siedzeniu i przyjrzałem się jej uważniej.Zerknęła na mnie i mrugnęła.Naprawdę mrugnęła! Jej twarz pałała i jaśniała dokładnie tak, jak twarz matki, a właściwie, to dziewczyna wyglądała nawet na bardziej zadowoloną z siebie niż starsza kobieta.Wgłowie miałem zamęt.Tylko jedna z nich ukrywała znak po ugryzieniu, a jednak obie zasłoniły szyje szalikami.Uznałem, że być może jest to przypadek, ale na pierwszy rzut oka znacznie bardziej pachniało mi to spiskiem.Wyglądało na to, że są w ścisłej zmowie, chcąc zapobiec odkryciu przeze mnie prawdy.Co za paskudna sprawa! I czemu to właściwie miało służyć? Jakie jeszcze osobliwe intrygi, jeśli wolno spytać, knuły i planowały do spółki? Czyżby tej nocy ciągnęły między sobą losy? A może po prostu zabawiały się z gościem na przemian? Przyrzekłem sobie, że jak najszybciej muszę tu powrócić i złożyć następną wizytę po to tylko, żeby się przekonać, co zdarzy się tym razem.Właściwie mogłem tu przyjechać specjalnie z Jerozolimy za dzień, dwa.Liczyłem, że nie będę miał kłopotów z powtórnym zaproszeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl