[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Od mówienia jest szef – odparł z uśmiechem Tozier.– Mogą panowie, oczywiście, wyjść – powiedział Ahmed – ale dopiero po moim ojcu.Taki jest zwyczaj.Szejk Fahrwaz ukłonił się i zniknął w drzwiach w głębi pokoju.Tozier wyszedł na dziedziniec.Sięgnął do kabiny wozu, zdjął z zaczepu mikrofon i rzucił go niedbale na tył pojazdu.Na szczęście przewód był wystarczająco długi.Wspiął się na tył landrovera.Rozpinając walizkę, nacisnął równocześnie przełącznik i powiedział cicho:– Regent Dwa, zgłoś się.Regent Dwa, zgłoś się.Odbiór.Głos Folleta, który popłynął z konsoli na przedzie, słychać było niepokojąco dobrze.– Tu Johnny.Wszystko w porządku? Odbiór.– Mów ciszej to wszystko będzie dobrze.Zostajemy tu na noc.Bądźcie na nasłuchu na wypadek, gdyby coś się działo.Odbiór.– Nie mogę włączyć radia na cała noc – powiedział już ciszej Follet.– Wyczerpią się baterie.Odbiór.– Więc bądźcie na nasłuchu przez dziesięć minut o każdej pełnej godzinie.Zrozumiałeś? Odbiór.– Zrozumiałem.Powodzenia.Wyłączam się.Tozier wypakował wszystko, czego mogli z Warrenem potrzebować i ukrył mikrofon.Kiedy wszedł z powrotem do budynku, zastał Warrena i Ahmeda na pogawędce.– Pan Ahmed opowiadał mi właśnie, jak nauczył się angielskiego – wyjaśnił Warren.– Przez siedemnaście lat mieszkał w Anglii.– O, to ciekawe – zainteresował się Tozier.– Jak to się stało? Ahmed uczynił uprzejmy gest.– Porozmawiamy o tym przy szklaneczce.Chodźcie, przyjaciele.– Poprowadził ich przez dziedziniec do pomieszczeń, w których niewątpliwie zamieszkiwał, umeblowanych w całości po europejsku.Otworzył szafkę i zapytał: – Whisky?– Chętnie – odparł grzecznie Warren.– Bardzo to ładnie z pana strony.Kiedy Ahmed nalewał do szklanek, Warren zauważył, że piją chivas regal.– Ojciec tego nie pochwala, ale kiedy jestem u siebie, robię to, na co mam ochotę.– Podał Warrenowi szklankę.– Prorok zabrania picia alkoholu, ale czy Bóg pozwoliłby nam go produkować, gdyby był zakazany? – Podniósł butelkę i powiedział żartem: – A jeżeli grzeszę, przynajmniej jest to grzech najwyższej jakości.Panie Tozier, pańska szklanka.– Dziękuję.Ahmed nalał sobie solidną porcję whisky.– Poza tym samo słowo „alkohol” jest pochodzenia arabskiego.Muszę przyznać, że kiedy byłem w Anglii, zagustowałem w szkockiej whisky.Usiądźcie, panowie.Myślę, że będzie wam tu wygodniej niż u mojego ojca.– Jak znalazł się pań w Anglii? – zapytał z zainteresowaniem Warren.– O, to długa historia – odrzekł Ahmed.– Czy dużo pan wie o polityce Kurdystanu?– Zupełnie nic.A ty, Andy?– Słyszałem o problemie Kurdów, ale nigdy nie miałem pojęcia, o co tam chodzi – przyznał Tozier.Ahmed zaśmiał się.– My, Kurdowie, wolimy nazywać go problemem irańskim, irackim albo tureckim.Nie postrzegamy siebie jako problemu, ale to zupełnie naturalne.– Pociągnął łyk ze szklanki.– Jak panowie wiedzą, w czasie wojny południe Iranu było okupowane przez was, Brytyjczyków, a północ przez Rosjan.Kiedy okupacja się skończyła, Rosjanie rozegrali sprawę po swojemu i pozostawili za sobą „piątą kolumnę”.Próbowali wykorzystać do tego Kurdów.Proklamowano w Mahabadzie popieraną przez Rosjan Republikę Kurdyjską, nie przetrwała jednak długo i upadła, gdy tylko nowy rząd Iranu wysłał armię na północ.– Podniósł szklankę.– Działo się to w roku 1946, kiedy miałem pięć lat.Mój ojciec był zaangażowany w sprawę i podobnie jak mullah Mustafa Barzani [Mustafa al-Barzani (1899-1979) kurdyjski bojownik o niepodległość] schronił się w Rosji.– Ahmed uderzył się w pierś.– Ale mnie wysłał do Anglii i mieszkałem tam do 1963 roku.Mój ojciec jest mądrym człowiekiem.Nie chciał, żeby cała rodzina była w Rosji.Wy, Anglicy, mówicie, że nie należy wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka.Mnie wysłano do Anglii, a mojego starszego brata do Francji.To wszystko wyjaśnia, prawda?– Ten mullah czy jak mu tam – kto to taki? – zapytał Tozier.– Mullah Mustafa Barzani? To jeden z naszych kurdyjskich przywódców.Nadal żyje.– Ahmed zaśmiał się cicho.– Jest w Iraku z armią dwudziestu tysięcy ludzi.Sprawia Irakijczykom sporo kłopotów.Ja też należę do Barzaniego, to znaczy jestem członkiem szczepu, któremu przewodzi mullah.Podobnie, rzecz jasna, jak mój ojciec.– Jak pana ojciec wrócił do Iranu? – zapytał Warren.– Ogłoszono coś w rodzaju amnestii – odparł Ahmed – i pozwolono mu wrócić.Oczywiście jest śledzony.Ale dotyczy to w zasadzie wszystkich Kurdów.Ojciec jest już stary i nie zajmuje się polityką.A mnie nigdy ona nie interesowała.Życie w Anglii uczy człowieka.łagodności.Warren spojrzał na nóż, który Ahmed miał zatknięty za szarfę.Ciekaw był, czy nosi go jedynie dla ozdoby.– Co mają z tym wspólnego Irakijczycy i Turcy? – zapytał Tozier.– Z problemem Kurdów? Najlepiej wyjaśnić to na mapie.Chyba mam tu jakaś.– Ahmed podszedł do biblioteczki i wyjął coś, co wyglądało na stary szkolny atlas.Przerzucił kartki i powiedział: – Proszę, tutaj jest Bliski Wschód.Na północy Turcja, na wschodzie Iran, a na zachodzie Irak.– Wykreślił palcem linię na południe od gór we wschodniej Turcji, wzdłuż granicy iracko – irańskiej.– Oto ojczyzna Kurdów.Jesteśmy podzielonym narodem, zamieszkującym trzy różne kraje i w każdym z nich stanowimy mniejszość – uciskaną mniejszość, jeśli pan woli.Jesteśmy podzieleni pod rządami Persów, Irakijczyków i Turków.Przyzna pan, że to może prowadzić do konfliktu.– Tak, to zrozumiałe – powiedział Warren.– I mówi pan, że doszło do tego w Iraku?– Barzani walczy tam o autonomię dla Kurdów – wyjaśnił Ahmed.– To mądry człowiek i dobry żołnierz.Irakijczycy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.Nie byli w stanie go pokonać, choć dysponują samolotami, czołgami i ciężką artylerią, więc teraz prezydent Bakr został zmuszony do negocjacji.– Uśmiechnął się.– Barzani triumfuje.– Zamknął atlas.– Ale dosyć już tej polityki.Naleję panom jeszcze whisky i porozmawiamy o Anglii.IINastępnego ranka Warren i Tozier wstali dość późno.Ahmed był ujmująco gościnny, natomiast szejk Fahrwaz już się nie pokazał.Ahmed opowiadał im do późnej nocy o swoim życiu w Anglii i zasypywał pytaniami na temat tego, co się tam aktualnie dzieje.Rano, po śniadaniu zapytał:– Chcieliby panowie zobaczyć farmę? To typowe kurdyjskie gospodarstwo.– Uśmiechnął się czarująco.– Może jeszcze kiedyś zobaczę farmę ojca na ekranie.Ahmed zaprowadził ich w każdy zakątek – i był wyjątkowo męczący.Pokazywał im wszystko, a towarzyszył temu nieprzerwany komentarz.Dopiero po jedenastej byli gotowi do drogi.– Dokąd panowie teraz jadą? – zapytał.Tozier zerknął na zegarek.– Johnny jeszcze się nie pokazał.Może ma jakieś kłopoty.Powinniśmy chyba wrócić i odszukać go.Nie uważasz, Nick?– Może masz rację – odparł Warren.– Ale założyłbym się, że pojechał z powrotem jeszcze raz rzucić okiem na to obozowisko, którym się tak zachwycał.Lepiej ruszajmy w pogoń.– Uśmiechnął się do Ahmeda.– Dziękujemy za gościnę.Był pan bardzo miły.– Typowo po kurdyjsku – odparł pogodnie Ahmed.Wymienili jeszcze kilka grzecznościowych formułek, a potem odjechali.Ahmed pożegnał ich słowami „Niech was Bóg prowadzi” i pomachał im ręką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]