[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałem, że bardziej odpowiada mi towarzystwo małych bękartów o białych rękach niż byczków w rodzaju Reede'a Lamberta.I co się stało?Matka rozpłakała się, aż ją zemdliło.Ojciec rzucał przekleństwami, aż się trzęsły ściany.Potem wyprowadził mnie na podwórze i dopóty rzucał we mnie piłką, dopóki od łapania nie zaczęły mi krwawić ręce.To przerażające!Niezupełnie.Miał na uwadze moje dobro.Wiedział, choć ja tego nie wiedziałem, że tutaj poza piłką niewiele rzeczy tak naprawdę się liczy.Popatrz no - zmienił ton -ale się rozgadałem! Nie jest ci zimno?Nie.Na pewno?Na pewno.Idziemy stąd?Nie.Wolałabym cię jeszcze posłuchać.Czy to oficjalne przesłuchanie?Zwykła rozmowa - odrzekła Alex na tyle sarkastycznie, żeby wywołać na jego twarzy uśmiech.Przynajmniej schowaj ręce do kieszeni.- Ujął jej dłonie w nadgarstkach i wsunął do głębokich kieszeni futra.Alex uznała ten gest za zbyt intymny, zuchwały i ze wszech miar niestosowny, ale nie dała tego po sobie poznać.Domyślam się, że zostałeś podporą drużyny - powiedziała.Nie zagrałem w żadnym meczu, trener powołał mnie na boisko dopiero w ostatnim, gdy stawką było mistrzostwo okręgu.- Pochylił głowę.Refleksyjny uśmiech pojawił się w kącikach jego ust.- Przegrywaliśmy pięcioma punktami.Bramka zdobyta z pola niczego zasadniczo nie zmieniła.Zostało zaledwie parę sekund gry.Do nas należała piłka, ale mieliśmy cztery punkty do tyłu i marne widoki na korzystne rozstrzygnięcie z powodu kar i kontuzji.Najlepsi zawodnicy, którzy potrafili dobrze chwycić piłkę, musieli zejść z boiska.Mój Boże!Futbol to sport żądny krwi.Właśnie znosili na noszach naszego napastnika, kiedy trener patrzy w kierunku ławki i wywołuje moje nazwisko.O mały włos nie narobiłem w spodenki.I co się stało?Zrzuciłem pelerynę i wybiegłem na boisko, akurat do ostatniej rozgrywki.Wyłącznie moja koszulka była wtedy czysta.Obrońca.Reede Lambert.- Alex wiedziała o tym z doniesień prasowych.Tak.Mój prześladowca.Głośno jęknął, kiedy zobaczył, jak wchodzę na boisko, a jęknął jeszcze głośniej, kiedy mu powiedziałem, jaką zagrywkę obmyślił trener.Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Jeśli wyrzucę w twoją stronę piłkę, lalusiu, to ją złap, jeśli ci życie miłe.Dobrze ci radzę".Junior zamilkł na chwilę, zatopiony we wspomnieniach.Nie zapomnę tego do końca życia.Reede stawiał warunki.Jakie warunki?Warunki narodzin naszej przyjaźni.Wtedy i tylko wtedy miałem szansę udowodnić, że jestem wart jego przyjaźni.Takie to było ważne?Zgadłaś.Wówczas poznałem już tę szkołę na tyle, aby wiedzieć, że jeżeli nie wyjdzie mi to z Reede'em, już nie uda mi się z nikim i wszyscy zawsze będą myśleli, że jestem gówno wart.Ale wyłapałeś to podanie, prawda?Nie.Skłamałbym, gdybym tak powiedział.Reede posłał piłkę dokładnie do miejsca przeznaczenia, które było tu.- Junior pokazał na swoją pierś.- Reede trafił w sam środek między cyfry na mojej koszulce.Trzydzieści cztery metry.Nie musiałem nic robić.Tylko przytrzymałem rękoma piłkę i przeniosłem ją przez końcową linię.Ale tyle wystarczyło?Uśmiechał się coraz bardziej szeroko, aż w końcu zaczął się śmiać.- O nie.To był dopiero początek wszystkiego.- Twój ojciec na pewno nie posiadał się z radości.Junior odchylił do tyłu głowę i zawył ze śmiechu.Przeskoczył przez ogrodzenie, pokonał ławkę i wpadł na boisko.Podniósł mnie i nosił dokoła przez kilka minut.A jak zareagowała matka?Och, moja matka! Nawet się nie zbliża do boiska.Uważa tę grę za wyraz ludzkiego barbarzyństwa.- Skubnął koniuszek ucha, zachichotał.- Chyba się z nią zgadzam.Ale nigdy mnie nie obchodziło, co sobie inni myślą na mój temat, prócz ojca.Jakiż on był wówczas ze mnie dumny! - Jego błękitne oczy patrzyły teraz na obraz z przeszłości.- Do tej pory ledwie dostrzegał Reede'a, a teraz i jego wziął w ramiona.Ten wieczór stał się początkiem także ich przyjaźni.Reede niedawno stracił ojca, a wkrótce przeniósł się na nasze ranczo.Junior zagłębił się w osobiste przeżycia, opowiadał szczerze.Nagle zreflektował się i podniósł głowę.Chryste, wyglądasz zupełnie jak Celina - powiedział cicho.~ Masz taki sam wyraz twarzy, kiedy słuchasz.-Wyciągnął rękę i dotknął jej włosów.- Uwielbiała słuchać.Albo przynajmniej sprawiała takie wrażenie.Potrafiła siedzieć bez słowa i przysłuchiwać się godzinami, jak ktoś mówi.- Cofnął dłoń, choć zrobił to niechętnie.Czy właśnie to pociągało cię w niej najbardziej?Naturalnie, że nie - rzekł z dwuznacznym uśmiechem.- Bardziej niż cokolwiek innego kierowała mną właściwa młodzieńcowi z dziewiątej klasy żądza.Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Celinę, a było to na szkolnym korytarzu, po prostu mnie zatkało z wrażenia.Taka była ładna.Zaczepiałeś ją?Hola! Powiedziałbym raczej, że byłem ogłuszony.Nie że dostałem kręćka.I jak sobie poradziłeś z tym uczuciem?Celina należała wówczas do Reede'a - powiedział zdecydowanie.- Nie było co do tego żadnych wątpliwości.-Wstał.- Lepiej już chodźmy.Marzniesz niezależnie od tego, co mówisz.Poza tym robi się tutaj nieco upiornie.Alex w zamyśleniu przyjęła wyciągniętą ku niej dłoń i również witała.Odwróciła się, by otrzepać spódnicę z trawy, i jeszcze raz rzuciła okiem na grób.Woskowany zielony papier, w który był owinięty bukiet, zatrzepotał lekko na wietrze.Dziękuję, że pamiętałeś o kwiatach, Junior.Nie ma za co.To miłe, że po latach jeszcze o niej myślisz.Mówiąc szczerze, przyszedłem tutaj z pewnym bardzo konkretnym zamiarem.Ach tak?Owszem - przytaknął, chwytając ją za obie dłonie.-Zapraszam cię do mnie na drinka.7Spodziewali się, że przyjdzie.Domyśliła się tego w chwili, kiedy Junior wprowadził ją do obszernego piętrowego domu na ranczo.Zgodziła się pojechać z cmentarza za Juniorem, ponieważ zamierzała przyjrzeć się podejrzanym w ich własnym środowisku.Po wejściu do salonu nie mogła się oprzeć wrażeniu, iż sama padła ofiarą manipulacji, że to nie ona panuje nad sytuacją.Angus podszedł z wyciągniętą dłonią.Cieszę się, że Junior zdołał cię znaleźć i przekonać, abyś do nas wpadła -powiedział, pomagając jej zdjąć futro.Podał okrycie Juniorowi.- Powieś to, z łaski swojej.- Przyjrzał się Alex z aprobatą.- Nie miałem pojęcia, jak zareagujesz na nasze zaproszenie.Cieszymy się, że przyszłaś.Dziękuję.No dobrze.- zatarł ręce.- Czego się napijesz?Białego wina, jeżeli można.Czuła się trochę nieswojo.Chociaż jego niebieskie oczy patrzyły przyjaźnie, przewiercały ją na wskroś i odsłaniały niepewność, którą starała się ukryć pod maską zawodowej pewności siebie.Białe wino, hm? Sam nie biorę tego do ust.Smakuje jak lemoniada
[ Pobierz całość w formacie PDF ]