[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oprowadzę pana.Co pana interesuje, dom czy ogród?- Jedno i drugie.Miejsca, w którym pan Rutledge, jego żona i dziecko spędzają przeciętny dzień.Sentymentalny wiejski obrazek.- Może pan obejrzeć dom, jeśli pan chce, ale nie może się pan kontaktować z moją rodziną.Moja żona czułaby się urażona, gdyby zobaczyła ten okropny napis na pańskiej koszuli.- Przecież ona jej nie nosi, więc dlaczego, do cholery, miałoby to ją obchodzić?Nelson spojrzał na niego lodowato swoimi niebieskimi oczami.Przywykł do tego, że ludzie, których uważał za niższych rangą, traktowali go z większym szacunkiem.Avery nie zaskoczyłoby wcale, gdyby chwycił reportera za koszulkę i po prostu wyrzucił za drzwi.Najprawdopodobniej zrobiłby to, gdyby praca Vana nie była związana z kampanią wyborczą.Nelson powiedział w końcu:- Przepraszam cię, Carole, za to, co usłyszałaś.Myślę, że będzie lepiej, jeżeli zostawisz nas samych.Van odwrócił się do niej:- Do zobaczenia, pani Rutledge.Przepraszam, że tak się gapiłem, ale tak bardzo przypomina mi pani.- Przywykłam do tego - przerwała mu szybko.- Każdy w tej chwili mi się przygląda.To naturalne, że ludzie są ciekawi.Nelson pokręcił głową ze zniecierpliwieniem.- Tędy, panie Lovejoy.Van obejrzał się jeszcze raz i podążył za Nelsonem.Avery szybko wróciła do swego pokoju.Zamknęła drzwi i oparła się o nie wyczerpana.Oddychała głęboko.Z oczu płynęły jej łzy.Tak bardzo pragnęła uściskać kościstą dłoń Vana.Tyle chciała się od niego dowiedzieć.Jak czuje się Irish? Czy wciąż rozpacza po jej śmierci? Czy dba o siebie? Czy jego sekretarka urodziła chłopca, czy dziewczynkę? Jakie są najnowsze ploteczki z działu sprzedaży?Zdawała sobie sprawę, że Van mógłby, mimo wszystko, nie zareagować zbyt entuzjastycznie.- Oczywiście, ucieszyłby się, że Avery żyje, ale gdyby tylko ochłonął, zapytałby na pewno: „Co ty sobie myślisz, do cholery? Co tutaj robisz?”Sama zadawała sobie to pytanie co jakiś czas.Chciała napisać artykuł, ale najważniejszym powodem, dla którego zajęła miejsce Carole, było pragnienie ocalenia Tate’a.Odkąd znalazła się w tym domu, obserwowała wszystkich i wszystko.Zauważyła, że coś działo się nie tak w małżeństwie Jacka i Doroty.Fancy swoim zachowaniem mogła wyprowadzić z równowagi nawet świętego.Zee zawsze pozostawała w cieniu Nelsona, despotycznego pana domu.Eddy uchodził za fachowca w swoim zawodzie.Tylko że oni wszyscy darzyli Tate’a sympatią, wręcz uwielbieniem.Tymczasem Avery pragnęła jak najszybciej zdemaskować potencjalnego mordercę i napisać artykuł, który przywróciłby jej dobre imię.Van swoją wizytą przypomniał jej o tym wszystkim.Zdała sobie sprawę, że mniej koncentrowała się na niezwykłej historii niż na ludziach tu mieszkających.Nic dziwnego, bezstronność była najtrudniejsza w tej pracy.Zawsze wymagano od niej tylko chłodnej dziennikarskiej relacji.Umiejętności zawodowe odziedziczyła po ojcu.Jednak wczuwanie się w ludzkie problemy nie należało do spuścizny, jaką jej po sobie zostawił.Właśnie ta cecha w końcu ją zgubiła.Bała się, że tym razem też się jej nie uda, gdyż za bardzo związała się z Rutledge’ami.Nie mogła się już wycofać.Nie miała wyboru.Musiała być tutaj i przyjmować wszystko, co tylko się działo.Nawet wizyty starych przyjaciół.Nadszedł w końcu piątek.Kiedy tylko Mandy obudziła się po obiedzie, Avery bawiła się z nią, żeby jakoś zabić czas.Siedziały przy małym stoliczku i lepiły z gliny dinozaury.Kiedy mała zgłodniała, Avery zaprowadziła ją do Mony.O piątej Avery wykąpała się.Potem zaczęła starannie nakładać makijaż, skubiąc od czasu do czasu zapiekankę, którą przyniosła jej Mona.Wyszczotkowała włosy.Na szczęście odrosły już na tyle, że mogła ułożyć z nich efektowną fryzurę.W uszy włożyła brylantowe kolczyki.Za kwadrans siódma była już całkowicie gotowa.Siedziała jeszcze w łazience, kiedy wszedł Tate.Jego nagłe pojawienie się zaskoczyło ją.Tate zawsze spał na kanapie w swoim gabinecie sąsiadującym z jej pokojem.Między pomieszczeniami znajdowały się wprawdzie drzwi, ale pozostawały zamknięte na klucz od strony gabinetu.Gabinet przypominał pokój z jakiegoś klubu dla polityków.Obok niego znajdowała się niewielka łazienka z malutką umywalką i prysznicem, pod którym z trudem mogła zmieścić się dorosła osoba.Tate wolał znosić te niewygody niż mieszkać razem z żoną i korzystać z jej dużej sypialni i łazienki.W pierwszej chwili Avery przemknęło przez myśl, że Tate zmienił zdanie i nie zabierze jej ze sobą.Na szczęście wyglądał jedynie na zaniepokojonego.Popatrzył na jej odbicie w lustrze.Avery odwróciła się do niego i wyciągnęła ręce na boki.Chciała, żeby docenił jej wysiłek.- Podoba ci się?- Suknia? Jest wspaniała.- Rachunek za nią też jest imponujący.Wiedziała, że suknia jest naprawdę szałowa.Czarna, mieniąca się tkanina, usiana gdzieniegdzie cekinami, zakrywała jej ramiona.Była to seksowna sukienka, ale nie wyzywająca.Avery, kupując ją, nie kierowała się kaprysem.Nie chciała na ten wieczór założyć niczego, co należało do Carole.Pragnęła wyglądać dla Tate’a zupełnie inaczej.Poza tym Avery nie odpowiadały wizytowe suknie Carole - zbyt krótkie i kwieciste.Musiała mieć coś lekkiego, ale z długimi rękawami.Bała się pokazać zbyt dużo ciała i bardzo konsekwentnie dobierała stroje.Ta suknia spełniała jej wszystkie wymagania.- Dobrze wydane pieniądze - mruknął Tate z zadowoleniem.- Czy chciałeś coś ode mnie? A może chciałeś po prostu sprawdzić, czy zdążę przygotować się na czas?- Obawiam się, że to ja jestem spóźniony.Nie mogę znaleźć spinki do kołnierzyka.Może gdzieś ją zauważyłaś?Avery zwróciła uwagę, że Tate był tylko częściowo ubrany.Na policzku widniała świeża ranka.Najwyraźniej za bardzo się spieszył przy goleniu.Przyszedł boso, a świeżo wytarte ręcznikiem włosy sterczały na wszystkie strony.Nie zapięta koszula wisiała na nim luźno.Kiedy zobaczyła jego nagi owłosiony tors, poczuła, że ten widok nie jest jej obojętny.Brzuch miał płaski, bez śladów zbędnego tłuszczu.Oblizała językiem wargi.- Spinkę? - zapytała zamyślona.- Sądziłem, że może zostawiłem ją gdzieś tutaj.- Rozejrzyj się.- Wskazała dłonią tę część przebieralni, w której zauważyła kiedyś męskie ubrania.Zaczął przeglądać szuflady, aż w końcu znalazł szkatułkę ze spinkami.- Pomóc ci?- Nie.- Tak.- Zastąpiła mu drogę.- Poradzę sobie.- I wygnieciesz koszulę, zanim ją pozapinasz.Pozwól, że ja to zrobię.- Nie zważając na jego protesty, spięła spinką kołnierzyk.Dotknęła dłońmi włosów na jego piersiach.Były miękkie i puszyste.Miała ochotę zanurzyć w nich twarz.- Co to jest? - zapytał.Popatrzyła we wskazanym kierunku.- Och, to dzieła Mandy.- Przy lustrze wisiało kilka dziecinnych rysunków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]