[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Normalnie mê¿czyzna w tweedowej marynarce i kobieta w szortach khakiabsolutnie by go nie zainteresowali.Wygl¹dali jak zwykli turyœci zwiedzaj¹cyplac.Ale dzisiejszy dzieñ nie by³ normalny.By³ to dzieñ udzielanychtelefonicznie wskazówek, zw³ok, nieoznakowanych samochodów pêdz¹cych przez Rzymi mê¿czyzn w marynarkach wspinaj¹cych siê po rusztowaniach w poszukiwaniu Bógwie czego.Tote¿ Glick zamierza³ trzymaæ siê tej pary.Spojrza³ dalej i dostrzeg³ Chinitê Macri.Znajdowa³a siê tam, gdzie jej kaza³ –sz³a po drugiej stronie obserwowanej pary, trzymaj¹c siê w odpowiedniejodleg³oœci.Stara³a siê sprawiaæ wra¿enie znudzonej i niedbale trzymaæ kamerê,ale i tak wyró¿nia³a siê bardziej, ni¿ pragn¹³.¯aden inny reporter nieznajdowa³ siê w tej czêœci placu, a literki BBC na kamerze przyci¹ga³yzaciekawione spojrzenia niektórych turystów.Taœma, na której Chinita nakrêci³a wczeœniej nagie cia³o wrzucone do baga¿nika,obraca³a siê w tej chwili w wideoodtwarzaczu nadajnika.Glick wiedzia³, ¿euwiecznione na niej obrazy lec¹ nad jego g³ow¹ do Londynu.Ciekaw by³, co na topowiedz¹ w redakcji.¯a³owa³, ¿e nie dotarli do cia³a wczeœniej, zanim w³¹czy³a siê do tego grupaubranych po cywilnemu ¿o³nierzy.Zdawa³ sobie sprawê, ¿e ta sama grupaobstawi³a obecnie plac.Niew¹tpliwie szykowa³o siê coœ potê¿nego.Media s¹ praw¹ rêk¹ anarchii, powiedzia³ zabójca.Glick zastanawia³ siê, czynie straci³ swojej szansy na wielk¹ sensacjê.Wyjrza³, ¿eby spojrzeæ nafurgonetki innych stacji zaparkowane w du¿ej odleg³oœci od tego miejsca, poczym dalej obserwowa³ Chinitê towarzysz¹c¹ jak cieñ tajemniczej parze.Coœ mumówi³o, ¿e jednak nadal jest w grze.74Langdon ujrza³ to, czego szuka³, o jakieœ dziesiêæ metrów przed sob¹.Pomiêdzysylwetkami turystów widaæ by³o elipsê z bia³ego marmuru odbijaj¹c¹ siê wyraŸnieod szarego t³a kostki granitowej, któr¹ wy³o¿ona by³a reszta placu.VittorianajwyraŸniej te¿ j¹ dostrzeg³a, gdy¿ mocniej zacisnê³a palce na jego d³oni.– Spokojnie – szepn¹³.– Zrób tê swoj¹ prana-coœ-tam.Vittoria rozluŸni³a uœcisk.Kiedy podeszli bli¿ej, wszystko wydawa³o siê zadziwiaj¹co normalne.Turyœcispacerowali, zakonnice gawêdzi³y na skraju placu, ma³a dziewczynka karmi³ago³êbie pod obeliskiem.Langdon powstrzyma³ siê od sprawdzenia godziny.Wiedzia³, ¿e ju¿ niemal czas.Eliptyczny kamieñ znalaz³ siê teraz tu¿ przed ich stopami, wiêc zatrzymali siê,staraj¹c siê nie okazywaæ zbytniego podniecenia – po prostu dwoje turystówprzygl¹daj¹cych siê z obowi¹zku œrednio interesuj¹cemu zabytkowi.– West Ponente – odczyta³a Vittoria inskrypcjê na kamieniu.Langdon spojrza³ na p³askorzeŸbê i poczu³ siê nagle bardzo naiwny.Ani ksi¹¿kipoœwiêcone historii sztuki, ani jego wielokrotne wizyty w Rzymie nigdydotychczas nie uœwiadomi³y mu znaczenia tej p³askorzeŸby.Dopiero teraz wyraŸnie je dostrzeg³.Relief by³ eliptyczny, mia³ nieca³y metr d³ugoœci i przedstawia³ zarysy twarzy– przedstawienie Wiatru Zachodniego jako oblicza podobnego do anio³a.Z ustanio³a wydobywa³ siê potê¿ny podmuch wiatru wiej¹cego w stronê przeciwn¹ doWatykanu.oddech Boga.W ten sposób Bernini uczci³ drugi z pierwiastków.Powietrze.wieczny zefir wiej¹cy z ust anio³a.Kiedy Langdon wpatrywa³ siê wp³askorzeŸbê, stwierdzi³, ¿e artysta zawar³ w niej znacznie wiêcej znaczeñ.Bernini wyrzeŸbi³ powietrze w postaci piêciu oddzielnych podmuchów.piêciu!Co wiêcej, po obu stronach medalionu umieœci³ dwie œwiec¹ce gwiazdy.Langdonpomyœla³ o Galileuszu.Dwie gwiazdy, piêæ podmuchów, elipsy, symetria.Czu³pustkê w œrodku.Serce go bola³o.Vittoria niemal natychmiast ruszy³a dalej, poci¹gaj¹c go za sob¹.– Chyba ktoœ nas œledzi – oznajmi³a.Langdon podniós³ wzrok.– Gdzie?Dziewczyna przesz³a jeszcze oko³o trzydziestu metrów, zanim odpowiedzia³a.Wyci¹gnê³a rêkê w stronê Watykanu, jakby pokazywa³a mu kopu³ê.– Ta sama osoba chodzi za nami przez ca³y plac.– Od niechcenia zerknê³a przezramiê do ty³u.– Nadal tam jest.IdŸmy dalej.– S¹dzisz, ¿e to Hassassin?Potrz¹snê³a przecz¹co g³ow¹.– Nie, chyba ¿e iluminaci zatrudniaj¹ kobiety z kamerami BBC.Kiedy dzwony bazyliki rozpoczê³y swój og³uszaj¹cy ha³as, Vittoria i Langdon a¿podskoczyli.Nadesz³a ju¿ pora.Dotychczas zataczali ko³a, oddalaj¹c siê odWest Ponente, ¿eby zgubiæ reporterkê, jednak teraz skierowali siê ponownie kup³askorzeŸbie.Pomimo dŸwiêku dzwonów panowa³ tu ca³kowity spokój.Turyœci wêdrowali powoli.Jakiœ pijany bezdomny drzema³ oparty niewygodnie o podstawê obelisku.Ma³adziewczynka karmi³a go³êbie.Langdon zastanawia³ siê, czy czasem widokreporterki nie przestraszy³ zabójcy na tyle, ¿e zrezygnowa³.Ma³oprawdopodobne, stwierdzi³ w koñcu, przypominaj¹c sobie obietnicê tamtego.Sprawiê, ¿e wasi kardyna³owie stan¹ siê gwiazdami mediów.Kiedy przebrzmia³o echo dziewi¹tego uderzenia, na plac sp³ynê³a b³oga cisza.A potem.ma³a dziewczynka zaczê³a krzyczeæ.75Langdon pierwszy do niej podbieg³.Przera¿one dziecko sta³o jak skamienia³e, wskazuj¹c na podstawê obelisku, gdziesiedzia³ na schodkach obszarpany, bezw³adny pijak.Mê¿czyzna wygl¹da³okropnie.najwyraŸniej by³ to jeden z rzymskich bezdomnych.Siwe w³osyzwisa³y mu t³ustymi str¹kami, zas³aniaj¹c twarz, a ca³e cia³o spowija³a brudnaszmata.Dziewczynka, nie przestaj¹c krzyczeæ, wycofa³a siê w t³um.Langdon rzuci³ siê ku skulonej postaci, czuj¹c, jak ogarnia go przera¿enie.Na³achmanach mê¿czyzny dostrzeg³ ciemn¹, stale rozszerzaj¹c¹ siê plamê.Œwie¿a,jeszcze p³yn¹ca krew.Potem wszystko zaczê³o siê dziaæ jednoczeœnie.Starzec jakby z³ama³ siê w po³owie i zatoczy³ do przodu.Langdon skoczy³ kuniemu, ale nie zd¹¿y³.Mê¿czyzna run¹³ do przodu, stoczy³ siê ze schodów iuderzy³ twarz¹ o ziemiê.Znieruchomia³.Langdon rzuci³ siê na kolana, a Vittoria znalaz³a siê tu¿ przy nim.Wokó³gromadzi³ siê t³um.Vittoria przy³o¿y³a mê¿czyŸnie palce do szyi.– Czujê puls – stwierdzi³a.– Odwróæ go.Natychmiast jej pos³ucha³.Z³apa³ mê¿czyznê za ramiona i zacz¹³ odwracaæ.Kiedyto robi³, luŸne ³achmany osunê³y siê, sprawiaj¹c wra¿enie, jakby odpada³y p³atymartwego cia³a.Ranny opad³ bezw³adnie na plecy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]