[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z dodatków wybrała czarne rękawiczki, czarną aksamitką opasała szyję, a we włosy wplotła czarną wstążkę.Jako że nie była pewna, czy odważy się spędzić cały wieczór tak wydekoltowana, szybko wsunęła ręce w satynowy żakiet od kompletu.To połączenie okazało się dość ciepłe jak na bezwietrzny letni dzień i modliła się o powiew wiatru, który by chłodził ją do chwili, kiedy zajdzie słońce.Odległe „bim” zegara w westybulu obwieściło kolejną godzinę.Złapała torebkę i pomknęła na dół.Ku jej zaskoczeniu, na dole tonących w ciemnościach schodów panowała zupełna pustka.Na odgłos kroków odwróciła się z powitalnym uśmiechem na ustach.Nie Gideon jednak ją powitał, a ponure oblicze lokaja.- Dobry wieczór, Birch - palnęła bez zastanowienia.Potem, przypomniawszy sobie, że jest głuchy, zastanawiała się, czy w ogóle powinna się była odzywać.Zamiast okazać ponurą obojętność, mężczyzna odpowiedział jej ukłonem.Być może wrażenie to było spowodowane grą światła, Birch trzymał bowiem lampkę na wysokości twarzy, ale wydało się jej, że oczy mu zabłysły, a usta drgnęły.Czy jednak niezwykłe poruszenie jego warg było uśmiechem, czy też grymasem, nie było jej dane się dowiedzieć.W tej samej chwili Gideon zbiegł po schodach, po drodze dopinając guziki surduta.Gdy był już na dole, rozejrzał się i zatrzymał tak gwałtownie, że Constance zrobiło się cieplej na duszy.Z tak niekłamaną przyjemnością obejrzał ją od stóp do głów, że chciało się jej śpiewać.- Cudownie pani wygląda, panno Pedigrue - odezwał się z nutką zaskoczenia w glosie, która o mało - o mało - nie zepsuła jej humoru.Zanim zdążyła odpowiedzieć, uniósł palec.- Proszę chwilkę zaczekać.Zniknął w korytarzu, a Constance czekała w niezręcznej ciszy, która zapanowała w westybulu, gdy została sam na sam z lokajem.On także zdawał się przyglądać jej z uwagą - tak uważnie, iż zaczęła się zastanawiać, czy aby nie za śmiało poczynała sobie z doborem garderoby.Czy asystentka Gideona powinna być powściągliwai skromna w stroju także podczas wyjść do teatru?Gideon wrócił, zanim zdążyła dobrze się zastanowić.Gdy lekko uścisnął jej łokieć, zapomniała o wątpliwościach.Dzisiaj po raz pierwszy idzie do opery.Nic nie mogło zepsuć tego wieczoru.Nic.Gideon półgłosem wydał kilka poleceń woźnicy i niebawem mknęli już z turkotem, ścigając się z bryczkami i dorożkami pełnymi ludzi zajętych swoimi sprawami.Constance zaczynała się właśnie obawiać, czy nie burczy jej w brzuchu na tyle donośnie, że Gideon to słyszy, gdy woźnica zatrzymał konie przed imponującym budynkiem z brązowej cegły.Oprócz wypolerowanych do błysku drzwi i lśniącej mosiężnej tabliczki z napisem „Oasis”, nic nie wskazywało na to, że znaleźli się na miejscu.Tym razem Gideon pomógł Constance wysiąść.Trzymając ją delikatnie pod rękę, podprowadził do drzwi i zastukał dwa razy.- Przepraszam, że nie będzie to coś bardziej wyszukanego, ale mamy mało czasu do rozpoczęcia opery i wybrałem ten lokal ze względu na znakomitą obsługę.Jego właściciele świetnie wiedzą, ile mam zajęć w wieczory takie jak dzisiejszy.Niepewna jak odpowiedzieć, Constance patrzyła w milczeniu, jak fragment drzwi przesuwa się, tworząc malutkie okienko, w którym ukazała się para podejrzliwych oczu.Następnie okienko zamknęło się z trzaskiem, a drzwi wejściowe otworzyły szeroko.- Pan Payne! - wykrzyknął krępy jegomość ubrany w czarny smoking i śnieżnobiałą koszulę.- Witamy! Witamy!Wprowadzono ich do wąskiego przedsionka, a stamtąd weszli przez zwieńczone łukiem przejście do głównej sali.Światło wewnątrz było przyćmione, intymne, a lekki przeciąg spowodowany ich „wejściem sprawił, że płomienie zamigotały i teraz zdawały się tańczyć.Constance zerknęła nerwowo w kierunku innych gości i przekonała się, że większość klientów to mężczyźni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]