[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Laing, zamroczony alkoholem i podnieceniem, wstał i ruszył wraz z sąsiadami, niczym gromada podpitych studentów, poszturchujących się nawzajem dla dodania sobie animuszu.Kiedy zeszli w ciemnościach trzy piętra, Laing stracił orientację.Wkroczyli do enklawy opuszczonych mieszkań na dwudziestym drugim piętrze i buszowali po pustych pokojach kopiąc telewizory i tłukąc naczynia w kuchniach.Chcąc nieco wytrzeźwieć przed udaniem się na ratunek swojej siostrze, Laing zwymiotował z balkonu.Pasma świetlistego śluzu zawisły na frontonie budynku.Przewieszony przez poręcz, Laing nasłuchiwał w ciemności swoich sąsiadów kręcących się po korytarzu.Kiedy sobie pójdą, będzie mógł zacząć poszukiwania Alice.Nagle za jego plecami rozbłysły elektryczne światła.Laing, zaskoczony, przykucnął za parapetem, spodziewając się ataku ze strony intruza.Po chwili światła zaczęły rytmicznie mrugać jak sztucznie pobudzane serce.Laing spojrzał na swoje zaplamione ubranie i ręce ze śladami wymiocin.Miał przed sobą zrujnowany pokój z podłogą pokrytą odpadkami, jakby ocknął się na polu bitwy.W sypialni leżało na łóżku rozbite lustro, jego kawałki błyskały niczym fragmenty innego świata, bezskutecznie usiłującego się odtworzyć.– Niech pan tu przyjdzie, Laing.– przywołał go precyzyjny głos ortodonty.– Mamy tu coś ciekawego.Steele krążył po pokoju, trzymając w jednej ręce kij jak szpadę.Co jakiś czas zadawał markowane pchnięcia w kierunku podłogi, jakby odgrywał scenę z melodramatu.Przywołał Lainga w krąg rozbłyskującego światła.Laing zbliżył się ostrożnie, zadowolony, że wreszcie widzi Steele’a, ale mając też świadomość, że jest zdany na jego łaskę i niełaskę.Przypuszczał, że Steele osaczył właściciela mieszkania albo jakiegoś przybłędę, który się tu schronił, ale w pokoju nie było nikogo.Potem, idąc wzrokiem za klingą kija-szpady, zobaczył, że Steele zapędził pod toaletkę małego kotka.Steele skoczył, wywijając zerwaną z okna pluszową kotarą, i zagnał przerażone stworzenie do łazienki.– Niech pan zaczeka, doktorze! – Głos ortodonty był przepełniony jakąś dziwnie zimną radością, jak głos erotycznej maszyny.– Niech pan jeszcze nie odchodzi.Światła ciągle mrugały z brutalną nadrzeczywistością zdjęć z miejsca katastrofy.Laing zaskoczony swoją reakcją, patrzył jak Steele wpędza kota pod kotarę.Zgodnie z jakąś paskudna logiką przyjemność dentysty ze znęcania się nad zwierzątkiem podwajała obecność, czującego obrzydzenie zmieszane z fascynacją, świadka.Laing stał w drzwiach do łazienki, mając wbrew sobie nadzieję, że światła nie zgasną zupełnie.Odczekał aż Steele spokojnie zadusi kota pod zasłoną, jakby przeprowadzał skomplikowany zabieg pod szpitalnym prześcieradłem.Laing, nareszcie wolny, oddalił się bez słowa.Poruszał się ostrożnie ciemnym korytarzem, wśród świateł błyskających z drzwi plądrowanych mieszkań, z przewróconych lamp, leżących na podłodze, i ekranów telewizyjnych przywróconych po raz ostatni do przerwanego życia.Skądś dobiegała stłumiona muzyka, to odezwał się opuszczony adapter.W pustej sypialni projektor rzucał na ścianę na wprost łóżka ostanie sceny z pornograficznego filmu.Doszedłszy do mieszkania Alice, Laing zawahał się, nie wiedząc, jak wytłumaczyć swoją obecność, ale kiedy siostra otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka, zrozumiał natychmiast, że go oczekiwała.W salonie stały dwie spakowane już walizki.Alice po raz ostatni podeszła do drzwi sypialni.W żółtym migającym świetle Frobisher leżał na łóżku, obok do połowy opróżnionej butelki whisky.Alice wzięła Lainga za ramię.– Spóźniasz się – powiedział z wyrzutem.– Czekam na ciebie od paru godzin.– Kiedy wychodzili, nawet nie obejrzała się na śpiącego męża.Laing przypomniał sobie, jak przed laty Alice i on wymykali się w ten sam sposób z pokoju, kiedy ich matka upadła po pijanemu i leżała nieprzytomna na podłodze.Na klatce schodowej, kiedy spieszyli do bezpiecznej ciemności dwudziestego piątego piętra, słyszeli odgłosy jakiejś pomniejszej awantury.Piętnaście pięter, włącznie z tym, na którym mieszkał Laing, było teraz pozbawione prądu.Niczym burza, która nie chce odejść i wciąż na nowo wraca, przemoc przetaczała się przez noc, podczas gdy Laing i siostra leżeli z otwartymi oczami na materacu w jego sypialni.12 Na szczytW cztery dni później tuż po drugiej po południu, Richard Wilder wrócił ze swojej stacji telewizyjnej i wjechał na parking przy wieżowcu.Zmniejszył prędkość, tak żeby móc w pełni napawać się tą chwilą przybycia, rozsiadł się wygodnie za kierownicą i pewnym siebie spojrzeniem zmierzył fasadę budynku.Długie szeregi zaparkowanych samochodów wokół niego pokrywały się coraz to grubszą warstwą kurzu i cementowego pyłu, nawiewanego na gołe place osiedla z budowanego za ośrodkiem medycznym skrzyżowania dróg.Niewiele samochodów opuszczało parking, na którym prawie nie było wolnych miejsc, i Wilder przejeżdżał kolejne alejki, wracając na wstecznym biegu.Dotknął świeżo zabliźnionego skaleczenia na nieogolonej szczęce, pamiątki po zaciekłej bitwie korytarzowej poprzedniej nocy.Celowo rozdrapał ranę i z zadowoleniem spojrzał na ślad krwi na palcu.Pędził w drodze ze studia telewizyjnego, jakby próbował wyrwać się z groźnego snu, krzycząc i trąbiąc na innych kierowców, jadąc pod prąd jednokierunkowymi uliczkami.Teraz był spokojny i rozluźniony.Widok pięciu wieżowców jak zwykle natychmiast go uspokoił, zapewniając osadzenie w rzeczywistości, którego brakowało mu w telewizji.Przekonany, że znajdzie gdzieś wolne miejsce, Wilder kontynuował patrol.Początkowo parkował wraz ze swoimi sąsiadami z niższych pięter w szeregach na obrzeżu parkingu, ale w ciągu ubiegłych tygodni zaczął się przesuwać coraz bliżej budynku.Coś, co na początku wyglądało na nieszkodliwy przejaw próżności, ironiczny żart z samego siebie, wkrótce zaczęło odgrywać poważniejszą rolę jako widoczny miernik jego sukcesu lub niepowodzenia.Po kilku tygodniach, które poświęcił wspinaczce na szczyt budynku, czuł się upoważniony do parkowania na miejscach zarezerwowanych dla jego nowych sąsiadów.W końcu dojdzie do pierwszego rzędu.W tej chwili tryumfu, kiedy dotrze na czterdzieste piętro, jego samochód stanie w szeregu kosztownych wraków tuż przy budynku.Poprzedniej nocy Wilder przez kilka godzin znajdował się na dwudziestym piętrze, a podczas niespodziewanego starcia przez parę minut na dwudziestym piątym.O świcie został jednak zmuszony do wycofania się z tej wysuniętej pozycji do swojej obecnej bazy, mieszkania na siedemnastym piętrze, należącego do telewizyjnego reżysera i byłego kompana od kieliszka nazwiskiem Hillman, który z ociąganiem zaakceptował to kukułcze pisklę w swoim gnieździe.Zdobycie kolejnego piętra znaczyło dla Wildera coś więcej niż tylko przypadkowe wejście do opuszczonego mieszkania.Były ich teraz dziesiątki, rozrzuconych po całym wieżowcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]