[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Agnieszka podobnie jak ja wychowywała się bez ojca, który rozwiódł się z jej matką i wyjechał z kraju.Wyjechał z kraju również doktor Czyżewski, właściciel willi na Cienistej i - być może - ów szpakowaty mężczyzna z chryslera.Więc może doktor Czyżewski to ojciec Agnieszki.A nazwisko? Cóż - jej matka mogła po rozwodzie powrócić wraz z córką do nazwiska panieńskiego, to się zdarza.Wreszcie mój ojciec, który był głównym „bohaterem szkatułki”(przypomniałem sobie, że również „pan Rysiek” wspominał o nim w swoich listach, pisząc, że „nic go nie wskrzesi” itd.), mógł przecież należeć do tego samego pokolenia co ojciec Agnieszki i doktor Czyżewski, jeśli jest nim ów mężczyzna, którego opisywali mi Ed i Wisia.I jeszcze jeden szczegół wyskoczył z pobudzonej pamięci - matka Agnieszki jest lekarką.Tak jak Czyżewski.A jej ojciec? Nic nie wiedziałem na ten temat.Jeśli jednak, po latach, rodzice Agnieszki znów się ze sobą zbliżyli, to dlaczego musiało się to tak dramatycznie odbić na jej związku ze mną?Przypomniałem sobie nieliczne listy Agnieszki, które przechowywałem gdzieś indziej - w małym pudełeczku na karty z kości słoniowej, równie pięknym i nawet cenniejszym niż drewniana szkatułka.Sięgnąłem do szufladki nocnego stolika.Pudełeczko leżało tam spokojnie a w nim - wszystkie listy Agnieszki.A przecież z tej samej szuflady zginęły pieniądze i stary kolczyk z granatów zapomniany niegdyś u mnie przez Agnieszkę i nigdy już nie odebrany.Tym razem los ofiarował mi spokojną noc, czego nie omieszkałem wykorzystać.Nie zdążyłem jeszcze zaparzyć kawy i pokroić resztek czerstwego chleba, gdy u wejściowych drzwi rozległ się dzwonek i wkroczył Artur, naburmuszony jak zwykle, ale tym razem uzbrojony dodatkowo w tajemniczy uśmieszek.Skrytykował jakość naparu, pogrzebał w kuchennej szafce i - znalazłszy malinowy dżem, którym obdarzyła mnie ciotka Julia podczas swego ostatniego pobytu w Gdańsku, rozsiadł się wygodnie z pajdą chleba i kubkiem kawy.Krztusiłem się ze śmiechu, bo Artur usiadł pod nieprzyzwoitym malowidłem, które na pamiątkę zostawił mi włamywacz.Chciałem zmilczeć - do czasu - na temat wczorajszych rewelacji, ale Artur wcale nie zamierzał przedwcześnie zwierzać mi się ze swych osiągnięć.Chcąc nie chcąc, opowiedziałem mu po kolei wszystkie swoje przygody od rozmowy z barmanem w „Bravo”, poprzez spotkanie z Edem, nocny telefon Brzeskiej, aż po włamanie i moje związane z nim odkrycia.Tym razem Artur słuchał spokojnie, nie przerywał mi, nie zdradzał się żadnymi emocjami.Gdy skończyłem, zadał mi jeszcze kilkanaście szczegóło wych pytań, po czym pomilczał chwilę i samokrytycznie westchnął.- Właściwie powinienem mieć niejakie wyrzuty sumienia.Można się było spodziewać takiego właśnie obrotu sprawy.Ja - powinienem się był spodziewać.Gdybym był bardziej czujny, nie doszłoby do tych niepotrzebnych szkód, no i - na pewno wiedzielibyśmy więcej, niż wiemy.Ale i tak wiemy niemało.- Może ty wiesz - powiedziałem nie bez goryczy - ale najwidoczniej nie chcesz sprzedać mi swych rewelacji.- Zaraz się wszystkiego dowiesz.Zanalizujmy jednak najpierw to, co zaszło tutaj.Nie wątpię ani przez chwilę, że do właściwego włamania doszło wcześniej, w przeddzień naszego pierwszego spotkania.To była zdaje się niedziela? Nie wierzę w twoje roztargnienie i jakieś tam nie zamknięte drzwi.W niedzielę ktoś tu wszedł i zabrał to, co mu było potrzebne.Być może szkatułkę, o której mówiłeś.- Jestem tego prawie pewien - przerwałem mu.- Zauważ, że ten dziwny włamywacz wybierał cenne rzeczy zupełnie przypadkowo.Sam właściwie dopiero dzisiaj rano zdałem sobie z tego sprawę.Wziął na przykład stary magnetofon, a ominął zegarek elektroniczny.Połakomił się na kożuch, choć w czerwcu musiał dziwnie wyglądać, niosąc go pod pachą, a zostawił czapkę z lisa, którą kiedyś zapomniała u mnie ciotka.- Właśnie, sądzę, że drugie włamanie było upozorowane.Chciał nie tylko coś zabrać, ale i zrobić to tak, byś ty nie wiedział o swojej stracie.O swej istotnej stracie - dodał.- No tak, ale przecież właśnie dzięki drugiemu włamaniu domyśliłem się, o co mu szło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]