[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na trybunach rozległy się gwizdy i chichoty.Rzeczywiście, kupa śmiechu! Monty Python i Benny Hill wysiadają! Ale gdy z rozpędem wpadliśmy w tłum walczących rycerzy, widzowie umilkli.Miecz Bez Imienia rozcinał tarcze, skracał kopie i gniótł zbroje.Szeroka pierś mojego giermka była idealną podporą, jego kopia zaś wysadzała z koni tych, którym udało się uniknąć moich ciosów.Chociaż, jak sądzę, tym razem Buldożer również miał zamknięte oczy i cały drżał.Szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę.Sir Charles Lee zerwał z siebie hełm i śmiał się ogłuszająco, grożąc niebiosom dwuręcznym mieczem.Trębacze zadęli w trąby, widzowie wiwatowali, a markiz ogłosił nas zwycięzcami turnieju.Z naszego oddziału ocalało czterech rycerzy, z drużyny przeciwnika – dwóch.Liczyłem, że wręczą nam jakieś pamiątkowe medale, ale gdzie tam! Tyle że ogłosili naszego Kucharza najlepszym rycerzem i wręczyli mu miecz ze złotą rękojeścią.Pozostałych zasypano kwiatami i przysmakami.Moim zdaniem, idiotyczny zwyczaj.Dwa razy próbowałem złapać kanapkę z wędzonką i omal nie spadłem z konia.A tu jeszcze jakaś wzruszona mieszczka ze szczerego serca przyłożyła mi ciastkiem – prosto w szczelinę przyłbicy! Muszę przyznać, że krem był bardzo smaczny, tylko ciężko zlizywało go się z koniuszka nosa.Zapał sportowej rywalizacji opadł.Zawracając konia, niespiesznie ruszyliśmy z Buldożerem w stronę biegnącej do nas Lii.– Milordzie, byliście wspaniali!– Staraliśmy się.– Skinąłem skromnie głową.– Oczekuje was markiz i ten.nietrzeźwy mag!Zsiadłem z konia, ściągnąłem ze spoconej głowy hełm i lekko przechylony na bok (z powodu przeklętej buławy) skierowałem się do głównej loży.De Bras i Matwieicz bez pośpiechu wykańczali butelkę ormiańskiego koniaku (pochodzącą prawdopodobnie z kolejnej dostawy Riesenkampfa), a wokół nich tłoczyło się kilkunastu baronów z synalkami, którzy nie brali udziału w turnieju.Jean stał za moimi plecami (pewnie, żeby się nie zgubić), a Lija dumnie kroczyła przodem, popatrując z wyższością na innych paziów.– Lordzie Osiernico, zapraszam, siadajcie! To było naprawdę niezwykłe! Muszę przyznać, że nie spodziewałem się zastosowania tak oryginalnej metody walki! Przeważyć kopię sir Suchamora i zmusić go do wykonania przewrotu przez głowę.o, do tego potrzebna jest rzadka odwaga i niezwykła zręczność! – mówił z zachwytem markiz.– A jak zręcznie wykorzystaliście siłę swojego giermka! Jego kopia użyta płazem, a nie ostrzem, rozprawiała się z przeciwnikami nie gorzej niż taran! Proszę przyjąć moje gratulacje! Po sir Charlesie byliście największą gwiazdą turnieju.– Co prawda, to prawda – rzekł eksweterynarz, ziejąc oparami alkoholu.– Nieźle sobie dałeś radę, synu.Ale mówiąc między nami, w ten sposób jedynie przyspieszyłeś swój pogrzeb.Nie trzeba się było wysuwać przed orkiestrę.Teraz plotki o bohaterskim landgrafie zmuszą twojego wroga do szybszego i bardziej efektywnego działania.– Niech idzie do diabła.– Machnąłem ręką.– Też racja.– Matwieicz skinął głową.– Tam jest jego miejsce.Czy to znaczy, że już się zdecydowałeś?– Tak jest.Moi przyjaciele przekonali mnie, że jako drużyna jesteśmy sporo warci.– Jesteś głupcem, landgrafie – czknął jasnowidz.– Ale zazdroszczę ci.Dworzanie i rycerze tłoczyli się wokół nas, gratulując zwycięstwa i zapewniając o swej wiecznej przyjaźni, ale co najmniej połowa z nich była, mówiąc oględnie, nieszczera.Zwłaszcza dwóch dorodnych rycerzy w lśniących zbrojach i z hełmami w rękach.– Lordzie Osiernico, kim jest dama waszego serca, na której cześć dokonujecie wielkich czynów? – zapytał jeden z krzywym uśmieszkiem.Już otworzyłem usta, żeby mu odpowiedzieć, gdy odezwał się drugi:– A po cóż mu dama serca, skoro ma przy sobie takiego ślicznego pazia? Nowy landgraf gustuje w chłopaczkach, mam rację?W tym samym momencie solidna pięść Buldożera stuknęła rycerza tak, że głowa wsunęła mu się w kirys.Jean, wyraźnie przestraszony, popatrzył na mnie żałośnie, szukając ochrony i wsparcia.Mrugnąłem do niego z aprobatą.Pierwszy rycerz rzucił się do ucieczki, gdy Lija obrzuciła go druzgocącym spojrzeniem, a reszta obecnych omal nie umarła ze śmiechu.Muszę przyznać, że podobało mi się tu coraz bardziej.Ten wieczór spędziłem u Matwieicza.Rozmawialiśmy do czwartej rano.Interesowało go wszystko: jakie zmiany zaszły w naszym świecie, co nowego nakręcili w Hollywood, kto jest teraz papieżem i na co przeznaczane są środki ONZ; pytał o nazwiska nowych wybitnych naukowców i artystów, interesowały go ostatnie wynalazki, ostatni krzyk współczesnej mody, paryskie gusta i dowcipy z rosyjskiej prowincji.Rozumiałem go.Po raz pierwszy od tylu lat trafił mu się rodak, w dodatku z tego samego okresu dziejów! Matwieicz wyznał mi nawet, że gotów jest poświęcić swoją neutralność i udzielić mi wszelkiej niezbędnej pomocy, żebym tylko zdołał się stąd wydostać.Żegnaliśmy się już, gdy przypomniałem sobie o pewnej dość istotnej sprawie.– Skąd Riesenkampf dowie się, że postanowiłem walczyć?– Zgodnie z tradycją, powinieneś oficjalnie wyzwać go na ostateczny bój.To nie jest konieczne, bo on i tak jest zorientowany w sytuacji, ale mimo wszystko.Chodźmy.Matwieicz zaprowadził mnie na strych.Tam, na stole pokrytym aksamitem, leżał ogromny, miedziany róg.Moi znajomi z konserwatorium wiele by dali za możliwość choćby rzucenia okiem na to cudo.Już sam wyrzeźbiony wzór był niewątpliwym dziełem sztuki.Wziąłem róg do rąk, zagrałem i zabrzmiało to tak, jakby głęboki dźwięk rozerwał ciemność.– No i tyle.– Matwieicz uśmiechnął się smutno.– Teraz całe królestwo wie, że pojawił się nowy bohater, który rzucił wyzwanie tyranowi Lockheimu.Od tej chwili możesz dzielić ludzi na wrogów i przyjaciół, obojętnych nie spotkasz.Jedni będą ci pomagać, nie szczędząc życia, ponieważ doskonale wiedzą, z jakim niebezpieczeństwem się zmagasz.Dla innych Riesenkampf jest gwarancją stabilizacji i pokoju.który w każdej chwili może się zmienić w wieczne odpoczywanie.A poza tym, to nie my wybieramy sobie przeznaczenie, lecz ono wybiera nas.Pamiętaj o jednym: zrobię wszystko, żeby nie brać udziału w twoim pogrzebie.aż do odwołania samego pogrzebu z powodu niestawienia się głównego zainteresowanego włącznie!Przed obiadem czekała mnie niezbyt przyjemna niespodzianka – niestety, niespodzianki rzadko bywają przyjemne.Gdy razem z moimi przyjaciółmi zjawiłem się u markiza, posępny de Bras, otoczony mrocznymi zakonnikami w białych strojach, czytał właśnie jakiś dokument
[ Pobierz całość w formacie PDF ]